sobota, 28 listopada 2015

Uwaga marzenia się spełniają:) i mały konkurs...

O wielu rzeczach, które mam w głowie nie mogę chwilowo napisać, bo wymarzyłam sobie odpowiednie zdjęcia. A tych na razie nie mam. Napiszę więc później. To wszystko poczeka sobie u mnie w głowie.
Wstyd mi za brak systematyczności w pisaniu ale znowu dzieje się więcej i więcej.
Odzyskałam samochód więc rozpoczęłam zwykłą matczyną pielgrzymkę po dentystach, lekarzach, urzędach i zakupach. I po tych kilku dniach mam dość. Cudownie jest nigdzie się nie spieszyć, oglądać z dziećmi foki, grać w Dixit i prowadzić rozmowy, nawet te trudne. Rozmyślać o pierniczkach i śnieżynkach, laudesach i radości jaką niosą nadchodzące  święta. Bo wszystko się znowu zaczyna. Jest nadzieja.
A ja w tym roku zostałam już hojnie obdarowana przez Nowonarodzonego.
Wiecie już przecież, że mam świra, pasję , zwichrowanie w związku z porodami naturalnymi, domowymi, relacją przed narodzeniem. I......zaproponowano mi poprowadzenie szkoły rodzenia. Na moich warunkach, tak jak ja chcę, uważam za słuszne. A wczoraj okazało się, że mogę to robić także w najbliższej przychodni. Praca marzenie. Uwielbiam to, nie zostawiam dzieci i jeszcze mi płacą!
Dla mnie to właśnie taki prezent od Ojca, samo przyszło, bez mojego starania, bez wymyślania.
Teraz jestem na etapie planowania zakupu sprzętów, douczania, i planowania zajęć. Jeszcze nie raz o tym napiszę. Powiem więcej będę chwilami monotematyczna:)
Najlepsze jest, że moje dzieci nie zwróciły na to właściwie uwagi. Ci starsi są pochłonięci swoimi sprawami co  wieku nastoletnim jest charakterystyczne a ci młodsi chyba nie wiedzą co to znaczy. W końcu teraz też wychodzimy z Ukochanym a to do kina a to na randkę czy prozaiczne zakupy. Dwie godziny przełkną. Tylko Zosia zapytała:
-Dużo Cie nie będzie w domu?
Na szczęście mogłam jej odpowiedzieć, że niedużo.
I w tym szampańskim nastroju proponuję mały adwentowy konkursik. Prezentem są szydełkowe śnieżynki w zestawie. Trochę się kryguję, bo wiele z Was jest super i nad zdolnych ale może się przydadzą. Jako odrobina luksusu do każdego zestawu dołączona będzie kula do kąpieli ( supernaturalna) lub peeling czekoladowy lub kawowy. Kosmetyki produkowane przez moją córkę. Zestawy są dwa:)
Co trzeba zrobić? Zostawić komentarz, najlepiej z krótkim tekstem na temat: jak sobie radzicie z postacią Św. Mikołaja w naszych skomercjalizowanych czasach? Jeden komentarz wybiorę ja a drugi Ślubny. Wszak mężczyźni maja inne podejście, żeby nie było, że są dyskryminowani:))))
Czasu mamy dużo, losowanie i ogłoszenie wyników do północy 6.12.2015! Powodzenia!

14 komentarzy:

  1. Zatrudnij mnie! Jestem zielona z zazdrości!!! Gratulacje i powodzenia :O)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy pracowałam jako niania, mój wówczas 2,5-letni podopieczny oburzył się okropnie na widok "Św. Mikołaja" w oglądanej książce:
    - To nie jest żaden Mikołaj, tylko jakiś krasnal! Nie ma kija!
    Chodziło oczywiście o pastorał. :) I tego się trzymam. Krasnal w czerwonej czapce z pomponikiem jest może i sympatyczny, ale do Świętego biskupa to mu daleko. Tę wersję będę przekazywać też swojemu pierworodnemu, który rośnie sobie pod moim sercem, fundując mi Adwent życia. :)
    Serdeczne pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale wspaniale Ci się ułożyło z pracą - gratulacje:) Sama już myślę pomału, co ze sobą zrobić i chodzi mi po głowie raz ziołolecznictwo, a innym razem doradztwo laktacyjne. A do takiej szkoły rodzenia sama bym poszła, gdyby nie to, że jestem już po trzech cięciach i na razie satysfakcjonuje mnie trójka dzieci;p

    A co do Mikołaja - sami się zastanawialiśmy, jak to rozwiążemy i postanowiliśmy, że nie będziemy kłamać. Żadnych klaunów z saniami, gwiazdorów i innych prezentopodrzucaczy. Kupiliśmy książeczkę o życiu św. Mikołaja z ładnymi ilustracjami i tekstem zrozumiałym dla bardzo rozgarniętego wówczas dwulatka i opowiadaliśmy synkowi, że św. Mikołaj to biskup dalekiego miasta Mira, który żył bardzo dawno temu, że był bardzo bogaty, ale przy tym miał dobre serce i razem ze swoją służbą wyszukiwał ludzi biednych, dowiadywał się, jakiej pomocy potrzebują najbardziej i dyskretnie podrzucał im podarunki do domu. No i dzisiaj my, na pamiątkę dobrych uczynków św. Mikołaja, w jego imieniny obdarowujemy prezentami swoich najbliższych i potrzebujących.
    A na pytanie o "Santa Clausa" mieszkającego w Laponii z elfami, żoną i reniferem Rudolfem mój mąż odpowiedział, że to taki krasnoludek udający św. Mikołaja dla tych, którzy nie wierzą w Pana Jezusa i świętych, a też chcą dawać sobie prezenty. A przedszkole wybraliśmy katolickie i tam chodzi Mikołaj z pastorałem, ubrany w ornat i mitrę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się Państwa pomysł, by od maleńkości uczyć dziecko, że święty Mikołaj to nie ten czerwony krasnolud, ale święty biskup. Myślę, że i my sięgnęlibyśmy po taką książeczkę (czy mogłabym prosić jakiś link, gdzie można kupić?) Ale nie zrezygnuję jednocześnie z tego "Santa Clausa", bo przecież wyobraźnia i świat baśni to ważny element dzieciństwa. Kiedy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam te "kłamstwa" :) Ten dreszczyk emocji, czy Gwiazdor zostawi coś pod choinką, co zostawi, jak to zrobi, jak mu się uda w jeden wieczór odwiedzić wszystkie domy... Potem jakoś tak naturalnie sama z tego wyrosłam. Wydaje mi się, że to się przecież wcale nie kłóci: opowieść o biskupie z Miry połączona z tradycją Gwiazdora, który tak jak tamten prawdziwy święty, zostawia nam prezenty. Moja mama tak nam to tłumaczyła, a my jako dzieci przyjęłyśmy to bez oporów :)

      Usuń
    2. Mamy taką:
      http://e.wydawnictwowam.pl/tyt,54384,Swiety-mikolaj.htm
      kupiliśmy stacjonarnie w księgarni wydawnictwa WAM w Krakowie.

      Usuń
  4. O, lubię konkursy i wreszcie mam motywację, by zasiąść do pisania komentarza, bo ostatnio przy moich dzieciach tylko wpadam, czytam i wypadam, by w kieracie domowym pomyśleć sobie o tym, co przeczytałam, obiecując sobie solennie, że następnym razem NA PEWNO zostawię komentarz.

    Pytanie utrafiło w samo sedno tego, o czym myślę każdego grudnia, od kiedy na świecie pojawiły się dzieci. Jak się nie dać pokonać materializmowi na święta Bożego Narodzenia? Co zrobić, by prezent świąteczny był atrakcyjny, ale nie kosztował pół pensji, a jeszcze lepiej - jak nauczyć się cieszyć dzieci z każdego drobiazgu? Jak sobie poradzić z nieszczęsnym świętym Mikołajem, by jego dostojne, odziane w czerwony kubrak brzuszysko nie przysłoniło Malutkiego Jezuska w stajence?

    Znalazłam chyba jako-taki złoty środek, który na razie się sprawdza i którego zamierzam się trzymać przez lata. Moje dzieci są jeszcze małe (synek ma dwa lata z okładką, córeczka siedem miesięcy), więc właściwie nie zauważyliby specjalnie, gdyby nie dostali żadnych prezentów na święta ani też nie odczuliby różnicy między małym a dużym prezentem, ale chcę wprowadzić pewną podarunkową tradycję już teraz, a nie w czasie, gdy dopiero zaczną rozumieć rzeczywistość. Właściwie w sprawie prezentów świątecznych idę szlakiem przetartym przez moich rodziców: na Mikołajki święty Mikołaj wkłada do bucika drobiazg, bo bucik jest przecież mały (jakieś słodycze plus drobiażdżek, w tym roku to książeczki z ruchomymi obrazkami po 9zł sztuka), a na Boże Narodzenie Gwiazdor (bo na Kaszubach chodzi Gwiazdor, powinien być w kożuchu, przepasany słomianym pasem, ale coraz częściej jednak przypomina "normalnego" Mikołaja) przynosi wymarzoną zabawkę. Nie powiem, co w tym roku, bo to wie tylko Gwiazdor :) Ale nic bajońsko drogiego, bo naszego Gwiazdora nie stać na prezenty po dwie stówy. W ogóle wyznaję zasadę, że nasze dzieci dostają zabawki tylko z okazji urodzin i świąt, bo co za dużo to nie zdrowo. Ta zasada nie dotyczy książek :D

    Żeby jednak to nie Gwiazdor był najważniejszy w święta Bożego Narodzenia, rozmawiam z dziećmi (na razie tylko z Jerzykiem, ale Reginka uważnie słucha ;) ) o tym, co się wydarzyło przed dwoma tysiącami lat, o Małym Jezusku, Maryi i świętym Józefie, o aniołkach, pastuszkach, którzy paśli owce, o Trzech Mędrcach. Bardzo pomagają nam w tym ilustrowane Biblie dla dzieci, przyznaję. Opowiadam o polskich tradycjach, z których Jerzyk najbardziej kojarzy ubieranie choinki w pierniczki, bo od zeszłorocznej Gwiazdki to jego ulubione ciastka. Jerzyk lubi muzykę, więc śpiewamy pieśni adwentowe i kolędy, słuchamy też piosenek świątecznych, polecam zwłaszcza Fasolki "Po co jest zima?" Bez bicia przyznaję, że śpiewamy kolędy czasem nawet w lipcu... Nastrój wprawdzie nie ten, ale za to jak przyjemnie się robi :D

    Chciałabym, by Jerzyk i Reginka patrzeli na święta Bożego Narodzenia nie tylko jak na czas prezentów z worka Gwiazdora. To będzie dla nich, jak dla wszystkich dzieci, oczywiście ważne, ale chciałabym, by najważniejszy był w tych świętach Bóg. Tego właśnie sobie życzę z okazji zbliżających się świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje pracy! Pan Bóg się troszczy :) a specjalistą od spełniania marzeń jest, naprawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje dzieci już są duże. Niemniej staraliśmy się oddzialać "Mikołaja" od św, Mikołaja. Najpiękniej udało sie to gdy były małe jeszcze i po wieczerzy wigilijnej z prezentami przyszedł - jak w moim dzieciństwie - biskup w albie, kapie i mitrze :)), z pastorałem (no, oczywiście przebrany).
    Za to w noc z 5 na 6 grudnia swego czasu dzieci dostawały list od św. Mikołaja (każde swój) z pochwałami, docenieniem wszelkich postępów w pracy nad sobą w róznych wymiarach i ewentulanymi drobnymui sugestiami co warto poprawić. Oczywisćie jakiś drobiazg słodki czy coś innego do tego też był ;)))

    OdpowiedzUsuń
  7. A u nas Młodszy prawie trzylatek wierzy po prostu w św. Mikołaja, Starszak - pięciolatek wie, że prezenty kupują rodzice, a święty Mikołaj żył dawno temu, był biskupem i człowiekiem pomagającym potrzebującym. Wie też, że stąd tradycja mikołajek i prezentów pod choinką.

    OdpowiedzUsuń
  8. A my nie mieliśmy żadnego "Mikołajowego" planu. Ktoś dobrze wiedział, że rodzicami będziemy nieporadnymi i roztrzepanymi i dał nam dzieci mądre i o złotych sercach, coby wychowywały siebie same i nas przy okazji:) Z biskupem Mikołajem spotykały się co wakacje na rekolekcjach. To już taki urok oazy - drugie Boże Narodzenie w lipcu, bez całej osłonki komercyjno - rozczulającej. Znają go więc i przyjmują jako oczywistość. Ale Mikołajów z Laponii, Bieguna Północnego, magicznej krainy i kilku innych miejsc, znają również, tak jakoś ze swiata codziennego i w ich umysłach to się jakoś nie kłóci. Przez cały adwent wokół naszych okien latają anioły, które są pośrednikami pomiędzy nami a ... kto to wie?... może wcale nie Mikołajem. Anioły otrzymują laurki, listy nie zawsze ze spisem prezentów, a czasem i słodycze zostawiane na parapetach tak, żeby im też było miło. Anioły oczywiście muszą się pilnować, żeby słodycze odbierać i miłe liściki odpisywać. A ponieważ bycie aniołami jest zaraźliwe, więc nasze dzieciaki w pewnym momencie zaczynają szeptać, spiskować i przetrząsać skarbonki. W końcu w tej całej obfitości Mikołajów, można samemu się gdzieś tam zakręcieć i podpiąć. Może to już podchodzi pod komercję, ale nigdy te drobiazgii, niektóre robione ręcznie a i te na które były wydwane ich ostatnie pieniądze ze skarbonek nie były dla nas więcej warte. A do nich też przychodzi Mikołaj w jednych latach bardziej, w innych mniej, szalony. A dzieciaki są na tyle kochane, że niezależnie od ilości/rodzaju/obfitości prezentów cieszą się jak szalone i zawsze to są właśnie te rzeczy, o których marzyły i które sa najfajniejsze na świecie. I skąd mi się takie cudne dzieciaki trafiły:)
    :) an

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas przez cały Adwent przychodzi św. Mikołaj. Święty, prawdziwy święty. Jak przystało na świętego, zachęca do czynienia dobra i stawania sie lepszym. W Kalendarzu Adwentowym zostawia liścik do dzieci zachęcający do dobrego przygotowania do urodzin Pana Jezusa. Tłumaczy w kilku zdaniach coś każdego dnia i zostawia jakieś zadanie, często katechizujące.
    Nie chcę iść za ks. Kneblewskim i Mikołaja nazywać gnomem, bo mi się te określenie nie podoba, wolę już mówić, że to postać z bajki wzorowana na św. Mikołaju. W każdym razie też w tym tygodniu w Kalendarzu Adwentowym pojawi się książka o św. Mikołaju. Już go z resztą poznaliśmy czytając dziecięca wersję ksiązeczki przedstawiającą święte osoby.

    OdpowiedzUsuń
  10. U nas św. Mikołaj przynosi prezenty w wieczór wigilijny, jest biskupem w mitrze, bardzo dobrym człowiekiem, który stał się święty, bo kochał Boga i ludzi. A w sklepach są poprzebierani panowie za wyobrażenie św. Mikołaja , które stworzono na potrzeby reklamy coca-coli. Tak mój precyzyjny mąż tłumaczy dzieciom rzeczywistość. A dzieci (11,9,7,1) chyba nadal wierzą, ze to Święty Mikołaj rzeczywiście przychodzi. W wieczór wigilijny robimy zawsze małe zamieszanie, ze niby coś słyszymy, ktoś chodzi, oni rzucają się do drzwi i okien, a my myku myku podkładamy paczki. Pozdrawiam- Ula.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja na Mikołaja czekam tam samo niecierpliwie, jak moje dzieci :) Zwłaszcza że mam świetne wspomnienia z dzieciństwa związane z tym dniem, a raczej nocą... i porankiem, kiedy się znajdowało prezenty przy łóżku. Jakieś drobiazgi to były, bo za moich czasów (zabrzmiałam jak stara babcia xD) o tak wypasione zabawki jak teraz było trudno, a rodzice byli raczej biedni... Ale coś zawsze było i to było najważniejsze. Wtedy jeszcze nie było tego "christmasowego" pędu z grubym krasnalem z reniferami. Czekoladowe figurki Mikołaja miały pastorał i krzyż, to pamiętam...
    A dzisiaj dzieciakom mówimy o Mikołaju tym prawdziwym, z Miry, a nie z Laponii. O tym, że był dobrym człowiekiem, że pomagał ludziom, no i bardzo kochał Boga. I mówimy, że na pamiątkę tego w dzień kiedy się go wspomina, dzieci dostają prezenty. Dzieciaki wiedzą, że prawdziwy Mikołaj wygląda jak na ikonie, a nie reklamie Coli. Trudność jest tylko z pytaniami w stylu "A widziałaś go?", "A jak on daje te prezenty?". I tutaj zaczynam się zwykle plątać, ale staram się nie kłamać, ale też nie rozbijać tej dziecięcej wiary w to, że to naprawdę Mikołaj przychodzi. Potem same to sobie wyjaśnią, ale na razie niech maja tą frajdę i dobre wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdy dzieci były małe, podkładanie prezentów było proste. Zasypiają mocno, wchodzimy i podkładamy paczki do łóżeczek. Rano radość nieopisana. Teraz jest już trudniej.
    Nasz syn ma na imię Mikołaj i już w ubiegłym roku wszystkim mówił, że prezenty przynosi ten prawdziwy w mitrze i z pastorałem, bo ten w czapce krasnala to przebieraniec (miał wtedy 7 lat).
    Czytaliśmy książkę o Mikołaju z Miry Piotra Kordyasza.
    Dzieci w wieku 10, 8, 6 i dziewczynki, które jak zasną to można strzelać z armat. Z chłopcami już nie tak łatwo. W ubiegłym roku zastawili różnego rodzaju pułapki na Świętego Mikołaja. Najniebezpieczniejsza była poduszka położona na górnej części drzwi z przyczepionymi do niej sznurkami. Na końcu sznurka był zawieszony dzwoneczek, aby gdy poduszka spadnie narobić hałasu i Mikołaj wpadnie w pułapkę. Przygotowali sobie listę pytań, gdy staną oko w oko z Mikołajem.
    Ale nie ze świętym takie numery! Zamiast w pokoju chłopców, Mikołaj zostawił paczki w przedpokoju z listem, że nie chciał ich budzić, a pułapka zrobiona była profesjonalnie. Rano zdziwienie nie miało granic, jaki to mądry i wszystkowiedzący święty. Prezenty ich ucieszyły bardzo. Jeszcze rok wcześniej Mikołaj zostawił prezenty w łóżkach, ale tak szybko uciekał, że zgubił swoją mitrę...
    W tym roku planujemy list na drzwiach z zadaniami do wykonania dla dzieci od Świętego Mikołaja. Trzeba będzie je rozwiązać, aby znaleźć prezenty.

    Ja lubię, jak w środku nocy mąż skrada się, aby podłożyć dla żony prezent. Słodkie! Dwie dorosłe osoby, a ciągle wierzą w Świętego Mikołaja!
    Udanej zabawy :-)

    OdpowiedzUsuń