piątek, 1 maja 2015

Mądrość ludowych mądrości IV

Ktoś już kiedyś napisał książkę pod tytułem STUDIUM SZALEŃSTWA czy jakoś tak. Dlatego ja dam tylko krótki opis. Żyrafa zyskała aprobatę nawet domowych nastolatków, którzy posunęli się do szantażu:
-- Nie zrobisz dla mnie? Już mnie nie kochasz?
Niby wszystko w konwencji żartu, ale tak nie do końca.
Tak więc produkcja żyraf trwa, w ogóle nie ma wpływu na domowe obowiązki i na pisanie. Tylko mój sterany organizm odmówił współpracy i chodzę spać jednak trochę wcześniej. Druga żyrafa bardzo zaawansowana, jak zrobię to  pokażę. I mam pomysł na kota. Zamówiony został jeszcze pingwin i mysz, w dodatku w spódniczce. Poza tym doszedł sznurek na dywanik, no i czeka baldachim.
A wszystko zaczęło się przez szukanie wzoru na szydełkowy dywan. Wpadłam wtedy na zdjęcia różnych szydełkowych maskotek. Ale jeszcze moment i zapanuję nad tym. Mam tylko mały problemik. Mój Ukochany założył się ze mną, że sprzeda na allegro potencjalną żyrafę. Wzięło się to stąd, że chyba pod wpływem niewyspania zaczęłam marudzić mu bardziej niż zwykle, że nic nie umiem, jestem beznadziejna i takie tam.... Marudziłam produkując Gucia. Mój małżonek zaprawiony przez wiele lat w bojach z moimi humorami i bardzo kochany stwierdził, że umiem robić chociażby świetne maskotki.
Ja na to, że akurat. I tak to nic nie daje. A on, że w takim razie sprzeda taką żyrafę na allegro. I wtedy ma u mnie trzy życzenia, albo jak ja wygram, czego nie bierze pod uwagę płaci mi trzykrotność ceny aukcyjnej. Pal sześć tę gotówkę, ale wiem jakie na pewno będzie jego jedno życzenie. Mam nie marudzić  przez jakiś czas. I jak ja będę wtedy żyła???? No ale na razie jeszcze mogę, bo żyrafa-zakładniczka dopiero w planach. A poza tym i tak ja wygram. Bo jestem beznadziejna, buuuuu....
Jak pisałam obrosłam w gadżety i mam dyktafon. Tylko dziwnym trafem, gdy tylko go włączę, myśli znikają i mogę nagrać co najwyżej
-Eeeeee....- ale za to w różnych tonacjach i brzmieniach.
Może się jeszcze oswoję:)))
Zaraz ruszamy w bój sypialniany, czyli akcja "Kończymy sypialnię". Znajomi ze względu na pracę przyjadą za dwa tygodnie, więc zyskaliśmy dodatkowy czas. Tylko nie mogę patrzeć na tę tymczasowość.
Wieczorem idziemy do rodziców bliskiej koleżanki Jacka (dziewczyny). Chcemy się z nimi bliżej poznać. Mamy taki zwyczaj. Jeśli nasze dziecko tam często bywa, sprawa jest poważna. Już nauczyłam się, że gdy przyprowadzają do domu kogoś dla siebie ważnego nie należy zmieniać  się w Urząd  Bezpieczeństwa i poddawać gościa krzyżowemu ogniowi pytań. Ciężkie to wyzwanie, ale tak trzeba. Ostatnio chłopcy byli tak niezadowoleni z mojego, naprawdę delikatnego podpytywania, że następnym razem nic nie mówiłam. Zdenerwowana bardzo, nie wiedziałam jak prowadzić rozmowę by NIE ZADAĆ ŻADNEGO PYTANIA. Po wizycie usłyszałam, że chyba JEJ nie lubię. I znowu musiałam się tłumaczyć.
Normalnie pole minowe.
Teraz przed wizytą jesteśmy pouczani jak mamy się zachować i jesteśmy obiektem troski p.t "A jak się nie polubicie?". Już pomijam to, że nie wszystkich trzeba lubić, że wystarczy lubić, szanować wybrankę mojego syna. Ale nie mogę pojąć tego, jak naszemu synkowi przyszło do głowy, że nas można nie polubić?????
To włąśnie rozważanie doprowadziło mnie do ludowej mądrości: MAŁE DZIECI - MAŁY KŁOPOT, DUŻE DZIECI- DUŻY KŁOPOT.
Żyjemy pod presją nieustannej oceny i krytycznych spojrzeń, przetykanych wypowiedziami:
-Czasami mnie wkurzacie, ale jesteście świetnymi rodzicami.
-Zdałem sobie sprawę, że nie jesteście najgorsi. Moi koledzy mają gorzej.
-No mamuś nie przejmuj się, TAK W OGÓLE to jesteś fajną mamą.
Po takich tekstach zawsze mam mieszane uczucia. Wynika z nich, że ciągle muszę walczyć o dobre imię. To już wolę pieluszkowców. Zawsze mnie docenią a nawet jak coś robię źle to tego nie wypowiedzą. Największy problem to pielucha do przebrania i konieczność utulenia do snu. I tu mam apel do moich dzieci:
Nie rośnijcie, a jak już musicie to wolniej!
Mieszane uczucia towarzyszą mi również w związku ze Stasiem. Z jednej strony duma. Właśnie wczoraj dowiedzieliśmy się, że wygrał jakiś polityczny konkurs i jedzie w nagrodę do Brukseli. Znakiem czasów czyli jego dorosłości jest to, że nic nie wiedzieliśmy o jego udziale. Jutro natomiast ( tuż przed swoją maturą) na jakiś targach prezentuje firmę odzieżową, którą założyli razem z kuzynem. Firma specjalizuje się w bluzach i koszulkach z własnoręcznymi grafikami na cześć Gdańska. Jutro może jedną pokażę, bo dziś nie mam nerwów. I to jest in plus. Z drugiej strony jest moja obawa, żeby go nie pożarła ta polityka, pieniądze. Że najważniejsze to relacja z Bogiem i jego szczęście a nie, jak mówią, fame.
Tu uchylę rąbka tajemnicy, że Staś zamierza zostać prezydentem naszej Ojczyzny, zmienić ustrój na dyktaturę i urządzić świat na nowo. Czyni właśnie pierwsze kroki na tej drodze. Z Ukochanym śmiejemy się, że nasza przyszłość jest jasna. Zlikwidują nas albo jego zwolennicy albo przeciwnicy. Więc jak usłyszycie o naszej emigracji w jakieś odległe rejony globu to znak, że zwialiśmy:)))
Na pocieszenie zostało nam jeszcze kilkoro małych dzieci. To jest to błogosławieństwo wielodzietności!

3 komentarze:

  1. A reszta dzieci??? Rada ministrów czy dyktatura w innych krajach? :P Gdyby tak obsadzić Wami ważne stołki w Unii, to może jakoś by to zaczęło wyglądać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boję się, że masz zbyt życzliwy pogląd na sprawę;-). Należymy do osób, które zawsze mają rację. Normalnie żyć się nie daje jak przy stole zejdzie się kilku takich. Doszłoby do bratobójczych walk i rzezi:))))

      Usuń
  2. Pięknie. Stanisław ubrania, Ty maskotki, a za parę lat będziemy mówić: Ryłko, Vistula oraz Walczak&Walczak :)
    Pomysł z dyktaturą też mi się podoba. Dyktatura albo monarchia, byle katolicka ;).
    No i na koniec - pieluchowcy :D :D :D

    OdpowiedzUsuń