poniedziałek, 23 lutego 2015

Islam i feministki

Moje matczyne serce drży zawsze kiedy pojawia się potencjalne zagrożenie dla moich dzieci. Dwadzieścia lat temu czytałam po raz pierwszy "Opowieści z Narni"(więcej o tej książce na stronie czytadeł dla dzieci). Baśniowa kraina na południu graniczy z Kalormenem. Teraz już mogę powiedzieć, że to dokładny opis Państwa Islamskiego: niewolnictwo, zdrady, podstępne ataki i nieprzestrzeganie żadnych umów. Kobiety traktowane jako bezwolne maskotki. Tylko skąd o tym wiedział pan Lewis pod koniec lat czterdziestych XX wieku? To zagrożenie w miarę upływu czasu staje się coraz bardziej realne. Tu odsyłam do jeszcze nie powstałej notki o Pilipiuku. Napisał on opowiadanie o Kalifacie Lechistanu, a Nowy Watykan to miasto w Ameryce z urzędującym tam papieżem, bo cała Europa jest islamska i cofnięta do czasów bez elektryczności. Niestety, aż ciary chodzą po plecach. Najgorsza w naszych czasach jest poprawność polityczna, która nie pozwala nazywać rzeczy po imieniu. Łatwo jest uderzać w chrześcijan, w Kościół bo jestem bezpieczny. Islamu nie zaatakuję, bo to niebezpieczne albo okażę się czarną owcą na salonach. I tu wkraczają moje "ulubione" panie feministki( mam kilka takich, brr). Głośno krzyczą o prawie do zabijania nienarodzonych, bo co takie dzieciątko może. One nie myślą. W samych Stanach od wojny zamordowano prawie 60 milionów dzieci(!). Już patrząc na to w sposób instrumentalny mogło to być 60 milionów żołnierzy broniących między innymi tych krzykliwych pań. Zresztą, jeśli trafi do nas islam to długo one sobie nie pokrzyczą. Z dedykacją dla nich i ich krótkowzrocznych zwolenniczek trochę o prawach szariatu:
 http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/233475-prawo-szariatu-zostanie-wprowadzone-takze-w-polsce-ludzie-beda-szczesliwsi-zapowiada-imam-anjem-choudary

A tu następny tekst o postępie w nauce:
http://www.fronda.pl/a/arabski-anty-kopernik-ziemia-nie-moze-sie-krecic,47717.html

I wisienka na torcie o tym jak bić żonę, by była lepsza
http://www.fronda.pl/a/muzulmanski-duchowny-radzi-jak-skutecznie-bic-zone,47829.html
A może one po prostu marzą o życiu w haremie? Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że nigdy nie pochylają się nad losem islamskich kobiet?
Trochę mnie to wyprowadza z równowagi. Boję się jak będą żyły moje dzieci. I nie przekonuje mnie gadanie, że to teorie spiskowe. To właśnie ta niefrasobliwość pozwala zabijać ludzi w biały dzień, nie w dżungli czy na polu bitwy, ale w kawiarni, banku czy na ulicy. Muszę pooddychać!
Tu już oddychanie:
 Na początku chcę podziękować wszystkim za ciepłe słowa, które dzisiaj do mnie dotarły w komentarzach, mailach i ...telefonicznie. Tak, tak! Na pewne sugestie odpowiadam, że mam zdjęcie całej rodziny wspólnie i postaram się je zamieścić. Teraz mam tremę, bo myślałam, że tylko znajomi czytają a skoro nadal są naszymi znajomymi to nic ich już nie zrazi:))))))
Muszę też zamieść posta wakacyjnego, bo udało nam się dopracować trasę.
Jedna podstrona zaczęła działalność i to pomimo tego, że pół dnia spędziłam z telefonem przy uchu usiłując zarejestrować mnie na gastroskopię a Józinka na okulistykę w celu usunięcia mięczaka zakaźnego, pamiątki z poprzednich wakacji. Mądra matka ( to oczywiście ironia) myślała, że podczas podróży powbijało mu się paprochów przy oku. Takie małe farfolki. Byliśmy u naszej kochanej pani doktor, ale wtedy akurat prawie zniknęły a ja się nimi nie zajmowałam. Potem się zaniepokoiłam, bo pojawiły się przy drugim oczku i coraz więcej. Podczas kolejnej wizyty nie było już wątpliwości i dostaliśmy skierowanie z adnotacją PILNE. W związku z tym jutro mamy testy Zosi do nauczania domowego, w środę moje badania krwi, w czwartek zakończenie testów Marysi a w piątek okulista Józinka. Wszystko rano i z Pitim jako towarzyszem. Hura!
Grypa brzuszna nie odpuszcza, dziś pomimo trzech łazienek występowały napięcia. Wirus dopadł starszaków i to efektownie ( efekty przemilczę). Dwie łazienki zajęte, jedna sprzątana i jeszcze kryzys papierowy. Tatuś już wyposażenie zakupił, ale jeszcze nie dojechał a skończyły się wszystkie intensywnie używane rolki i chusteczki higieniczne. Już rozmyślałam o powrocie do czasów PRL-u i wykorzystaniu gazety. Na szczęście pojawiła się odsiecz:).
Ta grypa daje mi się we znaki już i umysłowo. W chwilach zwątpienia myślę sobie, że nigdy się nie skończy. Z drugiej strony zaczyna mi przesłaniać świat. Przed chwilą w coś weszłam i co sobie pomyślałam? No wiadomo co! A to była tylko biedna rodzynka, taka biedniutka samotna. Uff!
Tu muszę dodać, że po raz kolejny mamy zupełnie inne dziecko niż pozostałe. Często sobie myślę, że już tyle przeszliśmy i mamy pewność, że damy radę. Nic bardziej mylnego . Nowy człowiek, ze swoim własnym charakterem, oporami i gustami. Piotruś śmieci przy jedzeniu jak nikt dotąd. Ta rodzyneczka jedynaczka to też jego sprawka. Ma przy tym ogromną frajdę. Wszystko jest rozgniecione, rozmazane najpierw na stoliku a potem we włosach i ubranku. Nie pomagają nawet największe śliniaki. Postanawiam go karmić, ale nic z tego, on sam. Każde jedzenie kończy się myciem, zmianą ubrań i odkurzaniem. Rodzeństwo nie cierpi dyżuru pod hasłem: fotelik Piotrusia. Nie umiemy go też nauczyć pić z kubka niekapka tzw.360 stopni. Mały cwaniak wyczaił, że z butelki przyjemnie kapie i można się nieźle ubawić. Kubek bierze chętnie, ale nie umiemy mu wytłumaczyć, że samo nie poleci tylko trzeba pociągnąć. Na razie bobofruty z kubeczka cichcem wypija Asia.
Oto obiecany przepis na chlebek bananowy. Dzisiaj musiałam zrobić już drugi raz:)
3-4  banany, najlepiej z brązową skórką-są bardzo słodkie
1/3 szkl.stopionego masła
1,5 szklanki mąki
1 jajko
1 łyżeczka sody oczyszczonej
opcjonalnie 1 szklanka cukru. Dla mnie z cukrem jest stanowczo za słodki.
W misce ugniatamy banany, dodajemy wszystko inne. Trzeba dobrze wymieszać, szczególnie sodę i do nagrzanego na 175 stopni piekarnika na 45 minut. Znika równie szybko jak się go robi:) Mam nadzieję, że to jakaś zdrowsza alternatywa dla ciasteczek( zwłaszcza jeśli jest robiony bez cukru).
Proza życia ujawnia się w różnych momentach. Na przykład przy wystawianiu śmieci. Znowu opuściliśmy plastiki. I to pomimo kolorowej tabelki na lodówce. Chyba sobie napiszę na lustrze. A wszystko przez to, że dzieje się dużo ciekawych rzeczy i naprawdę nie zawsze pamiętam jaki dzień mamy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz