czwartek, 4 czerwca 2015

Nocne życie

Już wczoraj wpadłam na to, że nie mam wyjścia i nocne życie muszę prowadzić. Bo tak naprawdę nie mam kiedy robic tych wszystkich rzeczy, które mnie interesują. To znaczy w dzień również robię rzeczy interesujące ale w towarzystwie:) Co najgorsze towarzystwo jest mocno absorbujące intelektualnie, przytulaśne i lepkie- również w sensie dosłownym. Zawsze mają jakieś dobre słowo, a najczęściej wiele słów i dziwnie skorelowane w czasie z moimi usiłowaniami by się skupić.
Ogarnia ich też przemożna chęć pomocy, najczęściej wtedy kiedy mi się spieszy albo usiłuję zrobic coś co powinno być dalekie od małych łapek. Jeszcze do urodzenia Pitiego usiłowałam czasami układać puzzle. bardzo lubię, wyciszam się, o pardon wyciszałabym się gdyby nie niektórzy na siłę mi pomagający. Jak już pokonałam wewnętrzne opory wynikające z tego, że zamierzam zająć się czymś tak bezproduktywnym . W dodatku trwającym w czasie i ograniczającym swobodę rodzinie. Bo akurat wtedy wszyscy potrzebowali tego kawałka stołu. To właśnie wtedy pojawiały się małe łapki, obślinione gębusie i koniecznie usiłowały chwycić to czym tak intensywnie zajmuje się mamusia. W pewnym momencie dorobiłam się kawałka dykty, który mogłam zabrać sprzed oczu potomstwa. Niestety nie maiałam za bardzo gdzie jej odstawić:(. Puzzle zarzuciłam, ale chyba do nich wrócę , bo przypomniałam sobie, że mamy wygrane przez Jacka puzzle Wasgij. I to jakie! Mianowicie takie, że widzimy ulicę ze środka zakładu fryzjerskiego i faceta z dziwną mina w oknie tegoż zakładu, a ułożyc musimy to co on widzi w środku. Niezłe wyzwanie! Niżej próbka ich charakterystycznej grafiki:



Wracając do tematu, nocą mogę układać puzzle, siedzieć przed kompem bez nieustannych pytań typu:
-Co robisz?
-Mamo, musze ci coś pokazać....
-Mamo, pić!
-Kiedy obiad?
Właściwie szkoda miejsca, bo mogłabym tak wymieniać przez trzy dni:)
Mogłabym szydełkować, czytać, oglądać coś innego niż Pingwiny (choć bardzo je lubię), Scooby-doo ( co za bezsens, ale chłopcy na pewnym etapie są chyba uzależnieni od tego łakomego psa), czy tym podobne. Może bym poprasowała, coś uszyła albo zrobiła ciasto...Tyle możliwości!
Muszę tylko rozwiązać jakoś problem snu i świat stoi przede mna otworem. O, przypomniałam sobie, że zaczęłam się kiedyś uczyć włoskiego i mogłabym przypomnieć sobie francuski.
Zamiast tego mam nieustanne pytania, przytulasy po których zostaja dziwnie obślizgłe plamy, wyżarte cukierki i czasem kaca jeśli się wściekam. Nie pamiętam dnia podczas którego przynajmniej raz coś się "samo" nie rozlało, pojedynczych skarpetek coraz więcej, wypad za miasto nie służy wypoczynkowi i oglądaniu chmurek tylko trwa wtedy nieustanne odliczanie małych łebków albo uprawiamy krótkie choć częste sprinty za którymś co się akurat urwał. Wracamy do domu wyczerpani i osłabli a czereda w pełni sił domaga sie pić, jeść, czytać , przytulać. Dodatkowo czekają ci prawie dorośli ze swoimi kłopotami lub pretensjami:) No mówię Wam, życie pełną piersią albo gębą. I tak naprawdę ( i to jest chyba najgorsze) po mniej więcej dwóch godzinach spokoju np. w kinie z mężem zaczynam straszliwie za tym tęsknić i doprowadzam mojego Ukochanego do westchnień typu:
-Ech kobieto, nie nadążam za tobą. To masz wszystkiego dość czy nie?
I jak to wytłumaczyć?
To chyba miłość!!!
Wyrósł nam krytyk muzyczny pod bokiem. Hania ostatnio:
-Jak Emilka gra na skrzypcach to jakby przeskakiwała muzyka z kamienia na kamień a jak Marta (siostra) to jakby płynął strumyk, tak gładko.
Gdy to usłyszałam wpadłam w lekki stupor.Co się jeszcze mieści w tej główce?

Dzisiaj Józio w samochodzie, gdy wracaliśmy z wyprawy na Kaszuby:
-No kto składa ofertę, no kto?
Jako, że ledwie zipałam nie zdążyłam się nawet zastanowić o co chodzi. Mój małżonek, wielki ryzykant:
-No ja, a o co chodzi?
-Oferta na przytulanie mnie przyjęta! Możesz mnie wieczorem poprzytulać!
Gdzie te dzieci się tego uczą????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz