poniedziałek, 22 lutego 2016

Ale się dzieje!

Znowu kilka dni przerwy w pisaniu i znowu wyjdzie spod mych palców elaborat a nie post:). Podobno najlepiej pisać posty od 1000 do 2000 znaków. Ja ostatnio albo notuję 0 znaków, albo jakieś straszliwe ilości. I wtedy podobno czytelnicy nie czytają. Cóż...
U nas trwają ferie, trwa brak samochodu i nader intensywne życie. Aż się dziwię. Dzisiaj na zimowy biwak harcerski wyjechały dziewczyny czyli Zosia i Marysia. Jacek jest na zajęciach na farmakologii w ramach rozeznawania swojej ścieżki życiowej, a Jasiu skończył swoje własne, dodatkowe praktyki w warsztacie samochodowym.
W sobotnie popołudnie udaliśmy się ( wraz z Ukochanym) z Jasiem i Marysią na spotkanie z wielokrotnie wspominanym Andrzejem Pilipiukiem, twórcą Jakuba Wędrowycza i nie tylko.

Bycie Walczakiem to bycie zadymiarzem, więc nasze dzieci zabrały ze sobą prawie wszystkie egzemplarze książek Szanownego Autora. Wszyscy inni w kolejce stali z jedną, ewentualnie dwiema pozycjami, my z kilogramami. W związku z tym ustawiliśmy się na końcu. Miało to swoje dobre strony, bo zaczęliśmy dodatkowo gadać. Po spotkaniu wybieraliśmy się z latoroślami na frytki i wpadłam na pomysł co by zaprosić gościa. Trochę głupio, Mary załamana, że ma nienormalnych rodziców. Nasz ulubiony autor był jednak tak miły, że się ośmieliłam stwierdzając, że najwyżej powie nie. Ale powiedział tak. Usiedliśmy razem co prawda nie nad frytkami tylko nad kawą i rozmawialiśmy jeszcze ponad dwie godziny, w większości zaśmiewając się. To był bardzo udany wieczór.
A wczoraj popołudniu zjawili  się znajomi, ze swoimi dużymi dziećmi i graliśmy w KONCEPT. Gra dostępna w Rebel.pl i Gandalfie. Od lat 10 w górę. Przyznam się, że miałam wrażenie, że przynajmniej w moim wypadku powinna mieć ograniczenie od góry. Mój mózg już nie nadążał. Gra polega na odgadywaniu haseł zadanych przez drużynę przeciwną. Podpowiedzi umieszczone są na planszy w postaci zaznaczonych kategorii. I tak np.kawa to może być ciecz, jedzenie, czarny. Ale jak przekazać " podejdź no do płota" z Samych swoich? Czy Modę na sukces? Świetna zabawa, nastolatki chętnie uczestniczą ( i niestety wygrywają), tylko młodsi się nudzą. Polecam!

Przygotowując konspekty warsztatów ( albo raczej rozpoczynając myślenie o przygotowaniu) trafiam na różne zadziwiające rzeczy. Trochę pościągałam, żeby uwiecznić. Zaiste interesujące...
Poniższe koszulki wraz z czujnikiem powinny być dołączane do jakiejś  dziecięcej wyprawki. Jestem za.
A ta koszulka niżej w ogóle mnie nie rozśmieszyła. Raczej przywołała wspomnienia. Byliśmy młodymi rodzicami naszej pierworodnej. Dodam, że ambitnymi ( z pewnej odległości widzę, że pysznymi) i nie chcieliśmy żadnej pomocy. Damy radę sami. Ja jeszcze miałam kilka egzaminów do zdania i z Martusią zostawał dumny tata. Pewnego dnia po powrocie zarejestrowałam, że dziecina jest ubrana jakoś dziwnie. Pajacyk ma za dużo otworów a nasze dziecko za mało kończyn. Tatuś, co wyszło po niełatwym śledztwie, ubrał dziecinę tył na przód, góra do dołu a główkę wcisnął w nogawkę, podziwiając otwór na zmianę pieluchy.
 Nie może zabraknąć koszulek zaangażowanych :)
 A to marzenie chyba wszystkich rodziców. Potencjometr....
I fascynująco-straszne smoczki.

 Czego to ludzie nie wymyślą?

Znalazłam też kilka zdjęć, które sprowokowały moje nowe spojrzenie na temat "radzenia "sobie z Piotrusiem. Tu dołożyłabym tylko taśmę jeszcze na ustach.
 A to jestem gotowa wprowadzić już dzisiaj . Ostatnio nasz beniaminek ewidentnie ma więcej sił niż my i w momencie kiedy my zasypiamy w połowie wypowiadanego zdania on dopiero rozpoczyna zabawę.

 Teraz to już nie, ale na początku naszej rodzicielskiej drogi nie raz i nie dwa miałam ochotę zamordować mojego męża za nieodpowiedzialność. W zamian słyszałam:
-Od dzieci: mamo psujesz zabawę
-od Ukochanego: nie masz do mnie zaufania?
A to tylko kwestia perspektywy.
U nas tak jest przed każdą randką.

 No i w końcu wydało się:
Teraz mam dobre wytłumaczenie, albo raczej dzieci mają.

Przy okazji trafiłam również na blog : " Położna w świecie Sukuma" I przepadłam. Na chwilę zapomniałam czego to ja właściwie szukałam, co miałam robić. Wróciły do mnie pomysły z liceum, żeby pracować na misjach jako lekarz.Wtedy idolem dla mnie był ojciec Beyzym pracujący wśród trędowatych na Madagaskarze. Nawet na pierwszych randkach z moim Ukochanym coś podobnego mu oznajmiłam. Coś o tym, że nie interesują mnie dzieci, małżeństwo tylko wyjazd na misje jako lekarz. Ha, ha- ten śmiech w tle to życie:))) Co ta miłość robi z ludźmi?!

Co do mikrofali. Nie tak dawno robiliśmy z Józiem bardzo ciekawe doświadczenie. Wsadziliśmy do kuchenki mikrofalowej mydło. Doświadczenie bardzo efektowne. Powtarzaliśmy do wyczerpania mydła w domu. Potem beztrosko zajęliśmy się czymś innym. Niedługo później wrócił bardzo głodny Jasiu i wsadził do tejże mikrofali kotleta do odgrzania. Smaki i zapach wspaniały, odświeżający tylko mocno niejadalny. No co, to kolejna pułapka na złodzieja. Takiego głodnego.
Kuchenka została już kilkakrotnie umyta, ale nieufność wobec niej pozostała. Po każdym włączeniu rozchodzi się przyjemny, mydlany zapach. W związku z tym apeluję: nie róbcie tego w domu;-)

3 komentarze: