środa, 28 stycznia 2015

Mądrość ludowych mądrości

Nie raz słyszałam powiedzenie ( porzekadło):
Kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma dzieci ten ma smród.
Moja dusza buntowała się na takie teksty, według mnie jednostronne i pejoratywne w odniesieniu do jednego z cudownych powołań człowieka.
Dwa ostatnie dni pozwoliły mi zweryfikować mój osąd i przekonać się, że nie chodzi o obrażanie nikogo tylko o czyste ( hmmm) stwierdzenie faktów.
Wczoraj część ozdrowieńców ruszyła na swoje zajęcia i zostałam z Asią, która jeszcze jest trochę niewyraźna i Piotrusiem- jak mi się wydawało zdrowym.
Dzień przebiegał okraszany częstymi wizytami Apsiulki w łazience i równie częstym sprzątaniem i myciem. Kojarzyłam to bardziej ze skutkami ubocznymi antybiotyku. Popołudniu do Asi dołączył Piotruś- tu  sprawa była prostsza, tylko wymiana pieluchy. Potem starsze dzieci wracały ze szkół i informowały o bólu brzucha. Wieczorem temperatura Piotrusia sięgnęła 39,2. Szybki telefon do cioci ( pediatry), mamy się jutro pokazać, ale może to faktycznie od brzuszka. No i dzisiaj rano wizyta i niestety nie jest tak miło: zapalenie płuc, a dopiero skończyliśmy antybiotyk:(. I groźba, że w razie czego szpital. To straszna perspektywa, nie tylko ze względu na strach o malucha ale i przerażające wyzwanie logistyczne jakby co.
Najciekawsze jest to, że jeszcze kilka godzin temu wydawało mi się, że nie wytrzymam w domu ani dnia dłużej. Od dwóch tygodni całe dnie bez spacerów a wyjścia wieczorem i to raczej nerwowe z powodu zostawionych rozmarudzeńców, z którymi Marta nie mogła sobie dać rady. Inna spraw, że ja też nie. Po usłyszeniu diagnozy i ewentualnej konieczności hospitalizacji, dom wydał mi się szalenie atrakcyjnym miejscem a zwiększona ilość prania przerywana inhalacjami jawi mi się jako niebywała przyjemność.
A tak w ogóle spadł piękny śnieg i co niektórzy lepili wczoraj z Tatusiem bałwana. Po ciemku, bo po ciemku ale wyszedł rewelacyjny. Pierwszy bałwan tej zimy, a to już wiosna prawie.Patrząc przez okno na radość dzieci stwierdziłam, że zima jest jednak fajna a śnieg Pan Bóg na pewno stworzył ku uciesze dzieci.
W piątek oczekiwana przez nas premiera "Pingwinów z Madagaskaru". Poziom absurdu odpowiedni. Mieliśmy się wybrać w sobotę rano. Mam wielką nadzieję, że do tego czasu antybiotyk zadziała. A w niedzielę urodziny i imieniny babci. Po raz kolejny na uroczystości zjawi się okrojony przez choroby skład.


Dzieci przypomniały mi, że powinnam pospisywać bajki, które dla nich układałam. Każde ma swoją własną. Niestety to grafomania straszliwa, ale chyba ze względu na nich to uwiecznię. Może od jutra zacznę.
Słowa są zresztą bardzo groźną bronią. Właśnie ostatniej nocy mieliśmy przyjemność gościć w naszym małżeńskim łóżku, pierwszy raz od bardzo dawna, Józia. Synek był spłakany i przerażony, bo śniła mu się opowieść koleżanki, jak to syrenka zmienia się w czarownicę. I ta czarownica była STRASZNA.
Albo przychodzi spłakana Hania, bo straszliwie obraziła ją Zosia. Powiedziała jej, że jest nieważna. No czyż nie jest to okropne?

3 komentarze:

  1. O nie. To się modlimy o zdrowie dla dzieci i siły dla rodziców.

    W ogóle jestem od trzech dni sam z dwójką przedpołudniami i myślę sobie, że nie wiem, jak Ty ogarniasz taką ekipę i to do tego chorujacą, a jeszcze robisz pranie, gotujesz dla całej rodziny, itp. :)
    Ja chwilami biegam spocony od jednego dziecka do drugiego, ubrany w pół pidżamę, pół dresy, w kuchni dwa śniadania w trakcie, łóżko niepościelone, Antek chce jeść, Zosia chce siku, mama dzwoni jak sobie radzimy...
    Ratuje mnie tylko chustowanie Antka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O modlitwę prosimy. Wyrazy szacunku od mojego męża:). Anita rozumiem na zajęciach?

      Usuń
    2. Tak, z chirurgii :) ale wykazują się zrozumieniem i po max. 4 h jest z powrotem w domu :)

      Usuń