wtorek, 2 czerwca 2015

Lekkie szaleństwo

Jak mało oryginalnie stwierdzę wczoraj był Dzień Dziecka. Może niektórzy się ze mną nie zgodzą, łaskawie przyznam im to prawo , ale nie podoba mi się to święto. Może jestem głęboko zgorzkniała, ale mam zastrzeżenia co do formy i tego co się odbywa z okazji dnia naszego potomstwa.
Już kilka dni wcześniej zewsząd zaatakowały reklamy, obniżki i promocje. Okazało się, że aby być dobrym rodzicem koniecznie muszę nabyć proponowane zabawki, oczywiście w proponowanych sklepach. Ewentualnie różnorodne gadżety elektroniczne. Ja to ja, ale nasze dzieci zaczęły tęsknie wzdychać do proponowanych akcesoriów, o których do niedawna jeszcze nie wiedziały.
Pojawia się więc zarzut pierwszy. Jak zwykle wszystko to wyciąganie pieniędzy. Wprowadzanie dzieci w świat "mieć" i porównywanie zdobyczy.
Dodatkowo mam dojmujące wrażenie, że otoczka bardzo służy ustawianiu dziecka w roli złotego cielca, bóstwa czy siódmego cudu świata. Każde  dziecko cudem niewątpliwie jest, najbardziej zachwycającym, chwytającym za serce i dla którego jesteśmy gotowi ryzykować życie. Niestety pojawia się niebezpieczna tendencja w rodzicach, by dziecko dla którego my mamy byc przewodnikiem i wychowawcą to nas prowadziło na smyczy od jednej zachcianki do drugiej. O wychowaniu i konsekwencji nie ma już w ogóle mowy. Wystarczy, że jest obwieszone markowymi gadżetami i odzieżą oraz ma mnóstwo zajęć dodatkowych. Wszystko gra, dbamy o dziecko.
Tu akurat pojawiające się propozycje festynów rodzinnych, seansów kinowych czy innych imprez są czymś potrzebnym. Ten czas spędzony wspólnie jest bezcenny.
Tylko smutna refleksja, że normalnie dużo trudniej i drożej znaleźć miejsce dobrej ,wspólnej zabawy. Pomimo szumnych akcji dzieci sa rugowane z przestrzeni publicznej. Przykłady? Proszę bardzo. Na drzwiach pewnej, nie powiem ekskluzywnekj kamienicy w Sopocie wisi tabliczka: " Z dziećmi wstęp wzbroniony". Kamienica jest mieszkalna.
Albo na rodzinnym podwórku Ukochanego, żeby nie było w niezłym blokowisku, piaskownica została zamieniona na klomb. Kwiaty tak nie hałasują pod oknami.
Inne przykłady są poważniejsze: gender po cichu wprowadzany do szkół, aborcja. Tak, tak to wszystko powinno nam stanąć przed oczami w Dzień Dziecka.

Po tym przydługim wstępie już się pewno można domyślić, że prezentów nie kupowaliśmy. Nieco wcześniej zakupiliśmy przyjemną liczbę książek do czytania. Ale świętowalismy:)
W ramach tego czczenia zrobiłam sto pierogów. Pierogi sa rzadkie na naszym stole, bo to normalnie manufaktura. Ale wczoraj zrobiłam. Z kaszą, twarogiem i cebulką. Zostały oczywiście pochłonięte.
Ledwo skończyłam lepić pierogi, zaczęłam produkować rogaliki z nadzieniem z marmolady pigwowej. Jesienią po raz pierwszy sama robiłam:)
Powyżej pewna część była lukrowana.
Pierwszy raz robiłam z tego przepisu i musze przyznać, że ciasto jest pyszne i rewelacyjne w robieniu a wychodzi aż 100 niemałych rogalików.
Podam przepis, może się komuś przyda, albo mi jak już zgubię tę niewielką karteczkę na której jest zapisany:))
2 kostki masła
1 kg mąki
10 dkg drożdży wymieszać z 2 łyżkami cukru
2 jajka
szczypta soli
pół litra śmietany, najlepiej 18%
Wszystko wymieszać, naprawdę szybko powstaje elastyczna kula. To ciasto krucho-drożdżowe.
Odrywamy kawałek, rozwałkowujemy mniej więcej w kółko i tniemy po przekątnych na 8 lub ile chcemy trójkątów. Nadzienie. Do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 30 minut. Potem lukier i można zajadać.  W pewnym momencie w moim opanowanym szaleństwem kulinarnym mózgu pojawiła się myśl, że może przesadzam, że na pewno będę zmęczona i mam wtedy pamiętać, że to na własne życzenie:)
 Było późne popołudnie, nawet wczesny wieczór a pogoda niezbyt letnia towarzystwo zaopatrzyło się w herbatki i rogaliki. Niektórzy poszli do swoich pokoi a inni zalegli w naszym małżeńskim łożu. To również jest niezwykłe, gdyż zazwyczaj, oprócz bardzo niewielu wyjątków, łoże to jest niedostępne młodszemu pokoleniu. To takie wyjątkowe miejsce.
No i rozpoczęło się czytanie. Najpierw "Awantura w Niekłaju" Niziurskiego a potem nasze ostatnie odkrycie czyli smok Pompon. Tym razem wcierał sobie w łuski drogi krem ujędrniający, oczywiście nie swój tylko mamy głównych bohaterów. Skąd ja to znam?
A Marysia znalazła czterolistne koniczynki:)
Razem z koniczynkami znalazła też monstrualnego focha, ale mam nadzieję, że ten ostatni niebawem ja opuści:)

2 komentarze:

  1. Nie lubię tego szablonu. Zjada mi komentarze.

    Słuszna racja z tym Dniem Dziecka. W Trujce non stop reklamy tabletów, komórek i laptopów. Odpowiednie prezenty dla dziecka. Zosia ma jesienią drugie urodziny. Czas najwyższy na MacBooka. WTF...

    A co do piaskownic - w promieniu 1 km wokół naszego bloku jest 7 placów zabaw. Tylko jeden jest intensywnie użytkowany, dwa troszkę i jeszcze jeden szczątkowo. Trzy leżą odłogiem a do piaskownic sikają koty. To może faktycznie lepiej klomby zrobić czasami ;)
    Druga rzecz, że na placach są głównie małe dzieci (tak do 4 r.ż.) z opiekunami. Starszych prawie nie ma. Co prawda rozumiem, że pięciolatki przed południem praucją na nasze emerytury, ale po południu?
    Jak nic siedzą przy tabletach.

    OdpowiedzUsuń
  2. My od kilku lat w dzien dziecka chodzimy na lody, na gigantyczne, lub na takie których nie kupujemy na co dzień a nawet od święta.
    W tym roku były prezenty. Książki, kostka rubika, farby, kredki, klocki. I tak bym kupiła, ale tym razem było z okazji, no i dane wieczorem.
    Jakub, wyobraź sobie, ze widziałam dzieci na palcu zabaw z tabletami, to jest porażka

    OdpowiedzUsuń