Niemniej pojawiło się w mej głowie pytanie: dlaczego?
Dlaczego, kiedy czuję się jak mokra ścierka albo sprasowany żelek moje dzieci mają najwięcej energii? Dlaczego akurat wtedy są najgłośniejsze, najbardziej rozmowne i mają najwięcej pytań? Dlaczego wtedy właśnie ich ojciec ma najgorszy młyn w pracy a starsze rodzeństwo egzaminy do pozdawania? Dlaczego wtedy można sie przylepić do podłogi, nie ma nic do picia ani do zabawy? Dlaczego wtedy stają się przeciwnikami gier komputerowych i bajek do oglądnięcia? Przecież normalnie walczą o nie zaciekle i do łez. Dlaczego wtedy główną atrakcją jest bieganie po domu i wrzeszczenie?
I nie znalazłam odpowiedzi. Bo przecież pomiędzy tymi wrzaskami słyszę:
-Pituś chodź, mama jest chora.
albo
-Cicho, no bądźcie CICHO, mama źle się czuje!- mam wrażenie, że zostali poinformowani i uciszeni również sąsiedzi w promieniu przynajmniej 3 kilometrów.
W przerwach od chorowania zrobiliśmy kilka fajnych rzeczy. Przed jedną przestrzegam.
Dałam się skusić na zabawę z mąką. Bardzo prosta i atrakcyjna. Wsypuje się warstwę mąki, bądź kaszy manny do dużej blaszki i dziecko może rysować literki, obrazki, słowa albo paluszkiem, albo patyczkiem. Moje dzieci poświęciły twórczości jakieś 5 minut. Potem były bardziej zajęte sama mąką. Osobiście uważam, że dysponuję całkiem dużą, wyćwiczoną przez lata w ciężkich bojach odpornością na dziecięcy bajzel. Tu jednak zaczęłam zgrzytać zębami i zaproponowałam dzieciom zejście mi z oczu póki nie sprzątnę. Takim specjalnym tonem, który włącza się przy nielicznych okazjach i potomstwo bardzo szybko nań reaguje. Mąka była wszędzie. Na potomstwie również, więc wprowadziłam poprawki i niektórzy zeszli mi z oczu po drodze zahaczając o brodzik i świeże ubrania. Koniec, nigdy więcej.
Natomiast kilka kolejnych doświadczeń i zabaw było bardzo fajnych.
Tutaj na przykład wędrująca woda. Potrzebne barwiki, które dobrze rozpuszczaja się w wodzie. W słoikach z samą wodą ma dojść do wymieszania kolorów, czyli ma powstać fioletowy, zielony i pomarańczowy. U nas szło to bardzo powoli, bo fragmenty białego papieru toaletowego kilkakrotnie musiały być wymieniane. Odkrywcy po prostu widząc wędrujące barwy nie mogli powstrzymać się od macania i sprawdzania, zrywali przy tym delikatne połączenia między naczyniami i trzeba było zaczynać od nowa. Do rana w spokoju barwy się wymieszają. Ale jakie niezwykłe napięcie, obstawianie, który kolor wędruje najszybciej i propozycje machlojek, by przyśpieszyć proces:)))
Robiliśmy też własnoręcznie grę logiczną.
W wersji dla młodszych i starszych.
W tym czasie ci najmłodsi mieli posegregować guziki i koraliki. I jak to u nas zabawa nabrała rumieńców dopiero wtedy, gdy do naczynia przeznaczonego na guziki dolałam wody. Miałam ich z głowy na ponad godzinę.
Jak można się domyślić wszystko dookoła było też mokre.
Józio ma natomiast obiecaną produkcję chmury, a starsi wykład na temat DNA. Dziś prelegent był na zwolnieniu.
Muszę trochę nadrobić zaległości, bo ostatnio czytałam tylko literaturę fachową, układałam program zajęć i nieco zaniedbałam towarzystwo. Nie to, żeby marudzili, ale pojawiły się głosy, że niektórzy by wrócili do szkoły a to wskaźnik zaniedbania;-)
Od razu się przyznam, że pomiędzy podsypiałam, puszczałam dzieciom bajki i pozwalałam na bieganie z bronią. No ale miałam zwolnienie...
Och czy nie zechciałabyś mnie może adoptować? Też bym się tak chętnie pobawiła :).
OdpowiedzUsuńW bieganie i krzyczenie i zamienianie domu w młyn?;-)
UsuńSegregowanie guzików - super pomysł, muszę wypróbować u nas. I też koniecznie z wodą, bo Jerzyk uwielbia wodę. Od kiedy skończył osiem miesięcy jego ulubiona zabawa to "szuszu" - czyli zabawa w zlewie kuchennym lub (w lepszej wersji) w łazience przy kranie. Łazienka nie cieszy się jednak aż taką popularnością jak kuchnia, więc kilka razy dziennie mam kuchnię zalaną wodą. Przelewa wodę z kubeczków, robi fontanny, jeziora, wodospady, topi łyżeczki, robi pianę z płynu do mycia naczyń, sama nie wiem, co jeszcze. Od jakiegoś czasu Jerzykowi towarzyszy w tym Reginka. Przynajmniej spędzają czas kreatywnie ;)
OdpowiedzUsuńCo do biegania i krzyczenia, to mam wrażenie, że dzieci zwykle robią najwięcej zamieszania właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebujemy, by były spokojne. To chyba podchodzi pod jakieś prawo fizyki.
Pozdrawiam!
Gratuluję artykułu na wrodzinie.pl Czytałam, podziwiałam :)))
UsuńJa też poproszę o adopcję. Chętnie się pobawię :))) Biegać, krzyczeć i brudzić mogę też:))
OdpowiedzUsuńA co do dzieci i ich specyficznych potrzeb, niech mi ktoś wytłumaczy czemu akurat, kiedy mam popsutą rękę, Młodszy głośno krzyczy "na rączki":))
tego nie wiedzą nawet najstarsi górale :)))
Usuń