poniedziałek, 26 stycznia 2015

Tak dobrze, tak źle

Tydzień zaczął się bardzo miło, od 13-tych urodzin Marysi i wizyty rodziny. Przyjemny czas. Potem było już gorzej.  Marta, nasza pierworodna postanowiła na czas sesji przeprowadzić się do przyszywanej babci, przy okazji delikatnie sugerując, że jako mająca lat 21 powinna się usamodzielniać i pobyt tamże może się wydłużyć. Z korzyścią dla obu stron, bo babcia po śmierci męża jest osamotniona a moje dziecko czuje się w domu cały czas dzieckiem a pora wydorośleć. Rozum podpowiada, że ma prawo a serce się buntuje. Poza tym to błąd w liczeniu, ona na pewno nie ma 21 lat. Dopiero co biegała w rękawiczkach założonych na stopy i udawała kurę, nie mówiąc o sikaniu w pieluchy.
Dzisiaj rano natomiast okazało się, że kot , którego mamy na "przechowanie" na okres dwóch tygodni ma bardzo przyzwoite robaki, brrr. To kwestia, którą muszę niezwłocznie rozwiązać.
Wczoraj co prawda zanotowaliśmy kilka wpadek, ale nie były aż tak straszne. Zaczęło się od porannego przypalenia jajek na twardo. Tradycją u nas w domu są jajka w majonezie na niedzielne śniadanie. Wczoraj wstawiłam odpowiednią ilość jaj i uległam pokusie. Moje dzieci siedziały już  przy stole z rozłożoną nową grą( uwaga lokowanie produktu: " Przebiegłe wielbłądy") i zaczęliśmy rozgrywki. Było hałaśliwie i z emocjami. W pewnym momencie z kuchni odezwały się podejrzane wystrzały. O co chodzi? Strzelały jajka, z jednej strony już całkowicie czarne. Hmmm...
Potem jeszcze uświadomiłam sobie, że beztrosko zgodziłam się na badanie Marysi potrzebne do nauczania domowego właśnie wtedy, gdy moje dziecko ma być w Warszawie. Już i tak jestem lekko podejrzana decydując się homeschooling.
Mogę usprawiedliwić się tylko tym, że moje siły umysłowe są poważnie nadwyrężone przez kochaną rodzinkę z mym Ukochanym na czele. Przy stole odbywają się różnorakie rozrywki, tu dziewczyny plotą coś z koralików, tu jakieś trudne zadanie z fizyki rozwiązywane z tatą czy układanka i  w pewnym momencie słychać jak artystki do siebie:
-Podaj mi to ciachadło!- Dryń! O co chodzi? No o nożyczki! Ale to wyzwoliło wodospad twórczości:
-Co to koniunkcja? Ciotka konia!
-Co to przydawka? Mała rzecz, która się przydaje.
-Znacie taką odmianę: tych trzech, tego trzego, temu trzemu?
Więcej nie pamiętam, ale przez pewien czas miałam wątpliwości czy na pewno mówię po polsku.

I jeszcze wczoraj Józio błysnął:
Rankiem zaspany Ukochany do zaspanego Jasia:
-Coś widzę, że też nie możesz wskoczyć na odpowiednie tory..
A Józinek znad klocków:
- Tato, ale tu nie ma pociągu.- nie ma to jak nieubłagana logika dzieci.


A tu obok nasze towarzystwo w oczekiwaniu na niedzielne błogosławieństwo ojca. Brakuje najmłodszego i najstarszego z synów, a cała reszta jak widać bardzo zadowolona, że postanowiłam to uwiecznić:
-Oj mamo! No musisz!
Musiałam, bo jak się powyprowadzają to już nie zrobię takiego zdjęcia .


I jeszcze na koniec chciałam polecić świetny wykład Wandy Półtawskiej na temat kobiety:

http://www.fronda.pl/a/oto-prawdziwa-rola-kobiety,46665.html?part=2

To bardzo mądra kobieta jest!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz