poniedziałek, 23 maja 2016

Jak zaczęłam pracę w biurze podróży:)

Mój dzień ma przerwy, owszem. Przypominające przerwy w szatkowaniu kapusty. Pełno różnych rzeczy do załatwienia a pomiędzy szczeliny. Oddech można złapać, ale zrobienie obiadu albo napisanie czegoś jest niemożliwe. Na to nakłada się pomysłowość i rozmach w działaniu Piotrusia, niekończące się dyskusje z niezadowolonymi nastolatkami...( dlaczego chciałam, by moje dzieci umiały wyrażać swoje zdanie, miały swoje zdanie??????). Ukochany ma wir w pracy, dojeżdżając do domu nadaje się tylko do spania, więc nie mogę zwalić na niego różnych "nie daję rady". Powoli zaczynam się zastanawiać ( po raz nie wiem który) co ja tutaj robię, to pomyłka, nie poradzę sobie, nie nadaję się. Zawsze gwoździem do mej trumny są nastolatki. Po krótkich rozmowach z nimi przypomina mi się fragment z "Mistrza i Małgorzaty":
-Jest lemoniada?
- Nie ma- odpowiedziała sprzedawczyni i z niewiadomych przyczyn obraziła się.
To jest to!
-Kochanie wstań, już 11!- nie daj Boże w niedzielę obudzić wcześniej.
Na dół schodzi gradowa chmura, na obliczu wszystkie troski świata. Ja jak zwykle głupio:
-Coś się stało?
- Nic!- a na twarzy nieszczęście dalej. Kiedyś bym pytała dalej, ale nauczona doświadczeniem, pomimo obaw, zostawiam nieszczęśnika. Za chwilę sytuacja rozwija się w jednym z dwóch kierunków:
Albo ocieplenie i normalność
albo :
-Józek, no co ty robisz! mamo, jak ja bym tak zrobił to bym już dostał karę, a w ogóle to ja bym się tak nie zachował, czy wy ich w ogóle wychowujecie?
lub
-Jak ja cię mamo nie lubię, znowu masz rację! JA się wyprowadzę, ciągle się mnie czepiacie. Mnie to nie zabieraliście ze sobą, nie nie chcę z wami jechać to bez sensu.
I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze. Zwłaszcza, że za moment dziecię staje się do rany przyłóż, stara się pomóc, wchodzi w długie mądre rozmowy. Podwójna osobowość?


Muszę się jakoś rozbawiać.












Ostatnio moja nastolatka, która zasadniczo ma dłużej trwający czas " nie zniżania się" do poziomu plebsu czyli swojego młodszego rodzeństwa brykała z nimi wieczorem na tarasie i wspólnie śpiewali, oraz nie tylko. Żałowałam, że nie prowadziłam sprzedaży biletów, bo występ przedni.


Młodsze rodzeństwo zapatrzone i zasłuchane, z chęcią naśladujące starsze siostry. Alternatywą było pójście spać, więc tym bardziej:)
Nastolatka ma dzisiaj pierwszy z 11 egzaminów kończących rok. Z języka angielskiego.
Zosia i Hania wszystko już zdały. I właściwie rozpoczęły wakacje.
Umówione jesteśmy tylko na czerwcowe spotkania z ułamkami, bo te są za słabo przećwiczone. To prawdziwe nieszczęście edukacji domowej, nawet jak coś nie wyjdzie na egzaminie ( bo się uda) to i tak wiadomo czego się robiło za mało.



W czwartek rano wyjeżdżamy na Łotwę. Nasze dzieci bawią się już w podróż, pakowanie. My jedziemy na trzy dni, oni w zabawie chyba się przeprowadzają.

Wszystko odbywa się zazwyczaj wczesnym rankiem, zanim reszta w ogóle zauważy, że jest dzień. Wchodzę nieprzytomna do salonu a tam przemeblowanie. I jeszcze kuracjusz ( bo plażowe krzesła też już powyciągali):
Ten kuracjusz jest ostatnio nadaktywny. Za stara jestem na takie numery.
A nasz Jacuś przymierzał spodnie. Nowiutkie, jeszcze z metką. Zrobił przysiad:



Chyba wybiorę się w jakieś pustynne miejsce i powrócę jak już będą dorośli.
No nie nadaję się...




No i zapomniałam o biurze podróży.

1 komentarz:

  1. Na razie mam tylko czwórkę maluchow od 10 do 3 ...i Mowisz ze jak wszysycy beda niec naście..to bedzie Armagedon?...Duze dzieci duzy klopot :(

    OdpowiedzUsuń