sobota, 7 lutego 2015

Niedaleko pada jabłko od jabłoni

Ukochany zabrał dzieci na wyprawę, żebym mogła spokojnie popracować. Niestety mój mózg jest w stanie śpiączki i nie mogę z niego nic wykrzesać.
Podczas wspólnych posiłków jeśli nie ma sprzeczek( licznych) to pojawiają się wspomnienia. I nie wiem jak to jest, ale na przykład przy budyniu mój Ślubny zaczyna opowiadać ( zresztą po raz setny) jak to będąc w przedszkolu "rezerwowali" sobie budyń wkładając do niego paluchy lub czasami gorzej, bo ...popluwając. Brrr. Nie mijają dwie sekundy a moje potomstwo wprowadza w czyn opowieści tatusia. Na szczęście ograniczając się do pomysłu z paluchami. Nie mijają kolejne dwie sekundy i rozlegają się wzajemne pretensje:
- Ja ci wsadziłam tylko trochę.
-A ja ci tylko jednego. Mama on mi wsadzi całą rękę.
I to jest ten moment w którym mam ochotę krzyknąć:
-To są geny Twojej rodziny!
Kiedyś zresztą, kiedy zepsułam im jakąś świetną według nich zabawę usłyszałam:
-Ty mamuś nie jesteś prawdziwy Walczak.
-Dlaczego?- prawie zatkało mnie z oburzenia
-Bo ty się nie urodziłaś w naszej rodzinie.
I tak żyję z piętnem obcej. Dobrze, że Ślubny przy mnie wiernie trwa, bo nieraz bym straciła stanowisko.
Dziś dostałam zresztą zestaw fachowca: miotłę i kapelusz czarownicy. Chyba nie doczekają się obiadu.

1 komentarz:

  1. Moje dzieciaki wciąż jeszcze się nie zorientowały, że ja jestem obca, więc moja pozycja wciąż jest stosunkowo stabilna.
    Co do ukochanego jednak, to obawiam się, że zaczyna coś podejrzewać.

    Pisz Justynko, pisz, bo książka przeczytana drugi raz a czytać się chce.

    OdpowiedzUsuń