czwartek, 28 stycznia 2016

Tajne sprawki

Jak się tak gada i gada z dziećmi to wychodzą na jaw różne sekrety:) Najczęściej te dawne, po których przecieramy oczy i zastanawiamy się jak oni wpadli na coś takiego...Na szczęście nasze dzieci zachowują pewne miłosierdzie wobec nas i na razie możemy się śmiać z ich wybryków. Albo faktycznie mają nie najgorzej poukładane w głowach (chciałabym), albo są tak przebiegli, że straszliwe postępki potrafią dobrze ukryć. Czasami się zastanawiam.
A oto co wczoraj ujrzało światło dzienne.
Zaczęło się od rozmowy o panu Noblu, jego fundacji, kategoriach w jakich jest przyznawana nagroda. Oczywiście z lekkim podtekstem politycznym. A Marysia zaczęła wspominać z wyrzutem patrząc na starszych braci:
-Wy mi kiedyś powiedzieliście, że dziadek dostał nagrodę Nobla.-ja tez jako żywo usłyszałam o tym po raz pierwszy, ale najlepsze było jeszcze przede mną.
-Pokojową!!! I mówiliście, że dlatego nie mieszka w willi, bo dostał pokojową!
Tu nastąpił moment, w którym braciszkowie turlali się po podłodze, a my z Ukochanym usiłowaliśmy przyswoić słowa córki. Każde słowo osobno było zrozumiałe, ale razem nie chciały spiąć się w sensowną całość.
Jak oni to wymyślili, zwłaszcza, że Mary Lou nie jest od nich dużo młodsza czyli jak była mała to oni również:). To chyba kwestia zaufania do starszego rodzeństwa. Muszę pilnować co opowiadają Asi i Piotrkowi...
Dzisiaj będzie post z odsyłaczami :)))
Po pierwsze wczoraj była rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz. I na stronie wp.pl znalazł się artykuł o położnej, Słudze Bożej Stanisławie Leszczyńskiej. Mam wrażenie, że już o niej pisałam. Odbierała porody w strasznych warunkach, nie pozwalając na zabicie żadnego dziecka. Ryzykowała życiem. Pomimo braku wszystkiego, brudu, chorób nie zmarła jej żadna kobieta i wszystkie dzieci mogły się urodzić. Wiele z nich niestety zmarło, ale mamy mogły je przytulić, powalczyć o ich życie, dostały szansę.
Kiedy zdarza mi się być przy porodzie domowym zawsze proszę Stanisławę  o pomoc, rozeznanie. Pamiętam jeden poród, błyskawiczny, gdy wbiegłam właściwie w momencie rodzenia się główki. Na szyi pępowina, mama stoi a mi brakuje ręki, by tę pępowinkę zsunąć. Żarliwie prosiłam niebieską położną o pomoc i za chwilę trzymałam w rękach małego facecika, który jako żywo pępowiny na szyi nie miał. Można
 to różnie tłumaczyć, ja mam głębokie przekonanie, że otrzymałam pomoc z góry.
tutaj  artykuł o niej. Polecam!

Skoro jesteśmy w tematach położniczych to jestem w trakcie załatwiania. Papierologii stosowanej itd. Oczywiście w związku ze szkołą rodzenia. Dzisiaj ciąg dalszy i mam ( króciutkie co prawda) chwile, w których pojawia się pytanie:
-Na co Ci to było?- ale tak po cichu pytam siebie.

Nasz 9-cio osobowy Transporter, w wieku lat 20 został skazany na emeryturę. Zaprzyjaźniony mechanik rzucił do mojego męża:
-Kup ty sobie inny samochód!
Ja tak czułam. Co prawda wykonanie polecenia jeszcze potrwa:)))

Wczoraj wieczorem został ogłoszony rodzinny konkurs na logo szkoły rodzenia. Wszyscy ruszyli do poważnej działalności twórczej, a specjaliści od razu postanowili  zrobić to przy pomocy czegoś tam na komputerze. Wynikami się pochwalę.
I na koniec kolejny odsyłacz, szczególnie dla wielbicieli Różowej Pantery. Czyli np. dla mnie.
 TUTAJ



9 komentarzy:

  1. Pani Justyno, ale jak to jest z tymi porodami, bo nie zanotowałam w głowie, czy Pani o tym pisała: asystuje Pani jako lekarz, położna, doula? Tak mnie zaciekawiło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej jako doula i położna, z lekarzem od którego się uczę, bo to zupelnie co innego niż praca w szpitalu. Nie skonczyłam specjalizacji i to uniemożliwia mi samodzielne występowanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszcze kobietom, ktore moga urodzić z taka asysta...mam za soba zle porody i to jest glowny powod niecheci do kolejnego. Kolejny to zostawienie mlodych mam samym sobie. Codziennosc przerasta bez kregu zyczliwych kobiet...500z tego nie zmieni chyba ze wydam na pomoc w wychodzeniu na spacery i dzwiganiu dzieci z zakupami z piwnicy gdzie zostaje wozek na IIIp;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci na szczęście rosną, choć jak to słyszałam to nie wierzyłam. Zwłaszcza jak musiałam z maluchami się wdrapywać tylko na 2 pietro. Za to robiłam dodatkowy kurs po wózek, bo nie dało się zostawić go na dole. Jak już z wywieszonym jęzorem i duszą na ramieniu zamykałam drzwi do mieszkania zawsze obiecywałam sobie: nigdy więcej ( w sensie żadnych dzieci więcej).Ale minęło i później było łatwiej. Powodzenia i życzę tego łatwiej!

      Usuń
    2. To jestem właśnie na etapie "nigdy więcej"...Pewnie minie kiedy syn odstawi się od piersi i zacznie sam spać, natomiast czy strach przed kolejna ciążą, cesarką i życiem w ogóle tez uda mi się pokonać-nie mam pewności mimo modlitwy o to...

      Usuń
  4. hej, hej, gdybyś doradcy chustowego do szkoły rodzenia szukała kiedyś, to się polecam ;)!
    Pozdrawiam i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie musimy pogadać , bo mam cela na Ciebie nie tylko z chustowaniem:))))

      Usuń
  5. Historię Stanisławy Leszczyńskiej znam - i zawsze mnie porusza...

    OdpowiedzUsuń