czwartek, 5 lutego 2015

Sporty ekstremalne

Czas sportów ekstremalnych trwa. Poprószył pięknie śnieżek i na dwór wylegli starsi bracia. Jak już wylegli to zorganizowali nowe rozrywki. Zamienili się  w konie pociągowe i urządzili kulig. Oczywiście taki, w którym chodzi o to by uczestnicy jak najszybciej pospadali z sanek. Mam wrażenie, że na szczęście nie tylko moje dzieci mają taką przypadłość, że im lepsza zabawa tym więcej wrzasku i pisku. Nie muszę wyglądać przez okno, by zlokalizować swoje potomstwo. Mieszkamy na końcu ślepego zaułka, więc nie ma też obaw związanych z ruchem. Trzeba przyznać, że dzisiaj wykorzystali to aż do zmierzchu. U góry panuje teraz cisza i spokój, mam wrażenie, że zaraz padną. Przynajmniej ci młodsi. Cały salon i kominek są obwieszone rzeczami do wysuszenia. Z ilości rękawiczek wynika, że albo mam dwudziestkę potomstwa, albo każde ma po cztery ręce. Ciągle przychodzili po nowe.
Dzisiaj też Piotruś wyszedł pierwszy raz od trzech tygodni na dwór. Zawinięty po czubek nosa w wózku i tylko na dziesięć minut. Był straszne rozżalony, ze już musi wracać. Dziś był pierwszy raz w normalnym wózku, bo do tej pory jeździł takim specjalnym, tzw.rok po roku, świetnym. Ze zgrozą stwierdziliśmy, że wraz z kombinezonem ledwo się mieści. Trochę na wcisk:). Zawsze to samo, mam duże dzieci i przez to krótko są malutkie. Piotruś dzisiaj też odkrył wspinaczkę, przymierzał się do tego już jakiś czas. W końcu mu się udało. Skutkiem tego jest jeden guz i przerażający widok, kiedy go zobaczyłam wybiegającego z kuchni z nożem i to sporym. Już nic nie jest bezpieczne. Pamiętam jak w analogicznym okresie Jasiu wspinał się na półkę z książkami. Pod tym obciążeniem regał został wyrwany ze ściany i książki przysypały małego taternika. Regał uchwycił w ostatniej chwili Tatuś.
W ogóle dzisiaj jak patrzyłam na szaleństwa dzieci, których głównym pomysłodawcą był Jaś przypomniałam sobie taką dawną z nim rozmowę. Miał wtedy ze cztery latka:
-Mamo, muszę isć do lekarza bo mam coś dziwnego z oczami.
-A co się dzieje?- ja przerażona
-Jak zamykam to mi się otwierają.-Dodam, ze rozmowa toczyła się przy kładzeniu spać delikwenta.
Bardzo się denerwuję, bo jutro jedziemy z Marysią na badanie pedagogiczne w poradni przed nauczaniem domowym. potrzebna była opinia wychowawcy i pani mnie poraziła. Niby wszystko pozytywnie ale kontakt z rodzicami znikomy. Zgadza się, nie jeżdżę codziennie do szkoły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz