wtorek, 7 lipca 2015

Mieszane uczucia część 2

Braciszek Cadfael zachowuje się bardzo niegodnie. Bo cóż to jest, by osoba  stanu duchownego tak kusiła i wodziła po manowcach, tak wciągała do swego opactwa. A ja muszę się opierać bo huk roboty.
Mój Ukochany na służbowych wojażach, w Krakowie. I oba samochody nieczynne. W zeszłym tygodniu padł nasz 9-cio osobowy Transporter zwany Helmutem. Byłam naprawdę wdzięczna Panu Bogu za opiekę, bo zaczął lać się płyn hamulcowy. Stało się to podczas przeglądu, słabe miejsce akurat wtedy puściło. Widziałam w tym naprawdę Opatrzność, bo nie stało się to podczas jakiejś jazdy a jest to samochód, którym mamy jechać na Chorwację. Moja wybujała i zwyrodniała wyobraźnia od razu podsunęła mi obrazy braku hamulców na zjeździe pełnym zakrętów.
Został u mechanika. Niestety nasz specjalista jest zazwyczaj bardzo mocno obłożony robotą i naprawy u niego trwają. Tak było i tym razem. Mija tydzień i pojawiła się mglista nadzieja, że już za dwa dni być może....
Nie było to takie tragiczne, choć życie nam lekko utrudniło. Został nam 7-mio osobowy fiat zwany Ulką. Ukochany miał akurat urlop i nasze plany, by wyruszyć nad jezioro całą rodziną zostały mocno ograniczone:). Ale nie było źle. Do wczoraj.
Zdążyłam jeszcze odwieźć Marysię i Zosię na zbiórkę, na dworzec bo ruszyły na obóz harcerski. Lał deszcz a ja postanowiłam kupić sporą ilość truskawek i w te dżdże spowić dom słodkim zapachem konfitur. Prawie się udało. Nie zważając na strugi deszczu i kałuże na drodze do samochodu, wpakowałam doń 14 kg truskawek i 5 kg ogórków. No i koniec. Już nie ruszyłam.
Na to, to  się zbuntowałam. Mąż wyjeżdża, pełno różnych spraw a ja bez samochodu, uwięziona...I sporo walki kosztowało mnie niewchodzenie w szemranie. Nie do końca się udało. To jest ten moment w którym trudno mi dziękować za to co się dzieje i przyjmować, że to jest najlepsze.
I to są te moje mieszane uczucia. Nie cierpię samochodów i żyć bez nich nie mogę:)))))

Robię już kolejna porcję diabelskich ogórków. Źródło przepisu jak wspominałam to Radio Maryja i pewna siostra, której imienia nie znam. Te ogórki to jeden z nielicznych przepisów, których nie przerobiłam:) Bo są doskonałe. W tym roku zrobiłam ich już 10 kg a na półce stoja 3 nędzne słoiczki. Po prostu towarzystwo je wyżera i to jak!

1,5 kg ogórków myjemy i przekrawamy na pół. Zasypujemy na 12 godzin 4 łyżkami soli.
Po  12 godzinach odlewamy do garnka sok z ogórków a do nich wkrawamy 2 główki czosnku. Ząbki czosnku mają byc pokrojone na plasterki ( czosnek jest bardzo lepiący!).
Natomiast do soku dodajemy 1,5 szklanki octu, 2 szklanki wody, szklankę cukru, 8 łyżek oleju i 2 łyżki chilli. Zalewę gotujemy i gorącą zalewamy ogórki z czosnkiem. Po 48 godzinach pakujemy je do słoików, zalewamy zalewą i odstawiamy na półkę. Nie trzeba pasteryzować:). Niestety przez te 48 godzin bardzo dużo ogórków znika, bo już po 12 godzinach od zalania są pyszne. Tak więc z 1,5 kg ogórków wychodzi średnio jeden mały słoiczek. Aha, funkcjonują jako diabelskie bo są naprawdę ostre:).
Obecnie po raz kolejny jestem na etapie, kiedy puszczają sok:))))

Chwilowo porzuciłam narzutę, bo wczoraj zostałam poproszona o złożenie swoich kilku prac na kiermasz dobroczynny. No poczułam się wyróżniona, bo prosiła osoba o dużym smaku i wyrobieniu plastycznym. Prac gotowych oczywiście nie mam, więc muszę naprodukować. Na pierwszy ogień poszły ptaki.STĄD

Tak wygladają dwa, które zdążyłam zrobić dziś popołudniu. Cadfael siedź cicho!
Jaś z Jackiem bardzo mi pomogli, bo wzięli maluchy do ogródka i grali z nimi chyba w piłkę. Ran nie było, więc nie wnikałam.


Tylko się martwię czy są dostatecznie dobre, czy się spodobają. Mam zamiar dorobić jeszcze przynajmniej trzy w różnych wersjach kolorystycznych a co dalej to może jutro pokażę:)

Najpierw były upały a potem lunęło i  w ogródku wszystko rośnie i rośnie...Chwasty niestety też.
 To moje dynie:) pomiędzy nimi szczypiorek. a wszystko na grządce permakultowej:)

I lilia, która się rozwinęła a nie wierzyłam bo przyjechała do mnie aż z Lublina, w nie najlepszych warunkach i bliżej jej było do uschnięcia niż kwitnięcia.

7 komentarzy:

  1. Ptaszki na pewno się spodobają. Mam to przetestowane. Też robiłam według TEGO przepisu i wszyscy nimi obdarowani byli zachwyceni. Pozdrawiam bardzo serdecznie całą Wspaniałą Rodzinę. Od jakiegoś czasu zaglądam do Domu pełnego kosmitów i jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wsparcie:) Cieszę się, że zaglądasz, a co do wrażenia to oby pozytywne:)))) bo aż się boję.....

      Usuń
  2. Mi się podoba różowo fioletowy, czyli gdzieś we mnie siedzi mała kobietka.
    Życia bez aut sobie nie wyobrażam. Toć to istny koszmar z taką gromadką.
    Pozdrawiam będąc jak zwykle pod wrażeniem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mamy jeden odzyskany:) A małe kobietki niech w nas żyja jak najdłużej!

      Usuń
  3. Idę sypać głowę popiołem...I szydełko i ogórki i truskawki i nieletnie dzieciątka i gotowania i wypiekanie...Całować takie złote ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja co dzień zastanawiam się czy dobrze zajmowałam się dziećmi. Bo może robiąc równocześnie różne rzeczy coś przegapiam. Pamiętasz jak mama Tomcia i Romci miała wyrzuty, że nie przemawia do swych dzieci głosem jak muzyka skrzypcowa, w zwiewnym peniuarze? A akurat musiała wstawić kolejne pranie? To ja tak mam. Niby staram się z nimi gadać, być na każde wezwanie ale siłą rzeczy MUSZĄ poczekać aż coś albo na swoją kolejkę. Mam wszelakie tendencje do bycia nadopiekuńczą matką i cały czas walczę z własną niecierpliwością i nerwowością. Wniosek? Absolutnie nie posypuj głowy popiołem!

      Usuń
  4. Tak, Tosine dywagacje o zwiewnym peniuarze i brudnych mydlinach to jeden z ulubieńszych musierowiczanów :)
    Popiołem muszę się posypać, tylko jakiś dorwę. Mam wyrzuty że się byczę i w ogóle mi się nie chce. Może morze tak działa na mnie.

    OdpowiedzUsuń