niedziela, 22 lutego 2015

Mądrość ludowych mądrości III

Jeśli ktoś chce przeczytać tego posta to podejrzewam, że będzie potrzebował sporo czasu. W głowie kotłuje mi się masa zdarzeń i refleksji.
Te dzisiejsze mądrości są dwie i dla mnie dzisiaj silnie powiązane. Jedna to ta, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca a druga brzmi:
"Pierwszą połowę życia psują człowiekowi rodzice a drugą dzieci". I choćbym nie wiem jak się buntowała to fakty ostatniej doby są przeciwko mnie.
Wczorajszym dniem byłąm zachwycona do momentu banalnej i błahej sprzeczki z Jasiem. Ciągle zapominam, że on mając 17 lat żyje na wulkanie swoich nieokiełznanych emocji. Uśpiona ostatnim spokojnym czasem, poważnymi rozmowami nie wycofałam się w odpowiedniej chwili. Tata słysząc jego niegrzeczne odzywki chciał go przyhamować. Skutek był odwrotny. Zupełnie jak w tym trailerze:

https://www.youtube.com/watch?v=p8iZzIg9yos

I nasz synek wyszedł trzaskając drzwiami. Ponieważ jest mocno emocjonalny spacer dobrze mu robi i po powrocie można wrócić do rozmowy. Zazwyczaj wraca szybko. Tym razem nie było go 4 godziny. Trafił do chrzestnych, którym wyżalił się na wstrętnych rodziców. Akurat tym prawie się nie przejęliśmy, bo są świetni i jak spodziewaliśmy się pomogli mu wrócić na odpowiednie tory. Piszę prawie, bo ja się przejęłam, mój Ukochany zupełnie nie i jeszcze stwierdził:
-Dobrze mu chrzestnych wybraliśmy.
Ale serce matki zostało zranione, czułam upokorzenie, że ja znająca go przecież najlepiej nie byłam jego centrum świata. Znam wszystkie teorie na temat dorastania, odcinania pępowiny, ale do cholery to ciągle boli. Mam wszelkie predyspozycje do bycia toksyczną matką. Muszę w to uwalnianie dzieci wkładać mnóstwo wysiłku, czy nie można ich po prostu przytulać i trzymać za rączkę?
Jedyny jasny punkt to Marysia i Jacek ( czyli następni w kolejce do dojrzewania), którzy mnie pocieszali, dostałam herbatkę z melisą i byłam zmuszona do gry w Dobble:)
Dzisiaj mieliśmy spokojną rozmowę z Jasiem o wczorajszych wypadkach i mogliśmy nawzajem powiedzieć sobie przepraszam.
Ale cały dzień byłam wewnętrznie obolała. Może dokładał się jeszcze ciągle ból brzucha. Dzisiejszy wieczór jest pierwszy od bardzo dawna, kiedy mogę nieśmiało powiedzieć, że chyba nie boli. W długim przeżywaniu grypy brzusznej towarzyszy mi Piotruś, ale u niego też już lepiej . Za to padł Jacek.
Wczoraj zdążyłyśmy uszyć prototyp ptaszora. To na razie wstęp. Biedna Hania cierpliwie pruła i powtarzała szycie. Ale dała radę, jestem dumna z niej.
Dzisiaj postanowiliśmy zrobić na obiad tortille.Między innymi z okazji bardzo ważnego dla Jacka gościa. Miałam stresa jak wspominałam chyba wczoraj. Moje dziewczyny przystąpiły do siekania różnych dodatków. Najlepsza była arcyksiężna Zofia:
-Blee, ubrudzę sobie ręce.
Ale jakoś to przeżyła. A oto efekt:
 Placki też robiłyśmy same, bardzo proste:)
2 szklanki mąki
160 ml wody, ale bardzo, bardzo gorącej
szczypta soli
2 łyżki oleju
Wszystko wymieszać, najpierw łyżką a potem ugnieść. Ciasto musi chwilę odpocząć. Potem wałkujemy na cieniutkie placki i na rozgrzaną patelnię. Wychodzi cienkie, gumowate i z pęcherzami powietrza czyli jak trzeba. Najgorsze jest wałkowanie na bardzo cienko. A u nas trzeba zrobić z co najmniej trzech porcji:)
Wieczorem jeszcze coś mnie naszło i zrobiłam na jutro chlebek bananowy. Pierwszy raz w życiu. Przepis bardzo prosty, ale najpierw spróbujemy a dopiero potem zacznę rozprzestrzeniać:)
Jedną z przyjemniejszych dzisiaj czynności  było planowanie trasy wakacyjnej. Chciałam to opisać, ale widzę, że to właściwie jest cały osobny post. Nie zdążyłam oczywiście uruchomić podstron. Poraz kolejny sobie obiecuję: jutro. Chcę dotrzymać, bo kotłują mi się po głowie.
Byliśmy już po kąpieli Asi i Piotrusia, gdy Józinkowi przydarzył się okropny wypadek. Schodził a właściwie zeskakiwał po schodach i jakoś nogi mu się obsunęły na końcu. Przydzwonił głową w kafelki. Z przerażeniem zobaczyłam jak na czole powstaje mu olbrzymi guz i ciągle się powiększa. Szybko zmrożona ryba i ucisk a w głowie panika, bo powinnam wiedzieć czy jedziemy do szpitala czy czekamy. Rodzeństwo i mąż stali nad nami oczekując decyzji. To dla nich nie pierwszyzna, bo co trochę jest akcja pt: wyjazd na chirurgię dziecięcą. Nawet ostatnio coś długo nie byliśmy. Na szczęście zimny ucisk pomógł. Decyzja : do obserwacji.
Dziś odkryłam po kim Asia jest tak bardzo wymowna. Niewątpliwie po Tatusiu. Dowody? Proszę bardzo!
Mąż, gdy zobaczył Marysię w kolejnej rękodzielniczej akcji podsumował to tak:
-Nie wiadomo czy wyjdzie z tego kokardka czy paliwo do rakiet ale jest to obiecujące.

W związku z powyższym nikogo nie zdziwią dzisiejsze teksty Asieńki:
-Tata wyblokuj internet, bo chcę z Pitusiem oglądać stlażaka Sama.
a do mnie:
-Mama, daj założę Ci okulary.
-Ok.- ale coś nie wyszło i usłyszałam:
- Albo zrobię to jak będziesz stara.




8 komentarzy:

  1. Witam Mamę kosmitów i autorkę ulubionej książki :) Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za godziny świetnej zabawy, tym lepszej, że opisane sytuacje znam, można powiedzieć, od podszewki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja również witam i muszę uspokoić nerwy:). Po przeczytaniu komentarza siadłam z wrażenia, na twarzy mam rumieniec;-)

      Usuń
    2. Rumieniec dobrze robi na cerę :) Ciesze się, że się przyczyniłam...

      Usuń
    3. :), zapraszam na dalszy ciąg, choć teraz to będzie jeszcze trudniejsze skoro wiem, że jestem czytana! Ale ja tak lubię pisać! a do tej pory wszystkie moje gryzmoły i zapiski zawsze gdzieś ginęły, no i zdjęcia nieraz utracone. Bo ja bałaganiarz jestem, ale ciii....

      Usuń
  2. Witam serdecznie:-) U mnie skromna szóstka jedynie ale chirurgia to bardzo znane miejsce. A jak zdarzy się taki guz lub siniak, to masło dziala cuda. Bardzo szybko się wchłania i zmienia kolory na tęczowe.
    A jesli chodzi o książkę, to właśnie czekam na przesyłkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dowiedziałam się o książce ze styczniowej Frondy. Dziekuję za artykuł.:-)

      Usuń
    2. O maśle zupełnie nie wiedziałam, a już niby taka mądra jestem;-). Pozdrawiam serdecznie i cieszę sie, że artykuł się podobał. Wysłałam już dwa następne. Mogę występować jako ekspert od rodzicielstwa ekstremalnego:), choć niektórzy mi depczą już po piętach i doganiają;-) A na poważnie to myślę, że my wielodzietni jednak za słabo wymieniamy się doświadczeniami, może czas to zmienić?

      Usuń
    3. :-) czasami mam wrażenie że największą ekspertką byłam mając jedno dziecko;-) Teraz kazde kolejne uczy pokory ale jednocześnie daje coraz większą radość z bycia rodzicem

      Usuń