czwartek, 3 września 2015

Trzy, dwa, jeden start!

No to zaczęliśmy! Niby nie musieliśmy, bo sami wszystko ustalamy i planujemy, ale kiedy 1 września o poranku w sypialni zjawił sie Józio z piórnikiem i zeszytem, i pytaniem na ustach:
- To kiedy te lekcje?
nie pozostało nam nic innego jak zacząć przykładnie rok szkolny. No i mamy pierwsze dwa dni za sobą.
Z jednej strony niesamowite zaskoczenie, bo dzieci chcą się uczyć, zadają mnóstwo pytań i przynajmniej na razie chcą więcej. Może to dlatego, że materiał przewidziany na cały dzień okazuje się materiałem na niecałe dwie godziny. potem pojawiają się prośby o więcej albo jak u Zośki o "trudniejsze".
Ja natomiast jestem schetana. Ale nie byciem z dziećmi i pytaniami tylko "załatwianiem". Trzeba poprzewozić papiery, opinie, podpisać umowy ze szkołami, poodpowiadać na pytania nauczycieli i dyrekcji. O ile podstawówka ma wprawę i to oni nas wspierają, o tyle liceum i gimnazjum zatruwa nam lekko życie.
Jak to bez szkoły? No dlaczego Państwo z tego rezygnują? "To" to wizyty dzieci w szkole na poszczególnych lekcjach. Odpowiedź Ukochanego, że to ma być edukacja domowa a nie odwiedziny w szkole spowodowała wyraźną przykrość. Nauczyciele są głęboko przekonani, że dzieci nie dadzą rady. Tym bardziej zależy nam na przekonaniu ich i dobrym zdaniu egzaminów. A są możliwości, w czym utwierdziły mnie opinie poradni, w której każdej jednej bez wyjątku czytam ciągle sformułowania "inteligencja wysoka", " ponad przeciętną". I tylko zastanawiam się co oni w takim razie wyrabiali w szkole, że nie są ze wszystkiego najlepsi albo prawie?
Dzisiaj mamy właśnie wywiadówkę w gim. i liceum i rozmowy z nauczycielami, z każdym. Bo musimy dostać podstawę programową, odpowiednie lektury, daty dużych prac i tematy projektów. Tak na wszelki wypadek, żeby przez ich nerwowość nie oblali przez bzdurę dzieciaków. Biedni nauczyciele boją się, że dotknie ich dodatkowa, niepłatna praca. Chcemy ich uspokoić, że nie chodzi nam o prywatne lekcje:)))
Przy okazji wyszedł na jaw żenujący poziom języków w edukacji publicznej. W związku z tym postanowiliśmy zrujnować się na Rosettę stone i prywatne lekcje. Na szczęście ci z podstawówki na zajęcia dodatkowe dostają stypendium.
Tak więc rano do szkoły wychodzi tylko Jacuś, zgodnie ze swoim pragnieniem. O 8 jest pobudka dzieci, niektórzy co prawda wstaja znacznie wcześniej i zaczynają wołać:
-Józzzzio! Józzzio!
Nie wiem jak Piotruś to robi ale tak właśnie to brzmi.
Do 8.30 jest czas na pościelenie łóżek, mycie, potem śniadanie. Po posiłku rozdzielanie pracy. Jaś jest samorządny i bardzo to ceni i chroni. Ale przynajmniej na razie podchodzi ambitnie do działań. Do 11 pracuję z Józiem, w tym czasie Asia rysuje a Piti dosypia. Jako, że udaje nam się skończyć wcześniej mam czas na rozjaśnianie kwestii starszakom. Dziś tłumaczyłam Zosi co to filozofia, bo tym się dziecko zajęło pod wpływem czytanki w podręczniku:) Kopaliński był pomocą.
Po 11 zabieram najmłodszych na spacer i wybiegać szczególnie Józia, potem działania kuchenne. Józio i Asia uwielbiają mieszać, ugniatac itd. W tym czasie starsi już czytają lub oglądają coś z listy. Każdy ma też zaplanować czas na swój obowiązek. To w ogóle cudowne bo dzieci mają czas na wartościowe filmy, niedługo idą do teatru,przed nami muzea. No normalnie ja się ukulturalnię:)
Dojdą jeszcze zajęcia dodatkowe, które na razie nie ruszyły czyli tańce, treningi, saksofon, rysunek, logopedia. Ale to oni juz samodzielnie:))))
Tylko żeby przetrwać to załatwianie, żeby ono nas nie załatwiło...

Malutkim dodatkiem, który wyprowadził mnie wczoraj z równowagi jest popsuty piekarnik, albo raczej prawie popsuty. Raz działa a raz nie. Natomiast mój Ukochany trwa w lekkiej histerii jak zwykle we wrześniu, finansowej oczywiście. Nijak nasze pomysły i potrzeby nie chcą się upchnąć w możliwości. I czasem się tym nie przejmujemy i żyjemy pomimo korzystając z tego co mamy. Czasem niestety zdarzają się chwile, gdy rzeczywistość jest ciężka i trudna do zaakceptowania. Niekiedy brak mleka ( wstaw dowolne) jest po prostu trudnością do ominięcia, przeczekania kilka dni a czasem przyczyną rozpaczy i pojawiających się pytań :
-Dlaczego?
Dziś jest dzień kiedy znam odpowiedź ( chociaż mleko i miód mamy:)). Żebym szukała woli Boga Ojca. Bo inaczej świetnie sobie daję radę i wydaje mi się, że niczego i Nikogo nie potrzebuję.

6 komentarzy:

  1. Oj tak, my też w papierologii, ale już finiszujemy, szczęśliwie. Joasia zaczęła rok szkolny z zapałem, a Filip samotną trzydniową próbą harcerską.
    Może to jakiś Czas Popsutych Kuchni, bo my stoimy nad przepaścią wymiany kuchenki. na pięć palników działają w zasadzie dwa i w porywach dobrego humoru
    trzeci. I jak tu gotować i pasteryzować jednocześnie? Ech, życie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny, to jest jakaś mega złośliwość... U mnie płyta ceramiczna odmówiła częściowo posłuszeństwa. Nie działa strategiczny palnik. Mam teraz nie lada problem. Ja rozumiem, że rodzina wielodzietna i zużycie dużo większe, że osiem lat służby, ale dlaczego teraz???? Gotowanie to wyzwanie....
    Justyna, życze powodzenia w ED. Podziwiam, zazdroszcze i będę obserwować.
    A co do woli Pana Boga, to powiem tyle: On zaskakuje, bardzo. Ma plan dla nas, ale tak ciężko czasami po ludzku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to straszne, ale to jednak pewne pocieszenie, że nie tylko u nas. Ja też się zastanawiam jak to jest, że po 7 latach sprzęt nadaje się do wymiany:), nawet jeśli intensywnie używany:))) Oni to jakoś specjalnie wyliczają...

      Usuń
  3. I mam jeszcze prośbę: podaj w których klasach są Twoje dzieci, please :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaś 2 liceum, Mary 2 gimnazjum, Zosia 5, Hania 4, Józio 1, jeśli chodzi o domowe. mam też niedomowe, do wyboru:)))

    OdpowiedzUsuń