sobota, 23 maja 2015

Jelena Mironowa

Od ostatniego wpisu minęlo kilka lat świetlnych:) W sensie wydarzeń różnorodnych:)
Odmówiłam TVNowi. Jak Wanda co nie chciała niemca:))))
Byłam na Dniu Mamy, połączonym z Dniem Taty we Fregacie i się zryczałam. Smutno mi zostawiać tę akurat szkołę i tych rodziców. To bardzo fajne towarzystwo jest i świetna szkoła. Jednak jak dla nas dzieci są tam za długo, za daleko i idą podziały przez rodzinę na dzieciaki fregatowe i nie. Spłakałam się z powodu występów moich malutkich dzieci. A już takie duże są i takie biedniutkie i przerażone na środku. Wcale a wcale nie kwoczę;-)
Rozpętałam również w domu szaleństwo cynamonowe. Jak juz wspominałam na składzie są czarne dziury i szczególnie po miłym dniu na świeżym powietrzu wołają jeść! Co by nastarczyć wymyślam różne zapychacze. A to bułeczki razowe, a to cebulaki a ostatnio bułeczki cynamonowe. Urzekły mnie zapowiedzi jakie to proste w wykonaniu. Przyznam się, że nie zauważyłam żeby szcególnie kochali cynamon była więc szansa, że się jakoś najedzą. Niestety zanim dobrze wyrosła pierwsza porcja dorabiałam już drugą. Towarzystwo zwiedzione do kuchni szóstym zmysłem zapewne czatowało nad miską i patrzyło mi na ręce. Wykonanie jest rzeczywiście proste, tylko wymaga trochę cierpliwości, bo ciasto drożdżowe jak to ono musi odpocząć:) W rondelku należy rozpuścić 10 dkg masła, do gorącego dolać szklankę mleka. W misce utrzeć, zmieszać 20 dkg drożdży( w oryginalnym przepisie było 25 dkg, ale tyle nie miałam i uznałam, że to na pewno przesada. Według mnie z 20 dkg także urosło pięknie:)) z pół szklanki cukru. Do tego 3 szklanki mąki i dolać masło z mlekiem. Doświadczenie pokazało, że maślano-mleczna mikstura lepiej jak jest ciepła. I zagniatamy ciasto aż stanie się sprężyste i odchodzące od ręki. Dosypywałam trochę mąki, bo wychodziło trochę za mokre ale faktycznie już po kilku ruchach było fajne, sprężyste. Całe szczęście, bo szczególnie cierpliwa nie jestem:). Trzeba dać mu godzinę. Potem rozwałkować na prostokąt i pomazać cynamonowym nadzieniem. Składa się ono z 5 dkg. masła, 1/4 szklanki cukru i łyzki cynamonu. Tu oczywiście dowolność, można cynamonu dać więcej. Potem zawijamy jak roladę w wałek i kroimy na 2 cm plastry. Na blachę. Znowu czekamy, około pół godziny. To jest czas na rozgrzanie piekarnika do 250 stopni. Malujemy wierzch jajkiem i wstawiamy na 15 min. Mają być złoto-brązowe.

To właśnie proces smarowania cynamonowym mazidłem:)
Tak mniej więcej wyglądaja po pokrojeniu i ułożeniu do rośnięcia.
 Tu w trakcie pieczenia.
 Tu przy wyjmowaniu do miski.

Zdjęcia miski i talerzyków z pożywieniem nie bedzie, bo .....nie zdążyłam:))))
Na ciepło są pyszne. Z jednej porcji wychodzi około 20 bułeczek.


Wieczorem z Ukochanym wybraliśmy się do kina. Po drodze miałam już chwile zwątpienia, że może powinniśmy iść po prostu spać a nie się włóczyć po nocach. Ale jakoś siłą rozpędu dotarliśmy ( lekko spóźnieni) na seans. Może dobrze, że spóźnieni, bo kakofonia reklam jest straszna i co niektóre zapowiedzi sa straszne. 
Byliśmy na "Złotej damie" z Helen Mirren. Z jednej strony odpowiada nam takie lekko refleksyjne, melancholijne kino a z drugiej darzę tę aktorke uwielbieniem ilekroć się na nią natknę. 
Film, na faktach był smutny. Niby główny wątek, odzyskania dóbr przedwojennych kończy się dobrze, ale tak naprawdę chyba nie o to chodzi. Bo co z tego, że główna bohaterka, starsza pani, odzyskuje obraz wart miliony. Ona w zawierusze wojennej straciła znacznie więcej i to wartości nie do odzyskania. Miejsce, które było jej domem a stało się więzieniem, bliskich, poczucie bezpieczeństwa i ufne spojrzenie na świat i ludzi. Sąsiadów, którzy z dnia na dzień stali się wrogami, mordercami. Bo cześć akcji dzieje się w Wiedniu, w momencie wejścia wojsk niemieckich. I pomimo tego, że film kończy się dobrze to pozostawia smutek. Tak naprawdę historie tych ludzi naznaczonych cierpieniem nie mogą kończyć się dobrze w ludzkim rozumieniu. Potrzeba dalszego ciągu, w wieczności.
Mój miły zdobył się tylko na jeden komentarz:
-Film niepoprawny politycznie, bo nie było ani słowa o polskich obozach śmierci.
Żałosne, że trzeba się z tego cieszyć.
Niesiona na fali zajrzałam do filmografii Helen Mirren ( jak się domyślacie to ona jest tytułową Jeleną) i odkryłam kilka rzeczy. Oprócz "Królowej" i "Redów" ostatnio ( no w XXI wieku) grała również w "Atramentowym sercu". A to nasza ukochana książka, napisana przez Cornelie Funke. Nawet nie wiedzieliśmy, że została zekranizowana. No i dzisiaj po obiedzie i bieganiu zasiedliśmy z tremą do oglądania. Z tremą. Baliśmy się jak scenarzyści obeszli się z naszym ukochanym dziełem. Jednak mogę spokojnie polecić. A nawet bardzo! Oczywiście książka jest bogatsza, ale rozumiem, że nie wszystko da się przelać na taśmę filmową czy tam na co. Ostrzegam tylko, że ponieważ źli są bardzo źli, atmosfera grozy i w książce i w filmie pięknie narasta, jak w najlepszym horrorze to jest to jednak film dla dzieci nieco starszych. Jakieś 10 lat plus. Książka również. Niemniej zapewnia pochłonięcie czytelnika i trzeba walczyć o powrót potomstwa z baśniowej krainy.  Jeszcze raz polecam, rodzicom również:)
No i jest dalszy ciąg filmografii mojej diwy. A mianowicie film, komedia angielska " Dziewczyny z kalendarza". Mnie zawsze można złapać na tekst: komedia angielska. Uwielbiam te klimaty i poczucie humoru z lekkim smuteczkiem, absurdem i czym tam jeszcze. Nie będę spoilerować ale film piękny. I bez gołych albo anorektycznych lasek tudzież zasmalcowanych mięśniaków:).Kto inny jest goły:))) A to mu daje już dwa punkty wzwyż. Po prostu nie trzeba fabuły na siłę ratować wdziękami produktów ubocznych Hollywood:))))

Z życia Józia:
1. W wirze zajęć kuchennych, nie wiem już co mam robić. Czy bułeczki, czy myć ogórki na małosolne czy wstawiać szybko rosnącą górę garów do zmywarki. Małżonek przebiera właśnie woniejącą nieco pieluchę Pitiego a Józio od stołu, przy którym układa puzzle:
-Może ktoś by mi pomógł? Wy tak nic nie robicie a ja się męczę!

2.Józio ewidentnie wszedł w miłą fazę rozwojową zwaną wiekiem kochanka. Objawia się  to przytulnością i miedzy innymi tak:
- Mamo, to laurka dla Ciebie. Tu kwiatek, tu walczą z diabłem a tu Ty jak mnie przytulasz!
Poraziła mnie ilość treści zmieszczona na jednej laurce:)

3. Józio dostał piłkę od Stasia. Myje ją, przytula, bierze do stołu i z nią śpi. No miłość!

Dziś rano natomiast wdzięczna byłam cywilizacji za przybytek łazienki i konieczność mycia się. Marta, Jacek, Jasiu i Marysia zaczęli potyczki słowne, żarciki i wywijanie kota ogonem. Nie powtórzę, żałuję straszliwie bo cudo to było i wyzwanie dla intelektu. Jednakże by zachować zdrowe zmysły zrejterowałam do łazienki właśnie:) Następnym razem ich nagram.




8 komentarzy:

  1. Świnki z Frondy juz robiliśmy, chociaż jedynie pomysł na kształt zaczerpnelismy:-)
    Co do cynamonowych bułeczek to znam inny przepis, ale spróbuje Twojego, bo bez jajek, a aktualnie deficyt sie robi, wiec jak znalazł dla nas :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Justyna, coś mega giga dużo tych drożdży, toć kostka to 10dag... Sprostuje lub wyjaśnij... plis....

    OdpowiedzUsuń
  3. Mama się mnie nie słucha, że dalej drożdży za dużo... Niestety w przepisie stoi jak byk: 25 dag drożdży.
    Tu oryginalny przepis: http://polaherbaciane.blogspot.com/2013/04/wszystko-przez-nessera_16.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że rezygnujecie z Fregaty, my się dopiero rozkręcamy i od września będzie chodzić dwójka. A do tej szkoły przekonała mnie między innymi Twoja książka, tak między wierszami :P Bo długo się wahałam... Ale teraz jesteśmy bardzo zadowoleni :)
    Też uwielbiam Helen Mirren, ale coś czuję że film nie dla mnie - ostatnio naprawdę nie mam nerwów na smutne filmy. Aż głupio się przyznać, ale wolę lekkie odmóżdżacze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rivulet, not polecam Ci "Podróż na sto stóp".

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja córka juz odpowiedziała w zwiazku z drożdżami:). Mam zamiar przy kolejnych razach zmniejszać ilość drożdży i zobaczymy co wyjdzie. Dzięki za tytuł filmu. Rozumiem, że odmóżdżacz? W sam raz na niedzielny wieczór. Ja moge jeszcze polecić " Lipna pannę młodą". Bez Helen ale za to nie wymaga zbyt wielu czynnych komórek mózgowych a czas miło płynie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna, dałam 25g, zrobiłam z podwójnej porcji. Rewelacja. Serio :-)

      Usuń
  7. Ach, kochane bułeczki cynamonowe, życia bez nich nie ma :)

    OdpowiedzUsuń