środa, 7 października 2015

To co zwykle

Trudno mi dorwać komputer:) Pomimo, że internet już działa. Dzieje się wiele a w przerwach zapadam na jesienną chorobę zwaną : może coś poczytam:) nie jest to nic absolutnie ambitnego. Właściwie raczej coś co pozwala wyłączyć mózg. Lekkie angielskie kryminały, nawet nieco nudne przy którymś kolejnym bo przewidywalne. Jako wygaszacz podenerwowania doskonałe. Lub szydełko.
Prekursorzy nie maja łatwo:) Nachodzą mnie wątpliwości czy dobrze zrobiliśmy zostając pod opieką szkoły, która nie ma doświadczenia w edukacji domowej i w sumie też narzędzi wsparcia. Są zestresowani tym, że mają przeegzaminować nasze dzieci, a  z drugiej strony materiał musimy z nich wyciskać. Wobec braków w wiadomościach i nieumiejętności robienia np. notatek chwilowo niektórzy są mocno sfrustrowani. Dotykamy jakiegoś zagadnienia i musimy się cofnąć. Jaś jest w klasie politechnicznej i np. nie może ruszyć kinematyki bo leżą funkcje trygonometryczne. Trygonometria chwilowo przystopowała, bo trzeba powtórzyć funkcje kwadratowe. Marysia ma etap: po co mi to wiedzieć. Nauczona przez wiele lat szkolnych, że oceniana jest odtąd dotąd ze zdziwieniem przyjmuje fakt, że wąż Eskulapa, o którym uczy się na biologii ma powiązania z Asklepiosem i mitami greckimi, całym ziołolecznictwem. Chyba o nią boję się najbardziej, bo chwilowo ma postawę : dajcie mi spokój. A spokoju dać nie możemy. A przez podejście szkoły boimy się działać inaczej, projektowo, indywidualnie. Moje bardziej doświadczone koleżanki uspokajają, że ten pierwszy semestr jest zawsze najgorszy, kryzysowy.
Zosia musiała cofnąć się do swojej siostry do klasy niżej , bo również miała braki z matmy. Wiecie jakie to obraźliwe, że musiała robić  TE same zadania co Hania.
Po Hani natomiast widzę skutki pójścia rok wcześniej. Ta słynna czwarta klasa jest dla niej bardzo trudna.
I choć jest teraz ciężko, przypomina to przedzieranie się przez kolczasty żywopłot dodatkowo urozmaicony  minami to widzę , że ratuje to moje dzieci. Nie wiem jak wyglądałaby matura Jasia, może dołączyłby do grona tych, którzy zaniżają wyniki z matematyki i nad którymi płacze system: polskie dzieci nie umieją matematyki! Bo trója czy dwója z jakiegoś działu, przemknięcie w cieniu nie dają możliwości dalszej pracy tylko powodują nawarstwianie braków. Marysia ma ciężki czas, kiedy musi odkryć to co ją interesuje, kim jest i czego w życiu chce. Hania mam nadzieję łagodniej przejdzie przez swoje trudności.
Jedyny który jest w pełni zadowolony to Józio, ale on jest szczęściarzem. Nie miał do czynienia ze szkolną nauką, jest nieskażony:) I już wiemy : lubi czytać i bardzo chce, świetnie zapamiętuje słówka np. w angielskim, natomiast nie lubi szlaczków, pisania, rysowania.

Ale kwitną relacje między nimi:) I wbrew czarnej scenerii opisanej powyżej przez większą część czasu są uśmiechnięci i zadowoleni. Starsi zwłaszcza od momentu kiedy powrócił internet.  A i jeszcze Jasiu uczy się angielskiego oglądając odcinki House'a po angielsku. Po czym chwali się:
-Ja mam bogate słownictwo, zwłaszcza medyczne.
Na co Marysia:
-A ja nie mogę grać w gry i dlatego nie miałam okazji podszkolić się w angielskim...
Pozostawię bez komentarza.

W niedzielę rano w kuchni. Jaś pyta Zośkę:
-Od której strony obiera się ogórka?
-Od zielonej!

Muszę utrzymać pion. I dlatego szybko popełniłam czapeczkę dla Piotrka. Wszak idzie ochłodzenie. Poprzednią gdzieś posiał:) Minus tego jest taki, że ustawiła się kolejka, bo oni też chcą. Każdy inną. Józio oczywiście jaką , no jaką? Indiańską!

Bardzo ruchliwy ten model:)
A właśnie skojarzyło mi się. W nocy wyłazi z łóżeczka, żeby się pobawić a potem płacze. Taki mały dodatek, żebyśmy nie koncentrowali się tylko na ED:)








4 komentarze:

  1. Pani Justyno- wspaniała robota na głowie modela. Mam nadzieję, że po pierwszym semestrze będzie już lepiej- czy łatwiej? pewnie nie, ale z każdym miesiącem będziecie sie bardziej wdrażać. Tak myślę, bo swoich doswiadczeń nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taką właśnie mam nadzieję:) Cieszę się, że czapeczka się podoba, niedługo kolejne tylko rąk brakuje. Chyba ośmiornica to jednak byłoby niezłe rozwiązanie:)))Pozdrawiam

      Usuń
  2. Mój Google+ zrobił mi dziś niespodziankę i zadziałał, więc korzystam z okazji i zostawiam komentarz :) Opis edukacji domowej brzmi... porażająco. Nie sądzę, bym ja z moimi dziećmi dała radę wkopać się kiedyś w ED, bo mam takie braki z matematyki, chemii, fizyki, że nie nauczyłabym swoich latorośli niczego.
    Pokrzepia mnie natomiast opis tego, co wyprawia Piotruś, bo nasz dwuletni Jerzyk też ostatnio nocami się wybudza, budząc przy tym całą rodzinę łącznie z maleńką Reginką. Chce do naszego łóżka, żąda opowiadania bajek, płacze z byle powodu, a już w prawdziwą histerię wpadają, gdy muszę nakarmić Reginkę. Frustruje nas to nieziemsko, szukaliśmy porad wszędzie, nawet u Super Niani jak sobie z tym radzić, a tu proszę, może to normalne, w dodatku opisuje Pani pobudki Piotrusia z takim spokojem, że aż mi wstyd, że pobudki Jerzyka działają na mnie jak płachta na byka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopowiem tylko, że to przechodzi czasem szybciej czasem trwa dłużej. Mój mąż starszych stanowczo odprowadzał do łóżka. Jak się postarzeliśmy to trochę zmiękliśmy i wpuszczamy do łóżka, ale z niektórymi się nie da. Np. Asia i tak jest do odniesienia, bo jak kukułcze pisklę wyrzuca nas z łóżka:) Na szczęście to mija. Powodzenia!

      Usuń