Czytadła dla dzieci

Będzie w punktach, bo inaczej się pogubię:)

1. Na razie nie do przebicia na mojej wewnętrznej liście. To "Opowieści z Narni" C.S Lewisa. Ten pan pojawi się również na liście dla dorosłych. Tam szukajcie:)
Przypuszczam, że większość zna, ale gdyby ktoś jednak nie to serdecznie polecam.
"Opowieści z Narni "to zbiór siedmiu opowieści, które mogą stanowić osobne części, nie czytane razem. Niektóre z nich zresztą pozornie nie wiążą się z resztą. Wszystkie łączy postać władcy Narni -Lwa Aslana, który jest obecny przy tworzeniu tej krainy, wtedy kiedy trzeba ją ratować i przy końcu tamtego świata. Młodszym dzieciom można czytać to jako opowieść, baśń. Ze starszymi warto wejść głębiej, nie bojąc się skojarzeń z Nowym Testamentem. Tak zresztą zamierzał autor, który należał do " Grupy oxfordzkiej" wraz z m.in Tolkienem i Chestertonem. W skrócie była to grupa wykładowców, którzy z anglikanizmu przeszli na katolicyzm. Spotykał ich zresztą z tego powodu ostracyzm. Ale wracając do książki.
Pierwsze trzy opowiadania- w historii Narni umieszczone mniej więcej w środku jej dziejów- zostały sfilmowane. Mam zastrzeżenia  do drugiej części czyli "Księcia Kaspiana", która jest najmniej wierna literackiemu pierwowzorowi i emanuje niepotrzebną brutalnością. Tej na pewno nie polecam dzieciom młodszym. Starsi chłopcy z kolei ją bardzo cenią. W ogóle wydaje mi się, że lepiej czytać, bo nawet rzeczy straszne dziecko w swej wyobraźni oswaja i przystosowuje do własnej wrażliwości. Ja osobiście najbardziej lubię opowieść " Koń i jego chłopiec" oraz "Siostrzeniec czarodzieja". To zmaganie ze sobą, odpowiedzialność za drugą osobę to jest najcenniejsza nauka i dla mnie i dla moich dzieci.
Pierwsza z nich rozpoczyna się na południe od Narni w państwie Kalormen ( mieszkańcy tej krainy będą mieli też duży udział w jej ostatecznym zniszczeniu ). Przerażające są opisy tego jak traktują ludzi Kalormeńczycy i do czego dążą. Dziś w to miejsce wchodzi obraz islamu. A przecież Lewis pisał te opowieści pod koniec lat czterdziestych. Mam ochotę zakrzyknąć: Prorok jaki czy co? Ale smutno się robi, zwłaszcza, gdy po przeczytaniu "Ostatniej bitwy" widzę , że sama mogę odrzucić to co dla mnie najlepsze. Oczywiście wszystko kończy się szczęśliwie a nawet lepiej:), tylko później człowiek myśli i myśli. Polecam.

2. Może coś dla młodszych dzieci. Serię podsunęła nam chrzestna Joasi. Chodzi o książki "Ulica Czereśniowa" i wszystkie pory roku. Książeczki te budzą wiele radości i w 1,5-rocznym Piotrusiu i niespełna czteroletniej Asi a i starsi do nich zaglądają . Dlaczego? Są to wielkie rysunki, z wieloma szczegółami i różnymi zabawnymi jak i codziennymi sytuacjami. I trzeba odnaleźć np. bociana, który na każdym z obrazków robi co innego, albo przemykającego lisa, albo tajemniczego motocyklistę, który okazuje się św. Mikołajem. Maluchy mają zabawę przy znajdowaniu znanych im rzeczy. Piotruś np. uwielbia obrazek przedstawiający przekrój domu i znajdujące się tam łóżeczko i gitarę. Obie jakże dobrze znane mu rzeczy. Starsi sami wyznaczają sobie zadania i jest wiele śmiechu, bo nie tak łatwo jest znaleźć wszystkie kaczki. Ta do kąpieli nie jest taka oczywista albo pingwina, albo odpowiedzieć na pytanie komu uciekła papuga.
Zaczytaniu już u nas uległy dwie podobne książki. Mini Max w Starym Testamencie i Mini Max w Nowym Testamencie. Były o wiele trudniejsze, stanowiły prawdziwe wyzwanie, ale jak bardzo angażowały i zapewniały długą, dobrą zabawę. Nie tak łatwo było znaleźć wśród bitwy z Filistynami i ogromu wojsk akurat tego, który pił oranżadę- tak na przykład. Książki od nadmiernej eksploatacji a czasem i emocji uległy dezintegracji. Ale myślę, że poszukam kolejnych egzemplarzy dla kolejnych poszukiwaczy.
Coś z obrazkami nie tak...
A to ulubiony obrazek Piotrusia. Chyba muszę skończyć jakiś kurs obsługi zdjęć;-)

3. Od pewnego czasu  myszkując w księgarniach natykałam się na JAŚKI. Moja wrodzona przekora kazała mi omijać tę pozycję, tylko dlatego, że była mocno eksponowana i reklamowana. Nadszedł jednak czas niekończącej się grypy brzusznej i czytadło nabyłam. Zaraz do niego wrócę.
O "Mikołajku"i jego przygodach na pewno wszyscy słyszeli. Sama już jako studentka zaczytywałam się jego przygodami, krztusząc się ze śmiechu. Nadszedł czas, by zapoznać z nim moje dzieci. I czar nieco prysnął. Zmienił się mój kąt widzenia, bo zajęłam zupełnie inną pozycję-rodzica odpowiedzialnego za swoje dzieci. Mikołajek nadal śmieszny, ale chyba bardziej dla mnie niż dla potomstwa. Nie chwytali niuansów związanych ze sprzeczkami rodziców czy odwiedzinami teściowej:). Dodatkowo zobaczyłam, że Mikołajek jest straszliwie rozpieszczony: jego rzucanie się na ziemię, płacze i groźby, że się zabije. A rodzice sprawiają wrażenie zupełnie bezradnych. Mówiłam, jako rodzic odkryłąm, że jest to książka opisująca dysfunkcyjną rodzinę;-). Czytam ją dzieciom, ale na za wiele nie liczę.
Polecam natomiast film Mikołajek, dzieciom bardzo się podoba, bawi je. Druga część czyli "Wakacje Mikołajka" już mniej, główny akcent jest przeniesiony na mamę, która nie akceptuje swojej rzeczywistości.
W tym nurcie znajdują się też "Mateuszki" Elviry Lindo. Książka nieco mniej znana, według mnie bardziej prawdziwa.Śmieszy dzieci z powodów przedszkolnych czyli ciągle brudne majtki Zuzi, bąki i inne aspekty fizjologiczne. Można poczytać, czasem może skręcić z obrzydzenia ( nas, nie dzieci, które cenią takie zabawy), nie wiem czy nasze dzieci  coś z niej wyniosą oprócz rozrywki. Moi chłopcy bardzo lubią Mateuszka, kuksańce jego mamy i dziadka, który zawsze staje w jego obronie. Mnie natomiast poraża beznadzieja hiszpańskiej, państwowej edukacji i zaraz pojawia się myśl, że przecież u nas tak samo...
Na tym tle przygody tytułowych Jaśków wyglądają najlepiej. Co prawda nie przeczytaliśmy jeszcze do końca, ale atmosfera w rodzinie ( pomimo pięciu rozbrykanych chłopaków) jest inna. Rodzice zajmują się dziećmi i raczej są wydolni wychowawczo:))) A dzieciaki z zapartym tchem czekają co będzie dalej....
4. Dzisiaj jedna z ulubionych książek młodszej części naszej progenitury:)
To "Julek i Julka" A. Schmidt, z genialnymi ilustracjami Fiep Westendorp, tylko czerń i biel.
To prościutkie i krótkie opowiastki o dwójce dzieci.  Nawet młodsi czytelnicy są w stanie się skupić a starsi domagają się kolejnych rozdziałów. Wszystko zaczyna się od dziury w żywopłocie, są kałuże i czysta sukienka, jest katar i zgubiona piłka. Wszystko znane ale dla małych słuchaczy bezcenne:)

1 komentarz:

  1. super, dzięki za rekomendacje, czekam na kolejne :) Polecam Miasteczko Mamoko + dwie inne książki z tej serii; rewelacja :)

    OdpowiedzUsuń