sobota, 3 września 2016

Miła pani

Wróciły z wakacji już wszystkie nasze dzieci i zrobiło się normalnie. Atmosfera w domu pełna miłości( "Mamo, a on zaczyna"), wzajemnych zwierzeń("Nie odpowiadam na głupie pytania") i nauki( " Dlaczego już po wakacjach?", " Czy ja muszę kończyć tę szkołę?"). W końcu wiemy, że jesteśmy u siebie w domu.
Na początku wakacji, skutkiem różnych przemyślnych posunięć,odzyskaliśmy z rąk dzieci gabinet. Marta z Marysią znalazły się w jednym pokoju( co wywołało niezadowolenie u obu), ale my i nasze papiery nie mieliśmy się gdzie podziać. No i to ma być taki dodatkowy pokój dla jakiejś pilnej nauki, ewentualnego  gościa czy nauki z gośćmi, zwłaszcza nocą. Od przyjazdu z Chorwacji ani razu w gabinecie nie było pusto. Ciągle są goście naszych dzieci. Bardzo nam miło, ale chyba  zamierzonego efektu w powiększeniu naszej małżeńskiej przestrzeni nie osiągnęliśmy:)
Ten gabinet miał wrócić do prawowitych właścicieli również dlatego, że zamierzam powrócić do uprawiania medycyny i wiosną zdaję egzamin, by odzyskać prawo wykonywania zawodu. Te zamierzenia to dowód na to, że nigdy nie należy mówić nigdy. I na to, że Pan Bóg ma poczucie humoru i otwiera różne, zdawałoby się zamknięte,
drzwi w niespodziewanych momentach:) Od tej pory na blogu będzie pełno zagadnień natury medycznej. Mogę już zacząć: po ponownym przestudiowaniu nefrologii dziwię się, że jeszcze ktokolwiek w populacji funkcjonuje bez dializ! Uniknięcie chorób nerek jest właściwe niemożliwe. Jak to się udaje większości z nas? To cud!
To moja lektura na najbliższe dni, tygodnie, miesiące...  Każdym z tych tomów można zabić:)








Dzieci w piątek już normalnie były w szkole. Ci od Marysi w dół zachwyceni szkołą. Szczególnie Józio, pierwszak jest pełen uwielbienia dla swojej pani:
-Moja pani jest bardzo miła. Powiedziała, że nie będzie nas przekrzykiwać. Naprawdę nam to obiecała!- i nie wiedzieć czemu obraził się na nasz wybuch śmiechu.
Józio jest w klasie sportowej i mam nadzieję, że ze szkoły będzie wracał zmaltretowany. Jeszcze, żeby przygarnęli na zajęcia sportowe Pitusia to moje życie miałoby inny wymiar. Mogłoby nastąpić przesunięcie z pilnowania nieustannego Piotra na nieustanne odpoczywanie:). No cóż widocznie tak jest lepiej. Szczególnie, że i tak za szybko rosną. Piotruś przychodzi przynajmniej raz dziennie i upewnia się :
-Jestem duzy chlopak?
Niestety z każdym dniem coraz bardziej.
Ogród leży odłogiem. Miałam pierwsze zajęcia w szkole rodzenia a w poniedziałek mam kolejne indywidualne. Mam więc kolejne usprawiedliwienie dla chaszczy w ogrodzie. I tylko widać malwy, które pięknie kwitną od początku lata. Najpierw białe i bladoróżowe, później te prawie czarne a na nasz powrót oszalały te mocno różowe. Tak spełniło się moje kolejne marzenie. O malwach pod oknem sypialni.
Tylko nie wiem czemu u sąsiadów są proste i strzeliste a u nas gęste i wygięte, jakby nie mogły unieść ciężaru wszystkich kwiatów.


piątek, 2 września 2016

Podziękowania

Chciałam przede wszystkim podziękować za liczne pomysły na drugie śniadanie:) Osobno mam nadzieję zrobię to wieczorem. I w prywatnych mailach i komentarzach. Pomysły są świetne, z wielu skorzystam:)
Przy okazji dzisiaj zobaczyłam, że na wp.pl chyba śledzą moje wpisy, bo i u nich pojawił się artykuł "Co zamiast nudnej buły?". A mogli normalnie jak reszta napisać w komentarzu, na fb, albo  w prywatnym mailu. To nie, się wstydzą czy co...Zresztą pomysłów podali mniej i nudniejsze, nie skonsultowali z Wami:)))
Nie mogłam od razu odpowiedzieć, bo jeszcze nie doszłam do siebie.Ten tydzień rozpoczął się z przytupem( ile razy to już pisałam). Miał być spokojny, wszystko pod kontrolą, z rozwagą, jak to się mówi ogarnięte. Ukochany ma jeszcze urlop, to w ogóle sielanka. Nic z tego. Ostatnie zakupy przed szkołą, bo nagle brak spodenek na wf, jeszcze jakiegoś podręcznika, czy karty miejskie działają? Środa wybuchła mnóstwem telefonów. Od informacji, że prawdopodobnie mały Stasiu wybiera się na ten świat i mam się szykować do porodu domowego, do udręk prowadzącego małą firmę. Mnóstwo telefonów z zapytaniem o wypożyczenie laktatorów, prywatne konsultacje, informacje o szkole rodzenie( a nie można tak po prostu odesłać do strony internetowej). Czas między 13 a 15 spędziłam na dokańczaniu obiadu, nastawianiu chleba, z telefonem w garści. Do tego pakowanie się na poród, wyszukiwanie laktatorów i rozważania czy myć głowę czy już nie. Wiecie to takie skojarzenie, będzie się rodził maluch, trzeba coś ze sobą zrobić, bo potem może być różnie . Trochę czasu minęło zanim skojarzyłam, że to nie ja rodzę i mogę głowę umyć później. Rodząca zresztą przywitała mnie w ręczniku na głowie, po myciu czyli algorytm działa.
Wracając do prowadzenia małej firmy. Spragnieni laktatora nie przyjechali po niego a rozmowy o zajęciach skończyły się tekstem:
-To ja się jeszcze zgłoszę.
Czyli dużo wysiłku, mało efektu. Dołujące doświadczenie. Zaraz za tym kroczy stwierdzenie, że jestem beznadziejna:( Chlip,chlip...
Do domu wróciłam około północy. Na barkach dźwigając kolejne doświadczenia i podsumowanie: jak ja mało umiem. Ale Maluch zdrowy i piękny. Wzruszający kolejny cud.
Przy każdym porodzie, w którym uczestniczę oprócz zmęczenia fizycznego pojawia się straszliwe zmęczenie psychiczne. Po tym czuwaniu, trwaniu w  gotowości przez kilka następnych dni jestem wrakiem. I pojawia się pokusa: po co mi to?
A rano trzeba było wstać i wyprawić dzieci na rozpoczęcie roku szkolnego. Tak, powróciliśmy do potwora szkolnego. W niezwykły sposób trafiliśmy do szkoły de la Salle. Dzieci mogą same tam dojeżdżać. Dziś właśnie ruszyli autobusem, pod opieką Maryni, która tam kończy gimnazjum. Marysia miała wysłać smsa, kiedy dotrą szczęśliwie. A smsa nie ma i nie ma, dodzwonić się nie mogę. No tragedia. W przebłysku używania mózgu pojawiła się myśl, że gdyby coś się działo to na pewno by napisała. W końcu. O 8.47 sms:
-Ups, zapomniałam.Wszystko ok.
Z wrażenia poszłam spać jeszcze na godzinę. Jak widać jestem zrównoważoną, spokojną i doświadczoną matką.....A jaką zorganizowaną...
Jeszcze informacja na koniec ( bo obowiązki wzywają). Zresztą dla rodziców dzieci szkolnych nie będzie zaskoczeniem. JAK ZWYKLE WE WRZEŚNIU JESTEŚMY BANKRUTAMI:)))) I z czego ja się cieszę??? Może z tego, że i tak dzieci są cudowne!