wtorek, 22 grudnia 2015

Groch z kapustą

No to wczoraj w końcu zaczęłam przygotowania świąteczne. Co do sprzątania nie będę się wypowiadać, bo mam wrażenie, że powinnam posprzatać 15 minut przed wieczerzą. Inaczej i tak wszędzie będzie panoszył się nasz zwykły chaos. I pomimo codziennego odkurzania, wynoszenia zabawek, składania ubrań zawsze gdzieś leży na chwilę odłożona książka, jakiś niedokończony rysunek ( oby jeden!), papierki od cukierków ( sprzed kilku dni?), nadgryzione jabłko, kubki z herbatą itd.
No ale wczoraj wieczorem, kiedy Ukochany wraz z Józiem pojechali stawiać choinkę przyszywanej babci ja wkroczyłam do kuchni. I zaczęłam mieszać tytułowy groch z kapustą, jak mówiła moja babcia kapusta z długim grochem czyli fasolą, smażyć śledzie- co wiąże się zawsze z wietrzeniem, zapalaniem świec. O ile śledziki kochamy, o tyle Nobla temu kto znajdzie sposób na to by zapach nie łaził po domu. Zwłaszcza, jeśli kuchnia jest tak zwana otwarta.
Przy obieraniu śledzików przy mych nogach błyskawicznie pojawił się Semen, nasz kocur. Jego zachowanie po raz kolejny potwierdziło, że pasuje do rodziny. Siedział u mych stóp i delikatnie przypominał o swoim istnieniu, ci co mają koty wiedzą o czym mówię. Gdyby jego spojrzenie można było do czegoś porównać to byłby to faktycznie pratchetowski stalowy pręt. Ugięłam się i choć jest całkowity zakaz karmienia koteła w kuchni i przy stole dałam mu kawałek ryby. Reakcja bliska zeru. Hm...To dałam mu ogon, no trochę zainteresowania. Nawet ruszył łapą, by popchnąć dostarczony fragment. I właściwie natychmiast powrócił stalowy pręt. Jak zahipnotyzowana uległam i rzuciłam mu całą rybkę. Pan kot przystąpił do konsumpcji mrucząc w podzięce. Którędy on mysli to ja naprawdę nie wiem.
Mary Lou zdała wczoraj swój pierwszy egzamin. Wróciła bardzo niezadowolona, że tak słabo, ale należy sie cieszyć, że pozytywnie. Przed egzaminem była zdenerwowana straszliwie. I dotarło do mnie, że większość dzieci nie ma możliwości wytrenowania, przez wszystkie lata szkolne, stawania przed jury czy też prezentacji nie tylko w klasie, ale na szerszym forum. A to ważna umiejętność. Przed chwila ruszyła na kolejny egzamin, z chemii i wychodząc stwierdziła:
-Dziś już się tak nie boję.
U nas sztorm i błoto. A przede mną wizyta u dentysty. Zaraz ruszam.
P.s Miałam napisać o lalkach, ale to już po dentyście.

piątek, 18 grudnia 2015

Płatna miłość;-)

Najpierw chciałam powiedzieć, że bardzo się wzruszyłam Waszą reakcją na wspomnienie rodziny Beaty. Dziękuję za te wszystkie maile z prośbą o numer konta. Teraz przed nią poród, pewno najtrudniejszy. Ale to waleczna i dzielna kobieta. Ich świadectwo, częściowo spisane jeszcze w ostatnich dniach życia Waldemara mam nadzieję, że pojawi się jeszcze przed świętami na wrodzinie.pl. Jesteście, że pozwolę sobie na egzaltację, cudowni i chociażby dlatego warto było założyć bloga.

U nas ostatni tydzień Adwentu nie wygląda na prostą.:), tylko jak zwykle na wybitnie pozawijaną serpentynę i zjazd po niej bez hamulców.
Najpierw odkryłam dlaczego ostatnio ciągle nie można korzystać   z nocnych lampek. Podejrzanie często trzeba było wymieniać żarówki i to nawet te lepsze co to mają świecić prawie do końca świata, albo i jeszcze dłużej. Owe żarówki znajdowane były ostatnio a to na biurkach,  pod, lub przy łóżkach. Już zaczęłam podejrzewać mego Ślubnego o początki sklerozy, bałaganiarstwo i inne podobne. Nic z tego. Potencjalny winny okazał się niewinny. Natomiast Piotruś został przyłapany i nawet nie zaprzeczał za bardzo. Otóż nasz słodki, dwuletni beniaminek wspina się do lampek i wykręca wprawnie żarówki a następnie z wyraźną przyjemnością zrzuca je na podłogę. Chyba nigdy byśmy się nie domyślili, gdyby nie to, że jedna z tak beztrosko upuszczonych żarówek poleciała aż na schody i z hałasem pękła. Bohaterka! W środku zrobiło mi się zimno na myśl jak to mógł go kopnąć prąd, zwłaszcza, że dalszy ciąg zabawy to włączanie i wyłączanie wszelkich pstryczków, wpinanie i wypinanie kabli a ostatnio wpychanie starej kasety video do komputera w puste miejsce na dodatkowy dysk. Pasowała jak ulał, szczególnie jeśli ktoś ją wpychał z całych sił. Zaprawdę prawdziwe jest hasło: zamienię dwulatka na psa, może być wściekły.
Nadal jestem nieprzygotowana do świąt, mam nadzieję, że zepnę się wraz z towarzystwem tuż przed, ale od razu z założenia oświadczam: rezygnuję z wielkich porządków! Są ważniejsze sprawy, z którymi się nie wyrabiamy ( czytaj lenimy) i szkoda czasu na nerwowość, pośpiech itd.
Nasza urocza czteroletnie królewna ostatnio zalewa się łzami, bo starszy brat wprowadził ją w tajniki przemijania:
-Rodzice będą starzy, będą jak babcia i dziadek a potem umrą.
Dodatkowo według niej starzy będziemy już po świętach. Wymagała więc utulenia i wyściskania oraz uspokajających rozmów. Nie minęło wiele czasu i okazało się, że musi posprzątać, bo strasznie porozrzucała rzeczy sióstr. Nie pomogły ckliwe minki, łamanie rączek i protesty, że:
-Dziewczyny( starsze siostry) mogą sprzątnąć!
Zrezygnowana szła jak na Sybir po drodze wypuszczając ostatnia zatruta strzałę:
-Gupia ta mama!
No i po ciepełku wokół serca na temat jaka to ja jestem niezwykła i wspaniała dla moich dzieci:)))

No i teraz płatna miłość. Wspominałam, że nasi panowie w wieku 18 i 16 są zakochani. Ma to swoje plusy i minusy. Minus to nieustanne rytuały kapielowe w łazience i stosy ubrań do prania. Plusy to nowe znajomości, z jednymi potencjalnymi "teściami" jesteśmy na dobrej drodze do zaprzyjaźnienia się, towarzystwo dla młodszego rodzeństwa i oni też są głównymi beneficjentami wielu atrakcji i zachwytów ze strony dam serca starszych braci. Cieszy nas również to, że dziewczyny lubią u nas bywać i dobrze się czują.
Dziś niestety na jaw wyszedł kolejny minus. Jeden z moich synków, litościwie nie wspomnę który, nad wyraz rozsądny i odpowiedzialny przyniósł nam rachunek za telefon. Rachunek monstrum, na ponad tysiąc (!) złotych. Tu też litościwie nie wspomnę o ile ponad. Przez miesiąc, dzień w dzień prowadził rozmowy po 270, 340, czy tylko 170 minut. Jego taryfa nie przewidywała takich ekscesów. I mamy taki oto skutek.
Ślubny szybko sporządził pismo z prośbą o rozłożenie na raty i skwitował tylko:
-Widać wymiar zakochania.
Przypuszczam, że jeszcze nie raz będę szemrać na ten dodatkowy koszt, na brak pieniędzy głupio przepuszczonych, ale chwilowo aż tak mnie to nie dotyka.
Synek przechodzi na kartę, którą sam sobie kupi i będzie doładowywał a przez pewien czas będę miała niewolnika, który musi odpracować kosztowne upodobania:)))) No i gwiazdkowy prezent odsunie się w czasie. Miał dostać laptopa, którego mój mąż w firmie wymieniał  na nowego. Jest taki zwyczaj u nich, że użytkownik może go później atrakcyjnie odkupić. Niestety wobec zaistniałych faktów użytkownik nie może;-). Szkoda mi synka bardzo, ale dla jego dobra musimy być konsekwentni.  Ma to jeszcze jedną konsekwencję: w styczniu nieraz usłyszycie o niechęci do chleba z dżemem, ale będziemy musieli na dżemiku przeżyć:)))). Takie życie!
P.s Wiecie, chyba jestem rozczarowana, że mój Ukochany nigdy nie osiągnął takiego rachunku dzwoniąc do mnie:(  O płci kobieca!



czwartek, 17 grudnia 2015

Dwujęzyczne dziecko

Dni przelatują jak odrzutowce. Codziennie mam zamiar coś napisać i nic z tego nie wychodzi. A dzieje się, oj dzieje.
Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda to serdecznie pozdrawiam i zapewniam, że dziś jak zwykle mydło i powidło. Nie mogę się zdecydować na jeden temat. Chyba faktycznie mój blog należy do "śmieciowych", ale ja go lubię:))).
Na początek plakat znaleziony na fb, który mnie rozwalił.
Ponieważ, banalnie należymy do fanów Gwiezdnych wojen na początku nie skojarzyłam. Jak już dotarło do mnie przesłanie poczułam moc:)))
Tu się przyznam, że pacholęciem albo raczej dziewczęciem będąc na Powrocie Jedi byłam dwanaście (!) razy.
Przez Adwent ( choć nieregularnie) uczestniczymy z Ukochanym o bladym świcie, co ja piszę, przed świtem bo o 5.45 w porannych Laudesach w naszej wspólnocie. No i dzisiaj bardzo dotknęła mnie Ewangelia. Słyszana co roku, taka beznadziejna bardziej , bo wymieniane są tylko pokolenia Izraela od Adama do Chrystusa. Poniżej link do niej:
http://wrodzinie.pl/ewangelia-i-ty-17-grudnia/
No i wystarczyły dwa zdania naszego prezbitera, by dowiedzieć się, że to kolejne słowa o Bożej miłości wobec nas. Bóg pomimo grzechu, niedoskonałości w naszym życiu pisze dla nas historię zbawienia. Tak jak w przodkach Jezusa. Wystarczy jak powiedział prezbiter popatrzeć chociażby na trzy wymienione tam kobiety: Tamar, zgwałcona przez brata, mająca dzieci z teściem ( jak widać Biblia była szybciej niż telenowele), Rachab - prostytutka z Jerycha czy Rut Moabitka, cudzoziemka, dla Żydów podczłowiek. Podobnie ma się z mężczyznami. A jednak Bóg pomimo grzechów z tych grzesznych przodków wyprowadza Zbawiciela, a nam daje zbawienie, za darmo. Teraz to będzie moja ulubiona Ewangelia.
Pewno i u Was zaczął się czas pierniczkowania, jak mówią moje złośliwe nastolatki "pierniczenia" :)
U nas to okazja do spędzania czasu ze znajomymi, naszymi i naszych dzieci. Było już kilka sesji. Będą jeszcze następne. I całe szczęście bo pierniczki w niewytłumaczalny sposób znikają tuż po zrobieniu.
 Tu nie widać ale zlizywana była czekolada. To była kontrola jakości :)


 Tu właśnie widać tę czekoladę :)))
Oczywiście największa frajda to zdobienie wypieków. Każdy ma swój własny styl i koncepcję. I ile by nie było posypek i lukru zawsze jest za mało. Ale to miły czas. i miło nam, że również goście nie chcą wychodzić od nas z domu:))).
Tak jak jestem w tym roku nieprzygotowana do świąt to chyba jeszcze nie byłam. Na usprawiedliwienie mam to, że dopadaja nas różne wirusiki i o zgrozo mnie najbardziej. Dodatkowo mam wprowadzane leki na Hashimoto i czasami nie czuję się sobą. Raz oklapła jak nieudany suflet a następnie popadam w lekkie szaleństwo działania. W tym tygodniu nasz licealista zaczął już egzaminy i jestem nerwowa, udało nam się zaspać na angielski. Okazało się , że jak podejrzewaliśmy poziom naszej Mary z niemieckiego jest więcej niż żenujący i korepetytor zrezygnował z lekcji, bo nie chce uczestniczyć w tym haniebnym procederze. Innymi słowy przed nami nie zdany egzamin z niemieckiego i intensywny kurs w przyszłym semestrze.
I żeby było prawdziwie to wrócę do dwujęzycznego dziecka. Nasz Piotruś mówi sporo, ale sporo również po swojemu i o ile my go rozumiemy doskonale o tyle nie jest to język powszechnie używany. Ale nie o to mi chodzi. Dziecko, które o picie prosi :
-Łody, łody!
staje przy starszym bracie, który udaremnił jakieś jego niecne zamiary i rzecze:
-Głupoj!
A w momencie zdenerwowania woła:
-O fuck!
I dostaje brawa od starszych braci.
Nie jest to ta dwujęzyczność, o którą mi chodziło. Przy okazji wyszło na jaw, ze ja naiwna byłam, bo myślałam, że jednak moi chłopcy nie przeklinają. A oni nie przeklinają, ale przy nas.

I jeszcze chciałam Wam opowiedzieć o pewnej rodzinie, która niedawno straciła ojca. Jest tam 11 dzieci, dwunaste w drodze. Nowotwór zaatakował trzustkę, od maja do lipca była błędna diagnoza a potem było za późno. Dzidziuś ma się urodzić na dniach. Ojciec miał firmę budowlaną, przez pół roku choroby nie było dochodu, składek i sytuacja jest w tej chwili ciężka. Rodzina jest bardzo kochająca i normalna. Mama ma wiele pokoju na tę sytuację. Tata umierał wierząc, że Bóg prowadzi ich historię, że jest najlepszym Ojcem. Gdyby ktoś chciał  jest specjalne konto na wpłaty, albo w jakikolwiek inny sposób. Mamy niezwykły czas a jałmużna gładzi wiele grzechów.



wtorek, 8 grudnia 2015

Po 21:)

Ciągle jest po 21 wczoraj więc mogę podać zwycięzców.
Wniosek mam tylko jeden, chyba więcej nie ogłoszę żadnego konkursu bo szkoda mi było, że pozostali nie otrzymają nagród. To bardzo trudne, zwłaszcza, że podzieliliście się częścią swojego życia i było mi bardzo miło czytać o Waszych pomysłach. Dziękuję za ten trud.
Jednocześnie donoszę, że spóźniona jestem ze wszystkim tak mniej więcej o dwa dni. Telefony, maile wiszą nade mną już od piątku i nie mogę się zabrać. No paraliż pracowniczy.
W związku z tym nie mogę spokojnie usiąść i popisać na blogu, bo przecież muszę pozałatwiać najpierw to co muszę. Błędne koło. Ale się pozbieram. :))))
A oto laureaci:
Matka Kaszubka i autorka Pod rodzinnym dachem.
Gratulacje i poproszę namiary do wysyłki.
P.s. losował mój Ukochany. Jakby co....

poniedziałek, 7 grudnia 2015

W biegu

Dziękuje wszystkim za podzielenie się swoimi sposobami na uratowanie Świętego Mikołaja:)
Z przyjemnością czytałam i mądrze kiwałam głową znajdując potwierdzenie tego co mi w sercu gra.
No i okazało się, że niemożliwe jest wybranie najlepszego wpisu:))) dziś wieczorem odbędzie się więc losowanie. Całe szczęście zresztą, bo kosmetyki jak i gwiazdki jeszcze się robią.
Po 21 wymienię na blogu, wraz z dłuższym wpisem mam nadzieję, wylosowanych.
A teraz biegnę, bo jak dziś przy śniadaniu powiedział Józio:
-Mam dzisiaj ciężki dzień, najpierw zabawa z kolegami a potem matematyka, uh!
No i muszę biec na tę zabawę:))))

wtorek, 1 grudnia 2015

Obcy

A jednak! Niszczenie moich i mężowskich szarych komórek trwa w najlepsze. Ci kosmici nie mają litości. A działają na wielu płaszczyznach.

Niedziela szósta(!) rano:
-Mamo, a ja się zrzygałem do łóżka!- ups, nie ma przecież nic bardziej romantycznego w niedzielny poranek:)
I jest dalszy ciąg. Dwa dni później mamusia też leży. 1:0 dla kosmitów.

Mamusia na łożu boleści, tatuś właśnie opuścił domowe pielesze. Dwójka obcych w kuchni. Nagle wrzask czteroletniej kosmitki:
-Mamo, a Józio chce mnie przedziurawić nożem!
Boleści na bok, interwencja! Wpadam do kuchni a tam mój sześciolatek z plastikowym, lalkowym nożem. No cóż 2:0 dla nich.

Joasia pojawia się w butach na obcasach zabranych dorosłej siostrze. Mąż ryzykownie:
-Nie chodź w tym, bo ci kręgosłup nie wyrośnie.
Gwiazda momentalnie maca się po plecach i :
-Ależ rośnie, rośnie...
3:0!

Ta sama gwiazda w kuchni z dwuletnim bratem.
-To jest kiełbaska. Baaardzo zdrowe pożywienie.
4:0!

Tyrad ze starszymi nie wspomnę, bo mi wypomną. Ale kosmici atakują!

Na koniec przypominam o konkursie z poprzedniego posta!