poniedziałek, 2 lutego 2015

Z przytupem

Właściwie nie powinnam się niczemu dziwić. Zaczęły się ferie. Ukochany ma trzy dni urlopu i miało być spokojnie i leniwie. Akurat!
W niedzielę były 80-te urodziny babci Marysi i mały zjazd rodzinny. Ściśle zaplanowana niedziela przestała być zaplanowana, kiedy spotkało się kuzynostwo i zaczęli snuć własne plany. Biorąc pod uwagę, że mój mąż niedzielę zaczął o 4 rano od odbierania Stasia ze studniówki a ja musiałam zostać w domu z wciąż chorym Piotrusiem, po drodze była do odebrania Marysia wracająca z wycieczki do Warszawy zapanowanie nad rzeczywistością wydawało się niemożliwe. Równocześnie były jeszcze chrzciny Antosia, na które już nie trafiliśmy, ale wszystkiego najlepszego mały chrześcijaninie!
Zamęt pogłębiło jeszcze zlecenie na dwa artykuły. Jestem z niego bardzo dumna, tematy poważne, ale jednocześnie frustruje mnie niepewność czy podołam.Zrobiłam się trochę nerwowa, bo termin na oddanie gotowych bardzo krótki.
Dzisiaj z kolei Tatuś wybrał się z córkami na basen, na 7.45. Pierwotnie planowali na 7 rano, ale wstanie było prawie niemożliwe. Potem na 12 na Pingwiny. W końcu. Sami robiliśmy niewielki tłumek. W kinie zaskoczyły mnie zmiany. W tym akurat nie byłam dłuższy czas i z roztargnieniem szukaliśmy kas. Otóż nie ma kas. Jest jedna kolejka do kas i baru.Może to ma i jakiś sens, ale głównie po to by naciągnąć widzów. A co z tymi, którzy nie uznają jedzenia w kinie? Niedługo w teatrze i operze też będzie chrupanie na widowni. Zgryźliwy tetryk ze mnie. Wkurza mnie też chodzenie tam i z powrotem, głośne rozmowy. Widać, że kino to naprawdę rozrywka niższej klasy średniej a raczej tych, którzy nie za wiele przejmują się kulturą.
Żyjemy w czasach , w których na ustach wszystkich jest braterska miłość, powszechna wolność i równość praw, a jednak mało kto jest gotów ustąpić choćby odrobinę na korzyść drugiej osoby, jeśli miałoby to być kosztem jego dobrego samopoczucia.
To tyle poważnych rozważań.
Sam film muszę chyba obejrzeć jeszcze dwa razy, bo na razie za bardzo przejmowałam się  tym jak to się skończy by skupić się na absurdzie. To taka przypadłość, niby wiem, bo to bajka ale przeżywam razem z moimi dziećmi. Mam niedosyt, Ukochany natomiast trochę zniesmaczony i twierdzi, że lepsze są ich krótkie kawałki.
Rośnie mi pod bokiem następny literat. Józio wymyśla niesamowite historie i zapragnął zeszytów, by je spisywać. Jest jeden malutki szkopuł. Nie umie pisać. Ale plany ma.
Jacuś poszedł na randkę tzn. na spacer z koleżanką. Przedtem uzgodnił z Tatusiem, gdzie można wypić dobrą czekoladę na gorąco.
A mniejsi pływają w śniegu. Znaleźli kawał działki, gdzie nazbierało się sporo śniegu i wskakują w niego po szyję. Trafiają się zgubione buty i "zazimnione" nogi. No i wstrętne rękawiczki robią się szybko mokre.
Piotruś czuje się znacznie lepiej i dziarsko używa swoich ulubionych zabawek .

3 komentarze:

  1. O ja, jak mówi Zosia, znowu jest wzmianka o nas! ;)

    Powoli się uzależniamy od Twojego pisania - link mam w pasku zakładek i odświeżamy kilka razy dziennie.
    Tylko jeszcze nie wyklarowało się hasło oznajmujące w domu nowy wpis:
    "Justyna napisała" albo "wpis na kosmitach" czy wreszcie, bardzo dwuznaczne, "Jest nowy Walczak"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie wpadliście na obserwowanie przez email albo blogger? "Zazimnione nogi" słyszałam, ale jak dla mnie hitem jest tekst o zmarzniętych butach, na moją prośbę o odłożenie ich na kominek

      Usuń
  2. Nasza Zosia też lubi zabawy z odkurzaczem - a właściwie to z jego częściami - chodzi po domu z rurami i gada przez nie ;)

    OdpowiedzUsuń