A jeszcze nasz beniaminek poczuł, że niezwykła swoboda panuje w domu, w związku z czym broił równo. Co jakiś czas przylatywał tylko do mnie i dawał mi soczystego buziaka. Rozpływałam się wewnętrznie, że chociaż on, bo cała reszta jak zaczarowana tkwiła przed monitorami. Ciepełko w środku trwało dopóki nie zobaczyłam skutku jego działań. Eh!
Ale już powróciłam. Najlepszy dowód to wieczorne czytanie, długie ponad miarę, żeby zlikwidować wyrzuty sumienia, no i zajęcie się papierologią w związku ze szkołą rodzenia. Terminy gonią a ja ciągle odsuwałam to na jutro. I tak co dzień. Ale teraz już nawet wpisałam się na szkolenia. W fundacji Rodzić po ludzku. Warszawo, nadchodzę!
Dzisiaj nie obyło się niestety bez pączków.
Dlatego właśnie niestety :( A lubię i mam słabą wolę...
Może zmieńmy temat.
Dzisiaj Marysia zdawała egzamin z historii, z pierwszego semestru czyli średniowiecza. Nie pała miłością do tej nauczycielki życia, uczyła się niedługo, bo ciągle miała coś ważniejszego do zrobienia ( jak ja to znam). Egzamin miała na 12.45 i rano zdążyła jeszcze roztoczyć wizje swojej klęski i bezmiaru niewiedzy. Trochę się denerwowałam, z drugiej strony wczoraj mimochodem słyszałam jak Zośka magluje starszą siostrę z dat, dynastii, osadnictwa i co najgorsze rozbicia dzielnicowego. Według mnie nie było najgorzej. Dzisiaj rano dopiero wpadłam na pomysł poszukania jakiejs pomocy naukowej w internetach. No i znalazłam kanał na youtube Historia na szybko. Rewelacja! Marynia jeszcze przed wyjściem oglądnęła kilka animacji. Filmiki ukazują się w pewnych odstępach czasu, ostatni o wojsku za wczesnych Piastów ma wczorajszą datę, więc liczymy na dalszy ciąg. Marysia historię zdała, po powrocie siadła i ogląda dalej zainteresowana nagle tak nielubianym przedmiotem. W międzyczasie również Józio ( a to zupełnie inny przedział wiekowy) dosiadł się i też zainteresowany.
Z tą edukacja domową w ogóle jest śmiesznie. Naszym dzieciom bardzo pomaga wykrystalizować zainteresowania i plany na przyszłość. Jasiu niespodziewanie trafił do technikum samochodowego i jak mówi w końcu uczy się czegoś sensownego. Marysia, która swym poziomem zaawansowania języka angielskiego a szczególnie niemieckiego załamuje wykładowców raptem odkryła, że lubi uczyć się języków. A Zosia w każdej wolnej chwili przegląda magazyny wnętrzarskie i takież programy. A kiedyś ( nie tak dawno) chciała być księżniczką, modelką, aktorką:)
Młodsi na razie chłoną świat. I aż się nie chce wracać do szlaczków i pięknego pisania literek. Jakie zresztą mają szanse z tytułowymi wężami faraona?
Horror nie?
Ponieważ reakcja jest niebezpieczna , a uzyskane produkty trujące NIE można jej przeprowadzić w domu.
Na szczęście, na szczęście jest tylko trochę mniej efektowna, bezpieczna, z domowych produktów reakcja, w której powstaje czarny wąż faraona. Marta ma w najbliższym czasie zrobić prezentację a na razie znalazłam na yt wersję słowacką/czeską z podanym przepisem:)
Dodatkowo legenda głosi, że nazwa zwyczajowa tej reakcji pochodzi od zdarzeń przed ucieczką Izraelitów z Egiptu. Kiedy Mojżesz przychodził do faraona i prosił, by ten wypuścił naród wybrany, pokazywał mu też znaki według rozkazu Boga. Jednym z tych znaków była przemiana laski Mojżesza w węża. Faraon zawsze zwracał się do swoich kapłanów, by mu wyjaśnili co widzi, jak to możliwe. Oni właśnie w odpowiedzi na ten cud stworzyli takiego chemicznego węża. Skoro również im się udało, faraon uznał, że to nic nadzwyczajnego i nie będzie się słuchał nieznanego Boga. Całą tę historię pięknie pokazuje film " Książe Egiptu", jeśli jeszcze ktoś nie zna. Dzieci siedzą jak zaczarowane, bo i muzyka piękna:)))
Ale jakie szanse wobec tego mają szlaczki?????
Z chorobami tak to jest, że wtedy bardziej dzieciaki korzystają z naszej niemocy ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia dla Dzieciaków na egzaminach :)
Ja sobie powtarzam, że jak ja choruję, to dzieci mają okazję zabłysnąć samodzielnością i żadna mama ich nie przyćmi. Ja wczoraj miałam swoją ulubioną migrenę, co to ani rączką ani nóżką i proszę bardzo - obiad na stole, focaccia pachnie w całym domu, ciasto marchewkowe i szarlotka takoż...Szkoda, że nie mogłam jeść. Ale tatuś skorzystał, owszem. Pod wieczór tylko Joasia pytała, czy jutro już będę zdrowa. No i jestem, he he he.
OdpowiedzUsuń