poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Zwichnięty umysł

Na szczęście niegroźnie:) Po prostu w związku z graniem z dziećmi  w Dixit czyli skojarzenia.  Czy powinnam się niepokoić jakimi ścieżkami chadzają myśli mych dzieci? Chyba tak. Po takiej grze wstaję od stołu i muszę na nowo zapoznać się z rzeczywistością. A potem następuje dalszy ciąg:). Przykład? Proszę bardzo, ale za skutki nie odpowiadam;-)
Józio pojechał z tatą do sklepu po chleb i bułki. Spotkał swoich chrzestnych ( nic dziwnego, mieszkają kilka ulic dalej). Kiedy Ukochany prowadził dyskurs z wujkiem, ciocia obdarowała chrześniaka słodyczami typu żelki, batonik, jajko niespodzianka, ciasteczka. Jeszcze sobie z nią porozmawiam! Niektóre ze słodyczy Józinek pochłonął na miejscu, ale ciasteczka przyniósł do domu, dla rodzeństwa. Było przed śniadaniem(!) więc ciasteczka leżały i czekały. Były to herbatniki w kształcie misiów z nadzieniem. Nazwa głosiła: KREMISIE. Wpadł Jacuś, rzucił okiem:
-O Kremisie. Kremisie, kremisie, wieczny smak, ha,ha.
Na to Jasiu, który oczywiście pojawił się w odpowiednim momencie:
-Spaliłeś dowcip, ha,ha.
I zaczęli turlać się ze śmiechu. Mój umysł potrzebował chwili, by przyswoić sobie skojarzenie. I przepadło. U nas już nie ma zwykłych kremisiów z niewinnym kremem. U nas są KREmisie o wiecznym smaku. Niektórzy nie próbowali. Za bardzo zalatywało spalenizną:)))

środa, 19 sierpnia 2015

Kinematografia II

Tak siłą rozpędu, bo przez te kilka dni nazbierało się mnóstwo nowych skojarzeń:)
Z dzieciństwa pamiętam jeszcze jeden film. Byłam w pierwszej klasie i bardzo lubiłam chodzić do szkoły ( jeszcze). Dlatego to też tak pamiętam, bo byłam bardzo niezadowolona z nieobecności w szkole.
Było przedpołudnie a my z mamą poszłyśmy do kina Znicz- już oczywiście nieistniejącego. Mama zabrała mnie na " Przeminęło z wiatrem". Z filmu pamiętam tylko pożar i wysiłek, by przeczytać napisy. Ale wrażenie i miłe skojarzenia pozostały. Książkę czytałam kilka razy, ale filmu juz nigdy nie obejrzałam. Nie chcę się ryzykować rozczarowania, wolę mieć w głowie ten obraz szalejącego pożaru i wozu na tle zachodzącego słońca.
Obecna przerwa w pisaniu jest spowodowana moim lekkim paraliżem. Zaczynam chyba mieć początki histerii. Mam wrażenie, że z niczym sobie nie radzę, wszystko jest za trudne, o sprawach finansowych nie wspominając( wszak dżentelmeni o nich nie rozmawiają). Niemniej odczuwamy lekki powiew bankructwa, a przed nami początek roku szkolnego. I jeden z rachunków za prąd, beztrosko zlekceważony w szale urlopowym. A za chwile mogą nam wyłączyć prąd i wtedy to dopiero zapadnie cisza:)
Ten zbliżający się początek roku szkolnego, choć mniej wymagający pod względem zakupów, to jednak lekko mnie przeraża. W podręczniki i tak zwaną wyprawkę musimy wyposażyć tylko jedno dziecko a nie 6. To ze względu na edukację domową. Ale właśnie ze względu na tę formę kształcenia dopadają  mnie różnego rodzaju strachy. Jak to będzie? Jak ja zapanuję nad wybujałymi charakterami moich dzieci, gdzie znajdę choć chwilę wytchnienia? Jak zorganizować te wszystkie zajecia, spotkania dla dzieci? Wiem, że to strach przed nieznanym, kusy zamiata ogonem, ale...
No nic, właśnie za chwilę zbieramy się na rozmowę do podstawówki Montessori, żeby zapisać trójkę młodszych i uzyskać informacje na temat wszystkich zajęć dodatkowych i wsparcia jakie oferują takim straceńcom jak my:)
Wspomnę jeszcze tylko  o niedzieli, która była bardzo miła. Zostaliśmy zaproszeni na obiad do rodziców Martyny, która była z nami na Chorwacji. Było naprawdę bardzo miło, dzieci świetnie się bawiły a ja zostałam dodatkowo obdarowana mnóstwem roślin do ogródka:). No i jeszcze sernik na zimno z malinami, szaleństwo. Jak tylko go wypróbuje to zamieszczę przepis.
A potem jeszcze, wieczorem od innych znajomych dzieci dostały w prezencie grę DIXIT. Może znacie, ja zetknęłam się z nią pierwszy raz. Gra bardzo rozwijająca, intelektualna, dla trochę starszych dzieci, bo wymaga myślenia abstrakcyjnego. W skrócie i niedokładnie. Każdy ma swoje karty, ten którego kolejka przypada musi podać skojarzenie do wybranej karty. Może być jedno słowo, historyjka, opis, piosenka, wiersz, tytuł. Wszyscy spośród swoich kart wybierają te, które kojarzą się z wypowiedzią i następuje tajne głosowanie. Ci, którzy odgadną skojarzenie są punktowani. I następna osoba. My mamy akurat wersję baśniową, Marta zetkneła się już z innymi wersjami kart, bo podobno jest ich kilka. Jedyny minus gry, to ten, że wymaga spokojnego czasu, namysłu:)))
Mamy też chwilowo pewne anomalie pogodowe w postaci zamieci ...z prania. Niby wyrośliśmy z pieluch. To co sie dzieje w okolicach pralki....Potrzebny tam normalnie dyżurny na 24 godziny.

Józio z Asią:
J.-Asia, chodź, jesteś tu potrzebna!
A.-A to zależy do czego?

sobota, 15 sierpnia 2015

Kinematografia

Wczoraj o 3 nad ranem dotarliśmy do domu. Ostatnie 200 km było już naprawdę bardzo ciężkie. Dobrze, że przy autostradzie co pewien czas są parkingi, zjeżdżalismy właściwie na każdy i robiliśmy przystanki, przysiady a Ślubny świece i pompki. Bo to on głównie prowadził, ja do niego gadałam, żeby było łatwiej:) Dobrze, że dzieci spały, bo odpowiadanie na pytanie:
-Daleko jeszcze?
przekraczało już nasze możliwości.
Mogę więc ogłosić, że jesteśmy po urlopie, mamy w oczach przejrzystą, lazurową wodę, jesteśmy zachwyceni własnym domem i w głowach zamysł by w przyszłym roku powtórzyć wyjazd. W szerszym gronie:)
W nocy czekał na nas Jasiu, dom wysprzątany przez dzieci, łózka pościelone. Czyż oni nie sa cudowni? Zawsze sobie myślę, że to są te bonusy, których doczekałam po latach zmieniania pieluch:) A nie wierzyłam jak od starszych, bardziej doświadczonych matek słyszałam, że później jest łatwiej:)))
Tu mi się kojarzy mnóstwo rzeczy, ale po kolei. I tak wszystkiego nie napiszę.
Wracając miałam w głowie dwa obrazy. Jeden wiem dlaczego mi się pokojarzył, ale skąd drugi?
Tak jak pisałam wcześniej wieczór był trudny z powodu lepkiego upału. Potem nauczyliśmy się manewrowac okiennicami, żeby nie wpuszczać skwaru do pokoi. Początek był jednak kiepski i rzucalismy się na łóżkach mniej wiecej do północy kiedy nadchodziła fala lekko chłodniejszego powietrza i odpływalismy w ramiona Morfeusza. I tak miotając się w poszukiwaniu snu przypomniał mi się klasyk filmowy. Film "Casablanka".
W latach mojej wczesnej młodości uwielbiałam chodzić na "nocki" do babci. Babcia wszystko za mnie robiła, pozwalała oglądać telewizję do późna i czytać bez opamiętania. To właśnie u niej zapoznałam się z lekturami niekoniecznie właściwymi dla wieku. Na wczesnym początku podstawówki przeczytałam "Faraona" i niestety wiele książek ze wspomnieniami wojennymi. Pamiętam jak zamykałam oczy i wracały do mnie opisy z obozu koncentracyjnego. Jedne z najgorszych to kobiety żywiące się trupim mięsem, albo opisy świadków spotkań z banderowcami. W jednej  wsi wyrwali dziecko z łona matki i zaszyli w brzuchu księdza. Nie były to na pewno właściwe lektury, ale spowodowały, że mam głęboka nieufność do Niemców i Ukraińców. Do Rosjan też ale z  innych powodów. Gwoli ścisłości babcia chyba nie była świadoma, że korzystam bez ograniczeń z lektur.
Tam też oglądnęłam pewnego wieczoru, udając, że jestem zajęta czymś zupełnie innym, "Casablankę".
Niewiele zrozumialam i pamiętam tylko ogólne wrażenie bezsensu i goraca wraz z wielkim wiatrakiem pod sufitem. Czekając na chłód dokładnie to zobaczyłam. i stwierdziłam, że na pytanie czy oglądałam "Casablankę mogę odpowiedzieć twierdząco, ale o co chodzi nie mam pojęcia. Czas chyba oglądnąć ją świadomie:)))
I tu przypominam: nie ufajcie dzieciom, nawet gdy są bardzo zajęte. To właśnie wtedy najlepiej wszystko przyswajają:))))

wtorek, 11 sierpnia 2015

Pierwotne instynkty

Weszliśmy na etap, kiedy po szaleństwie i zachłyśnięciu się ciepłą wodą zaczęliśmy rozrywki wodne ( aquafluwialne-jak rzecze Hiacynta Bukiet:))smakować. No koneserzy!
Do tej pory siatka do łapania rybek miłośnie transportowana przez Europę w ramionach właściciela-Józia spoczywała w kącie i kurzyła się , ewentualnie lecąc komuś na głowę. Od wczorajszego poranka wróciła do łask. Dzieci założyły hodowlę krewetek i krabów pustelników. Krewetki są o tyle miłe, że dostarczają dodatkowych atrakcji wyskakując ( iście pchlim sposobem) z wiaderka i wzbudzając fale pisków i przytupów.
Józio jak przystało na prawdziwego faceta poluje na taaaaaaaaka rybę. Mniejsze nie wchodzą w grę:)
Natomiast nasze nastolatki eksploruja nowe fragmenty portu. Po drugiej stronie naszej niewielkiej mariny dno morskie schodzi na głębokość mniej więcej 7 metrów przejrzystej, pełnej cudownej urody ryb. Bo i błękitne w paski i pomaranczowe i jeszcze bezczelne, bo się zupelnie nie boją. Warunki do skoków wymarzone. Sa tego niestety dalekosiężne skutki. obawiam się, ze w najbliższym czasie w naszym domu pojawi się akwarium. Teraz myslimy nad sposobem przetrzymania do świąt Bożego Narodzenia, z wiadomych powodów.
Dziś przedostatni dzień.
Minusy:
-jedna łazienka na 9 osób, w tym dwie nastolatki:)
-ukwiały,
na szczescie nie sa groźne, ale moga sprawic przykrość. Zaczęło się od Marysi, na ręku miała bolący, przekrwiony ślad, jakby od rózgi, potem Martyna. Wtedy uważniej wpatrzyliśmy się w dno. I faktycznie  są. Piękne, wabiące kolorami. Dziewczyny w swym zapędzie do nurkowania i poszukiwania skarbów musiały je podotykać, pomacać- skutki bolesne.
-przed nami 1500 km do kochanego domu:)
Swoją drogą wyjeżdżaliśmy za prezydentury PKB a wracamy po Duda Day:) Wbrew całej radości czuję wewnętrzny niepokój z powodu szaleństwa nienawiści, które się rozpetało. Boję się czegoś w rodzaju wydarzeń, które obaliły rząd Olszewskiego.
Bardzo bym chciała, żeby zmieniło się coś w kwestii odbierania dzieci rodzicom. To wielki wstyd, że w Polsce, jako jedynym kraju można odbierać dzieci z powodu biedy. Zamiast wspomóc rodziny. W związku z tym bardzo interesującą postacią ostatnio jawi mi się pan Wojciechowski. Gdybym miała starsze dzieci to normalnie z tego powodu ruszyłabym  w politykę. A wtedy drżyjcie.....przeciwnicy:)))

Wczoraj Asia chcąc mnie wspomóc w jakiejś dyuskusji z mym Ukochanym:
-Tato, jesteś przecież ŻONĄ mamy!

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Gdzie ten czas?

Oczywiście jak tylko napisałam, że się nudzę i będzie funpage to czas zaczął grać ze mna w chowanego:) I nie mogę go znaleźć pomimo leniuchowania.
Wstyd będzie się przyznać, ale cały pobyt w Chorwacji upłynie pod znakiem moczenia się:0, żadnego zwiedzania , obejrzenia choćby jednego zabytku, placu, kościoła. Jedyna rzecz poza plażą, którą zwiedziliśmy to rynek z warzywami i owocami, gdzie przeżyłam paroksyzmy zazdrości nad wielkością i zapachem znanych nam przecież owoców:)
Weszliśmy na etap ( to już 12 dzień naszego podróżowania), kiedy pojawia się lekka tęsknota za domem. My to my ( według zasady : wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej), ale dzieci wieczorem:
-Ja chcę do Jasia!
-Mogę zadzwonic do chłopaków?
-Jak ja dawno nie widziałam Stacha?
-Jak wrócimy to Marta będzie?
Ciekawe co będzie jak ona naprawdę wyjedzie do Wrocławia???
Nawet u naszej wypożyczonej na wyjazd córki wczoraj pojawiły się  łzy tęsknoty za domem. To chyba znaczy, że nastąpiło wysycenie wodami Adriatyku i można wracać do domu:)
Wczoraj uczestniczyliśmy w Mszy po chorwacku, co za ulga po zeszłotygodniowej po wegiersku:)
Pomimo, że Węgrzy są bardzo, bardzo życzliwi i to nasi bratankowie to porozumienie z nimi jest jednak wielce problematyczne. A liturgia? Czułam się dokładnie jak na tureckim kazaniu:)))

Zainspirowana komentarzem Jaro, który trafił na bloga szukając informacji o jedzeniu świeżych fig, sprawdziłam jak jeszcze czytelnicy do mnie trafiają.
Ciekawe czy usatysfakcjonowani byli poszukujący informacji o tym jak mąż może się rozpić albo ci, którzy maja problemy z sedesem? I o ile o sedesach pisałam, to o rozpijaniu męża chyba nie?
I tu właśnie swoim zwyczajem przypomniałam sobie, że z moim niepijącym Ślubnym, na Węgrzech obchodziliśmy 23 rocznicę ślubu, ha!

Jako doświadczona matka ( w sensie lat, nie mądrości, żeby ktoś nie pomyślał:)) twierdzę, że instytucja sjesty jest bardzo pożyteczna. Te trzy godziny w ciągu dnia, gdy zalega cisza... Młodsi śpią, starsi  w ciszy czytają. Co za błogość! I tak dzień w dzień!

piątek, 7 sierpnia 2015

Dwa ogłoszenia

Po pierwsze może już jutro będzie funpage na fb domu pełnego kosmitów:)
To tak z nudów:)
Fajne te nudy!

Po drugie w zatoczce pod Tribanj urzędują syreny. Codziennie od 10 do 13 i od 16  do 19:)
Nie wiem tylko dlaczego na posiłki stawiają się wraz z moimi dziećmi???
Były na tyle uprzejme, że same się sfilmowały, tzn. jedna filmowała druga pływała. One tak całe dnie:))))
Tłumaczą, że szukają skarbów.

Zmagania

Dzisiaj zacznę od czegoś luźno związanego z wakacjami.
Wiecie dlaczego Sodoma i Gomora zniknęły? Bo ludzie nie byli tam gościnni.
Moje zmaganie, a miałam mieć wolne, dotyczy właśnie tego aspektu.
W naszym domu w tej chwili przebywa rodzina z czwórką dzieci. No i nasze starsze dzieci, a przynajmniej niektóre:). Nie jestem specjalną fanką porządków i zawsze uważałam, że słabo związana jestem z dobrami materialnymi ( ha,ha,ha). A jednak mam duży problem z niemyśleniem o tym czy tam wszystko w porządku, czy nie nabroili w ogródku, co zastane po powrocie itd. Więcej ujawniać nie zamierzam, bo przestaniecie czytać moje wyznania:).
Po drodze spaliśmy w Bielsku u naszych wieloletnich przyjaciół, którzy byli nieobecni. Zostawili dom otwarty, my klucz mieliśmy po wyjeździe włożyc do buta ( u nas to też znany motyw, tylko ciiii). Zadzwonili do nas pytając czy dotarliśmy i jak dajemy sobie radę, czy znaleźliśmy mleko i ziemniaki w spiżarce. Ja w swej ograniczoności zaczęłam się kajać za zmiany w zabawkach uczynione przez nasze dzieci. Usłyszałam tylko, że mam nie przesadzać. Ich serdeczność i troska o nas zawsze mnie bardzo porusza. Mając taki wzór mogę tylko wzdychać, bym naprawdę przestała zajmować się drobiazgami...przestała myśleć ciągle o sobie...


Wracając do tego co przyjemne.
Zaprzyjaźnianie z gospodarzami trwa. Nie wiem jaki wpływ ma na to rakija, ale jesteśmy piekną rodziną i zawsze dla nas znajdzie się miejsce:). Dla naszych znajomych też. słowa ważne, bo jak uświadomił nam gospodarz w kwietniu już miał zarezerwowane całe wakacje. Tylko te 1500 km. Zwłaszcza samochodem bez klimatyzacji. Jechaliśmy nocami, ma to plusy bo wyraźnie luźniej i bez korków. Tylko później trezba jednak dojść do siebie.
Wieczorem zapraszam na niespodziankę czyli krótki filmik potwierdzajacy istnienie syren.

A teraz jeszcze trochę tych niezwykłości, będę do tego wracać zwłaszcza oczekując na wiosnę:)


 To jest nasz dom. Co ciekawe wszystkie ich domy maja okna na morze, z drugiej strony są całe ściany, chyba ze względu na wiatr wiejący zimą z gór. Bo tam są niezłe góry:)
 Tu jest ze trzy metry głębokości, fajna woda.
a to figi prosto z drzewa, co za smak...
i taki śródziemnomorski klimacik
 W drodze do domu mijamy krzak rozmarynu.
I dwaj braciszkowie zaprzyjaźnieni z wodą. Tylko idąc na sjestę trzeba się spłukiwać, bo tworzy się na skórze chrupiąca skorupka:)

Figowania ciąg dalszy:). To figa za oknem  a tu szaleństwo naszych myśliwych czyli krab. Na szczęście w/w zwiewaja bardzo szybko:)
 
 Tu jeżowiec w warunkach naturalnych.
 i w  wiaderku. Nie widac tego, ale jest pieknie wybarwiony. Purpurowo-fioletowy.

 bez komentarza:)
I środek figi, oszałamiajaca słodycz.
p.s jeśli czyta to ktoś z Chorwacji, to dajcie znać:)))

czwartek, 6 sierpnia 2015

Upał

Weszłam na etap, kiedy zaczynam żałować, że dni tak szybko mijają. A naprawdę udaje nam się nigdzie nie śpieszyć.
Ustalił się pewien rytm dnia. Rano- leniwa pobudka, potem śniadanie, przebieranie się i 50 metrowy marsz nad wodę:). Co prawda ze względu na ilośc klamotów nawet ten marsz jest wyzwaniem.Płetwy, kółka, parasol, siedzonka, buty do pływania no i oczywiście jakieś jedzonko. Tu jeszcze wiaderko, kapelusz od słońca czy okulary. Za każdym razem wyglada jak byśmy się wyprowadzali.
Potem juz tylko woda!

Oszałamiająca jest ta przejrzystość wody. Gorsze i zaskakujące zasolenie. Powoli dorabiamy się kolejnych okularków, bo każde chlapnięcie jest przykre dla oczu. Można, na pewno można wytrzymać również bez, ale ani nurkować ani podglądać podwodny świat. Ci którzy wypływaja na głębsze wody mają widok do samego dna.
 Ze wzgledu na duże zasolenie woda bardziej unosi. Skutek? Zosia i Hania, które w domu jeszcze nie pływały zbyt sprawnie, tutaj w ciągu dwóch dni nabrały wprawy i spokojnie pływają na sporych dystansach. Józio natomiast nieustannie skacze i nurkuje.
 Ukochany natomiast pokonuje spore dystanse:) Jednak dzięki jaskrawemu nakryciu głowy jest natychmiast lokalizowany. Ma to, z jego punktu widzenia minusy. W pościg za nim rusza  krwiożercze stado ( a niby byli zajęci i to bardzo), by go podtapiać, dawać się podtapiać, ścigać się, przepływac pod tatą, żądać wyrzucania w dal. Mój Ślubny czuje, że żyje i wypełnia obowiązki ojcowskie:) Na sjestę schodzi dziwnie powolnie, powłócząc nogami:)))) Zwłaszcza, że do domu mamy ostro pod górę:)
 Marysia wraz ze swoją przyjaciółką Martyną okupuja dalekie rejony, by w spokoju nurkować. Dziewczyny na początku bardzo mnie niepokoiły, bo więcej były pod wodą niż nad. Ale chyba wyrosły im skrzela, płetwy na razie zakładają więc błony pławne między palcami się jeszcze nie wykształciły:)
Piotruś odkrył, że może  unosić się na wodzie i teraz tak spędza długie chwile. Nauczył się też, patrząc na rodzeństwo chlapać. I jeszcze żąda pochwał:)


No i wyszło szydło z worka:) Mój Ślubny nie zważając na mój image przepracowanej, niedowartościowanej matki, która ciągle usługuje innym ( patrz minister Fuszara i europosłanka Senyszyn) uwiecznił mnie z książką w ręku. Ze względu na nic nie robienie zabrałam chyba za mało książek:)

Jesteśmy w małej rybackiej wiosce pod Zadarem- Trbanj Kruścica. Specjalnie szukaliśmy czegoś na prowincji, nie bardzo modnego. Z dwóch powodów. Jednym jest cena, drastycznie odbiegająca od tych proponowanych w Dubrowniku, Splicie, Rijece itd. Oczywiście na naszą korzyść:).
Drugi powód to mniej ludzi, brak dyskotek do samego rana i nudystów. Jesteśmy nad małą zatoczką przystosowaną dla małych dzieci- wysypane drobnym żwirkiem łagodne zejście do wody, towarzyszą nam popołudniami tubylcy, głównie dzieci:)

Po pływaniu do około 13 schodzimy na sjestę, słońce wali wtedy jak młotem. dzieci na szczęście głodne więc dają się wyciągnąć z wody. Posiłek, spanie lub czytanie. I znowu woda:) do około 19 .
Głód wyznacza porę ewakuacji:) Kolacja.
Potem normalny rytuał wieczorny, przynajmniej w przypadku młodszych, bo starsi- od Józia w górę idą na wieczorne pływanie.
Dodam, że i rano, i po sjeście obowiązkowa jest kawa.

Posiłki pomimo nie za wielkiego budżetu są super. Wielka papryka i pachnące pomidory, arbuzy po 20 kg i jogurt typu greckiego albo bułka z oliwą. A jako przegryzka świeże figi z drzewa pod oknem:)
Nie zdążyłam zrobić im zdjęcia bo zostały wchłonięte:)

Mieszkamy u bardzo miłych ludzi, zwłaszcza pan gospodarz (policjant) jest straszliwą gaduła. Wieczorem zjawia się z malutkim kieliszeczkiem( razy dwa) rakiji i wyciąga Ślubnego na pogawędki. Może to seksizm, bo mi nie proponuje:)
Tu na prowincji widać, że nie są to bogaci ludzie, uroczo niechlujni. W Polsce takie płoty, zejścia do wody obłożone byłyby setkami zakazów i nakazów:) ogródki nie maja zamiaru rosnąć uporządkowanie a dzieci mimo, że pilnowane są bardziej samodzielne i mają więcej swobody. Nie ma tu supermarketów ani hipermarketów, McDonaldsa. Natomiast bardzo szanuja swoją niepodległość, flagę i kolory narodowe:) Jacyś szowiniści normalnie:)))))))) Skąd wiem? Bo wczoraj było ich święto narodowe i czcili je wspólnym, wiejskim grillem na plaży. A najpierw było wciąganie flagi na maszt. Ryby z wody prosto na grilla:)

Po trzech dniach moczenia się w  wodzie dzisiaj mamy zamiar ruszyć do Zadaru. Zobaczyć i posłuchać morskich organów oraz odwiedzić piaszczysta plaże pod Ninem. Ale szczerze ? Nie chce mi się ruszać!

Na koniec minusy:) Gorące noce! Po wejściu do naszych apartamentów, czyściutkich i przestronnych na zaścielonych łóżkach były poduszki i nic więcej. Hm...Miało być z pościelą. Na szczęście w szafie leżały koce. No widocznie śpi sie pod kocami. Ha, ha, ha. Śpi się pod niczym, a najlepiej należałoby jeszce zdjąć z siebie skórę:) i co nieco innego.
I jeszcze moja plama.
Pisałam i przechwalałam się jak to ambitnie przygotowałam konserwy mięsne w słoikach. Tylko jeden szczegół. Przy pakowaniu znowu mózg miałam wyłączony i skrzynka ze słoikami trafiła do bagażnika. Słoje stały koło siebie, coś na nich leżało. Tu stuknęło, tam stuknęło, postukały o siebie nawzajem:) Już wieczorem na pierwszym etapie czyli w Bielsku, w samochodzie roznosił się podejrzany smrodek. Po sprawdzeniu oczywistych podejrzanych czyli Piotrusia i Asi, zaczęliśmy szukać mniej oczywistych przyczyn. Komisyjnie oglądnięto wszystkie buty, obwąchano podręczne bagaże ( bo może ktoś coś przemyca). No i wiedzeni węchem trafiliśmy do bagażnika. Niestety słoki z mięsem się rozszczelniły, zapach rzadki. O dziwo leczo w porządku. Przechodzimy na wegetarianizm:)




wtorek, 4 sierpnia 2015

Wracam:)

Już zapomniałam jak to jest pisać:). No dobra, trochę oszukuję:)))
Działo się bardzo dużo a ja padłam na twarz i tak pozostałam właściwie do dzisiaj.
Znowu będzie nie po kolei. ale za każdym razem obiecuję sobie, że przemyślę co mam do napisania i napiszę piękny tekst. A co wychodzi każdy widzi:)))
Wczoraj. po dojechaniu na miejsce, piękne zresztą, miałam napad depresyjny. Ze zmęczenia zastanawiałam się jak tu wrócić do domu i co ja miałam za durny pomysł z tym wyjazdem. Źle to mi w domu było? Może trzeba było już zostać przy tym porządkowaniu i garach.
I nic wspólnego z tym nie miały okoliczności, które obiektywnie piękne były. Woda w morzy tu naprawdę wygląda tak jak na zdjęciach reklamowych. Ale o tym następnym razem z obfitą fotorelacją:)
Dzisiaj po wyspaniu się świat jest taki jaki powinien być czyli piękny, strachy i chandry minęły.
Pojawił się tylko zatrważający wniosek: nie umiem odpoczywać, nic nie robić a przecież właśnie o takim stanie marzyłam! Powiem więcej, są do tego warunki! Dzieci wymoczone, padają na twarz i sjesta nie jest problemem. Na plaży sa straszliwie zajęte i tylko ja nie umiem się odnaleźć. Ale będę nad tym pracować!

I oznajmiam: po niespodziewanej przerwie wracam i znowu będę miała słowotok:)

A na razie mogę Wam polecić książki Olgi Rudnickiej, przynajmniej te dwie, które juz przeczytałam:
"Natalii5" i "Drugi przekręt Natalii". Ośmielam sie powiedzieć, że niniejszym Joanna Chmielewska została zdetronizowana.

Wiecie, że mozna kichać do tyłu? Ja nie wiedziałam, ale dzisiaj Zośka mnie oświeciła:)