czwartek, 8 października 2015

Dynie i śledzie

Dziś Was zasypię zdjęciami:) Ale nie mogłam się powstrzymać.
Na razie chwila na poważnie.
Wczoraj miałam okazję odbyć różne rozmowy. Wytrąciły mnie nieco z samozadowolenia. Z jednej strony dobrze, bo od razu popatrzyłam inaczej na niektóre moje zachowania wobec najbliższych. Zobaczyłam, że cały czas mam tendencję do szukania spokoju, co więcej ma być tak jak ja chcę! Często niedostatecznie wchodzę w problemy jakie zaprzątają małe główki, lekceważąc ich wagę. Tylko z tego powodu, że mi wydają się błahe. Trochę mną to potrząsnęło. W związku z tym mogę do wczorajszego wpisu dodać, że ED także dla mnie jest ratunkiem, dla moich relacji z dziećmi. Ja widocznie na wszystko potrzebuje dużo więcej czasu.
Dodatkowym wnioskiem jest to, że jestem beznadziejna:)
Na szczęście mój Ukochany stoi czujnie na straży i wybija mi z głowy tego typu pomysły. Po cichu jednak chwilami się nad sobą roztkliwiam. Dzięki Bogu jednak mamy nowy dzień i możemy zacząć wszystko od nowa i powalczyć by było lepiej.
Dziś w nocy były już u nas przymrozki, ale wczoraj dzieci spokojnie hasały po okolicach, w porywach niektórzy nawet w krótkich rękawkach.
Przypomniało mi to, że niektóre zabawy są naprawdę ponadczasowe.

Korzystając z okolicznych nieużytków młodsi urządzili sobie "bazę" i lepili kulki z piasku jako broń. Jako żywo nie podpowiadałam im, ale dokładnie takie zabawy pamiętam z dzieciństwa.
Pażdziernik jest piękny, odkrywam go na nowo. Ostatnio kojarzy mi się z dyniami. Bo u nas dynie są wszędzie:) W domu
i w zagrodzie to jest ogrodzie.

Gdziekolwiek się udamy to leżą stosy dyń. Małych, dużych, pomarańczowych, szarych, zielonych. A u nas sernik dyniowy, racuchy dyniowe, ciasteczka a jakże z dyni...
 Mamy też kabaczki:)
Mnóstwo świetnych przepisów znalazłam dzięki Mamie z Dużego Domu, która poleciła mi stronę
www.mojewypieki.com.
Muszę jej złożyć osobne podziękowania, bo bardzo źle wpłynęła na moja silną wolę, to chyba powinno być karane:-P
Jesień rozgościła się też w naszym ogródku.


A teraz pora na śledzie. Mi się one kojarzą głównie z Bożym Narodzeniem, ale kiedy szukałam przepisu przypomniałam sobie, że przecież można je zrobić również normalnie:)

Świeże śledzie, albo tuszki pozbawiamy kręgosłupów i czego tam trzeba. Zanurzamy w mące z obu stron i na gorący olej, wysmażyć na chrupko. Kiedy śledzie stygną robimy zalewę.
5łyżek cukru, 3łyżki soli, pół szklanki octu 10% i 4 szklanki wody. Kiedy zalewa się zagotuje na kilka minut dorzucamy do niej pokrojona w plasterki cebulę, niech sie pogotuje. Potem studzimy i zimną zalewamy śledzie ułożone w jakiejś misce. Nie radzę zalewać ciepłą ani tym bardziej gorącą ponieważ moje doświadczenie mówi, że ze śledzików robi się breja. Ale no cóż musiałam spróbować , bo byłoby szybciej :))). Zalewa starcza na zalanie ok.3 kg śledzi.

Zdjęć śledzi nie mam ale jak tylko zrobię to uwiecznię:))
A i jeszcze Kuba mi napisał, że po oglądnięciu Aut wpisał w Google "spyry i wądoły" A tam na drugiej pozycji mój blog. Nieźle, nieźle, co to można w internetach znaleźć:)))

3 komentarze:

  1. Matko i córko jakie mam zaległości blogowe przez to choróbsko. Że nie wspomnę o zaległym telefonie - może być w poniedziałek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za przepis.
    Zazdroszczę Pani ogródka, bo ja jestem też taki ogrodnik-miłośnik-amator i nawet skrawka ziemi nie mam. Chlip chlip. Na balkonie szalałam wiosną, ale mąż powywoził to na działkę teściów, gdy musiałam przejść na leżąco-oszczędzający tryb życia. A reszta uschła na skutek podlewania mężowskiego... ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. A kto z nas sam z siebie dąży do braku spokoju? To naturalne, że każda matka chce mieć trochę ciszy. Trochę porządku. Trochę czasu na zebranie mysli. I stąd pewnia ta tendencja do lekceważenia małych problemów...Też to robię :(

    OdpowiedzUsuń