czwartek, 1 października 2015

Ostatni puzzel

Już pisałam, że lubimy puzzle:) Najwspanialej jest, gdy należy włożyć ostatni puzzel na swoje miejsce. Mały kawałeczek a powoduje, że obrazek jest pełny i ma sens.
U nas jest tak w tej chwili. Minął pierwszy miesiąc edukacji domowej, jestem zmęczona, cały czas na nogach, bez mego ukochanego świętego spokoju a jednocześnie mam wrażenie, że wszystko w końcu jest na swoim miejscu. Jestem z moimi dziećmi, spędzamy razem czas, odkrywamy świat...Nie jestem już firmą logistyczno-transportową. Wieczorem padam na twarz bez wyrzutów sumienia, że unikałam moich dzieci, szukałam chwili spokoju. Wieczorem wychodzę  z moim mężem z miłym poczuciem, że dobrze i mi i dzieciom zrobi chwila odosobnienia.
A ile atrakcji po drodze!
Don Pedro dostał swój pierwszy w  życiu pociąg. Oczywiście dla wszystkich stał się najatrakcyjniejszą zabawką na świecie. Zaczęły się budowania torów, tras, przeszkód, kozy i krowy goniące za pociągiem. Płynnie przeszliśmy do budowy kolei amerykańskiej i napadów indiańskich na pociągi. Stąd już tylko krok do świata Indian, historii Dzikiego Zachodu ( patrz Domek na prerii), gorączki złota. I tak powoli otwierają się przed nami kolejne interesujące furtki:))) Nie wiem co prawda czy się zmieścimy w programie MENu ale dzieciaki na pewno mają szanse na bycie erudytami:)
I tu mam pytanie: czy ktoś zna jakiś mało krwawy, lekki western? Najlepiej z pociągiem. Liczę na Was:)))

Po drodze są też trudności. Ten kryzysuje, bo musi przekopać się przez swoje zaniedbania zanim ruszy do przodu. Tamten ma problemy z koncentracją, 6 lat kończy dopiero w listopadzie i to widać. Ta lektura jest nudna i wcale Jej nie interesuje jak się skończy. A Ta jeszcze leje łzy jak jej coś nie wychodzi. A co najważniejsze wszyscy znają lekarstwo na bolączki pozostałych i szczerze mówiąc mądrzą się straszliwie. Tylko nie wtedy kiedy trzeba:)))
Jak Asia:
-To jest proste jak...żołędź!!!
Po drodze są  również ogórki do zrobienia, powidła i kapusta kiszona:)
No i brak internetu. Według przysłowia: szewc bez butów chodzi. Padł router, który jakoś rozsyłał internet po całym domu. W związku z tym mój komputer, który ma internet własny jest okupowany od rana do wieczora. A to nauka języków, praca o strojach w starożytnym Rzymie, Zemsta Aleksandra Fredry do obejrzenia, zadania z fizyki, sprawdzian z oświecenia....Ot prosty powód niepisania. Ale jest szansa, bo niebawem ma się pojawić nowy router i będę mogła pisać ( za czym się stęskniłam). Będę mogła również na Was przetestować taki mały pomysł:) Nie uciekać proszę!!!

Asia ma bluzę z napisem: Bardzo kocham mojego tatę. Podchodzi do własnego ojca i żąda:
-Przeczytaj mi!- tu wypina dumnie pierś
-Bardzo kocham mojego tatę- czyta posłusznie rodziciel, zadowolony z przesłania:))
-Ja też, ja też!-woła dziewczę.


2 komentarze:

  1. Z westernów odkrywam Bonanzę. Co prawda w każdym odcinku bójka, ale poza tym ten serial ma ogromnie pozytywne przesłanie (może poza motywem "w prawie każdym odcinku kocham na śmierć i życie inną dziewczynę"). Zadziwiające są wątki edukacyjne (zwłaszcza w pierwszych odcinkach, w których pojawiają się postaci histryczne, acz nie powszechnie znane) oraz... chrześcijańskie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Westerny to raczej krwawe znam (chociaż te z Waynem chyba mniej krwawe były i bardziej o honor chodziło, niż o strzelanie)... Ten ostatni "western" z Deppem był niezły ("Jeździec znikąd"), chociaż tam chyba też było krwawo. Ale pociąg był i muzyka świetna :)
    Z takich dzikozachodnich klimatów to dzieciakom puszczam "Mustanga z Dzikiej Doliny", najlepiej w oryginale, bo oni oglądają, a ja słucham jak Matt Damon mówi, a Brian Adams śpiewa <3 I jest pociąg :D

    OdpowiedzUsuń