piątek, 12 czerwca 2015

Puzzle

Jako, że nie miałam komputera ( i jeszcze trochę tak będzie) to miałam czas na inne rozrywki:)

Natomiast jak wróci kompucia z reanimacji to zasypią mnie rzeczy, które trzeba wykonać na określony termin a ja zasypię bloga zdjęciami:)
Przez te ostatnie dni jak zwykle dużo było rozmów o tym co w życiu najważniejsze. Moje sercr drży gdy widzę jak mój już dorosły synek próbuje żyć inaczej, po swojemu, jest" nowoczesny". Trzymam się myśli, że to tylko próby posmakowania co takiego atrakcyjnego jest w tym "innym" życiu. Wierzę, że znajdzie swoją ścieżkę, bo na razie się miota.
Chyba nie zniosłabym kilku miotających się i popadła w depresję więc kolejny z synków się uspokoił, uciszył. Przynajmniej chwilowo.
Przeczytałam gdzieś, że błędem wszystkich środowisk pro-life jest przedstawianie bycia rodzicem i wielodzietności jako czegoś bezproblemowego, co dzieje się samo. Może to i prawda, że to błąd. Z drugiej jednak strony przy dzisiejszym stanie prawnym i szukaniu przez media sensacji lub nawet stwarzaniu jej trudno jest mówić o problemach. Już widzę te nagłówki w gazetach, jeśli ktoś przyznałby się, że nie zawsze udaje mu się nie wyjść z nerw:), spokojnie przemawiać do dziecka, nie wymuszać. Ile jest takich sytuacji w życiu codziennym, kiedy maluch ma focha a my musimy zrobić coś na czas? Może zreszta znam niewłaściwe matki, bo zaraz obok żyją tacy rodzice, którzy ze wszystkim sobie radzą. Którzy nigdy nie padają na nos i przeczytanie wieczorem książeczki nie urasta do wysokości Mont Everest. Dla mnie często wielkim osiągnięciem jest wieczorne wspólne czytanie. Ten moment walki z lenistwem, zmęczeniem i egoizmem, bo już właściwie nie dam rady. Często nie umiem odpuścić posprzątania kuchni, złożenia prania ale codziennie walczę i jeśli daję plamę to próbuję od nowa.
Są też poważniejsze problemy, nad którymi trudno przejść do porządku dziennego czytaj nie wchodzić w emocje. Tu rodzice nastolatków mieliby wiele do powiedzenia. Ale zawsze jest możliwość spróbowania od nowa, wszak uczymy się.
Inna sprawa, że i nasza cywilizacja i państwo nie ułatwiają rodzicom życia. Jak ostatnio powiedział jeden z " autorytetów" ekonomicznych : Utrzymanie dzieci to sprawa rodziców. Tylko, że we wszystkie inne sprawy państwo chce się wtrącać i ma postawę wroga, nie sprzymierzeńca. Nie mówię już o rodzicach udręczonych brakiem pieniędzy, rachunkami do zapłacenia itd. Pamiętam moment wielkiego kryzysu finansowego w naszym domu. Naprawdę trudno jest dobrze zająć się dziećmi, kiedy nie wiadomo czy będzie można zrobic zakupy albo zapłacić za prąd. Mieliśmy zresztą kiedyś wyłączony przez dwie doby. Nie chciałabym, żeby tamte czasy wróciły, choć przeżyliśmy i okazało się, że przyjaciele czuwają.

A miało być o puzzlach:)))
Ułożyłyśmy, w porywach we cztery.
Jesteśmy dumne i blade i już wiemy co przeraziło pastora:)

A w międzyczasie jak już nie miałam siły to oglądnęłam polski serial. Okres czechosłowacki innymi słowy uważam za zakończony. Serial świetny! "Kapitan Sowa na tropie" z lat 60-tych. W roli głównej Gołas i pomimo moich obaw nie zalatuje socjalizmem. No ale reżyserem był sam Bareja.

I jeszcze anegdotka z dawnych czasów, kiedy nie było niebieskiej karty. Za coś takiego już byśmy mieli:)
Jasiu mając ze trzy latka każdy spacer kończył rzucaniem się na ulicę i krzykami:
-Mamuś nie do domu, plosze ja nie chcę do domu!
Lał przy tym straszliwe ilości łez, które momentalnie kończyły się po wejściu do domu, gdzie natychmiast przystępował do zabawy.
Po takim doświadczeniu ( trwało to z pół roku) obiecałam sobie, że nigdy, przenigdy nie osądzę żadnej matki na ulicy, nie wtrącę się , nie pouczę, nie dam dobrej rady. Pozory mogą mylić. 


I na koniec juz mam za soba 5 dni głodówki, jeszcze tylko 37:)))))))))) A potem zjem loda i czekoladę z orzechami i twarożek i jajko na miękko i kabanosy i rosół i kotlety i pizzę i nie wiem co jeszcze. Znaczy głoduję....

1 komentarz:

  1. no jak spróbujesz zjeść to wszystko, to Cię brzucholek rozboli. Moja kompucia też zdechła, jest w trakcie reanimacji już jakiś czas ale marnie to widzę
    podziwiam za wieczorne czytanie. Nam wychodzi tylko wtedy, gdy jesteśmy z M razem, inaczej sie rozjeżdża :-(

    OdpowiedzUsuń