środa, 17 czerwca 2015

To co zwykle

Pomimo moich wielu starań i mysli krążących po głowie nie udaje mi się ich spisać. Może z powodu utrudnionego dostępu do komputera a może z powodu nawału różnych wydarzeń.
Chociaż podobno kończy się już rok szkolny i ogólnie jest luźniej. Ale to chyba u kogo innego:)
Już w zeszłym tygodniu byliśmy w zoo, na spóźnionym Dniu Dziecka. Dostaliśmy zaproszenie od bardzo miłego pana poznanego na wywiadówce u Jasia. Prowadzi restaurację na terenie zoo.
I o ile zwierzęta wywołały wiele różnych emocji, o tyle możliwość zamawiania czego się chce wywołała euforię. A już przy deserze czyli lodach i gofrach skrępowana musiałam tłumaczyć, że naprawdę nie są to pierwsze lody w ich życiu. Zażenowana byłam tylko ja, bo zarówno nasz gospodarz jak i nasze dzieci bawili się przednio.
 Tu karmienie piersią w zoo:)

 Tylko czekałam aż ten kangur się zdenerwuje:)
 Ulubieniec mojego męża
Dzieci nie mają zdjęć, może dlatego, ze po lodach, gofrach i soczkach byli zatrważająco umorusani. Dobrze, że konsumpcja odbywała się na sam koniec:). Piotruś wracał do samochodu bez koszulki, bo mamusia nie wpadła na to, żeby wziąć drugą. Na przedzie pierwszej zastygła skorupka z pałaszowanych słodkości.

Potem mieliśmy gości, również nieletnich. Czterech chłopców poniżej 8 roku życia, na szczęście na wyposażeniu mieli również rodziców ale i tak Józio z Piotrusiem nie byli w stanie spać i o północy słychać było jeszcze przerzucane klocki Lego. Na drewnianej podłodze to niezły hurgot.

Przy okazji remontów nabyliśmy również farbę tablicową. I pomalowaliśmy niektóre fragmenty domu:) No i rozpoczęło się szaleństwo. Wszyscy piszą, rysują i jest ogólna frajda:) A ile wyznań można umieścić...
Farba tablicowa poraża nieco ceną i dlatego pomimo pomysłu ciągle odkładaliśmy realizację. Po zakupie przyjemne zaskoczenie, farba jest bardzo wydajna. Przy pomocy jednej puszki można zrobić przyjemność znacznej ilości dzieci:)


A niektórzy w zapale tworzenia przechodzą z twórczością płynnie na meble:)

No i  w końcu mogę zaprezentować nasze puzzle, które układałyśmy dwa dni.



Teraz przed nami tylko dalszy ciąg załatwiania formalności związanych z edukacją domową. Tu muszę wspomnieć o poniedziałku, kiedy miałam straszliwy kryzys. Załamałam się sama nie wiem czym i zaczęłam straszliwie bać się tego jak ja sobbie poradzę, jak wytrzymam z ich nieustannymi przepychankami, kłótniami, jęczeniem Aśki i pilnowaniem Piotrusia. Ten ostatni wykorzystuje każdą chwilę niespania do sprawdzania czym można zaskoczyć swoją starą matkę. I jak ja im zapewnię kontakt z rówieśnikami i na pewno jestem okropną matką.
Musimy złożyć papiery Jacka do liceum, po drodze szaleństwo wycieczek, biwaków i suchego prowiantu. W ostatnim tygodniu mam wrażenie, że nic nie robię tylko kupuję suchy prowiant. Obowiązkowo muszą być bułki i kabanosy.
Teraz w piątek wyjeżdżają trzy kobiety na Kaszuby.
W piątek jest też pogrzeb małego Samuela.
A już w poniedziałek przyjeżdżają goście z Grodna. Aż poprosiłam o pomoc bliskie znajome, bo biorąc pod uwagę moją głodówkę robienie ciast i sałatek graniczy z głębokim masochizmem.
Mam jeszcze straszliwą ochotę na napisanie o głodówce. 

Ale najpierw o wirusie, który daje nam się we znaki.
Zawsze chciałam, żeby moje dzieci czytały. Wiem, wiem mało oryginalne ale rzeczywistość przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Tearz już nie chcę żeby czytali. Normalnie nie mogę się ich dowołać. Marysia np. robi wszystko z kolejnymi tomami Eragona. A wiele rzeczy wymaga używania drugiej ręki i oczu. Mogę nawet śmiało zaryzykować stwierdzenie, że większość.
 Tak mniej więcej wygląda codziennie łóżko Asi wieczorem. Jak by ktoś nie mógł dostrzec to dodam, że Asia śpi na siedząco tzn, widać że siedziała i czytała i film jej się urwał:)

A tu wieczorny klub czytelniczy w naszej sypialni:) Po pierwszych chwilach kokoszenia się, przepychania, zabierania sobie kołdry i szturchania towarzystwo zgodnie słucha. Oby przetrwać te pierwsze chwile.....

5 komentarzy:

  1. Na szybko, to tylko DZIĘKUJĘ za posta. Napiszę później, bo destrojer pokazuje co potrafi. Jest ciut młodszy od Piotrusia, więc pewne rzeczy masz juz za soba.... a ja jestem w trakcie. Oj, szaleństwo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i jeszcze na szybko... W farbę magnetyczną chcę zainwestować, bo ilość pinezek w ścianach przeraża, a kredą rysują na chodniku i uliczce przed domem... Duuuuuużo miejsca tam jest. Buźka!

      Usuń
  2. My poszliśmy na całość i zrobliśmy scianę magnetyczno tablicową, sprawdza sie świetnie, a wydajna jest taka, że pół domu mozna pomalować.
    Co do małych destrojerów, to marzę, żeby ktos mojego wypozyczył na trochę, bo już za stara jestem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że to banał - ale ja jednak uważam, ups - że jedne dzieci są ładniejsze a inne mniej - a Wasze wszystkie są piękne!

    OdpowiedzUsuń