środa, 20 maja 2015

Prawo wielkich liczb...w końcu

Robię listę zakupów i temat porzucony powrócił.
To jest często ta chwila, w której moja niefrasobliwość i wrodzony optymizm boleśnie zderza się z matematyką:) Pomijam tu kwestię rachunków i nielubianego listonosza, o tym może jeszcze kiedyś napiszę. Teraz poruszam temat zwykłych codziennych zakupów, ewentualnie jakiejś niezbyt wyrafinowanej rozrywki.
Pozycja oznaczona przez moje dzieci na papierowej liście wykrzyknikiem: szampon. Ba, ale jaki?
-Nie ma już żadnego -odkrzykuje któreś z łazienki.
Wypili? Czasem co prawda zdarza się, że młodsza część progenitury używa go niezgodnie z przeznaczeniem i np. myje nim sedes albo wylewa do umywalki dla czystej radości wylewania. Ostatnio nic takiego nie miało jednak miejsca. Chyba...
Tak więc w zakupach pojawia się szampon przeciwłupieżowy, bo jeden innego nie używa, natomiast panienkom wyraźnie szkodzi. Dlatego dla nich musi być do włosów suchych , dla drugiej bez czegoś tam a dla młodszych dziecięcy. No i jeszcze mąż do włosów łysych a ja regenerujący. Kilka dni po zakupach mam stany lękowe, gdy słyszę lejącą się wodę w łazience przed wyjściem na jakąś randkę, koncert albo urodziny. Wiadomo leje się też szampon. Za chwilę znowu nie będzie czym myć włosów. Trudno wyschnie bankomat, nie będą się myli:)))
Następny punkt na liście to 6 dezodorantów. O, to i tak mniej o jeden niż zwykle.
Mleko. Czasami zastanawiam się czy bardziej nie opłacałaby się nam krowa w ogródku. Zwłaszcza, że moje dzieci nie należą do tych, które do picia mleka, jedzenia twarogu czy jogurtów, kefirów a nawet maślanek należy zachęcać reklamą.
Masło, podobne rozważania. pod wpływem dzieci dawno zrezygnowaliśmy z kupowania nawet najlepszej margaryny.  Najwyżej czasami nie smarujemy. Marta zresztą zaraziła nas i pojawiła się oliwa z oliwek. Chleb albo bułka z oliwą są doceniane.
I tak dalej, i tak dalej....
Szampon nie jest problemem, ale 5 już trochę ciąży, tak jak 6 dezodorantów czy tony masła albo 10 biletów do kina. Dodajcie do tego pop -corn. Jestem specjalistką w uzasadnianiu dlaczego nie kupujemy pop- cornu:))))
Dziś wiem jakie to szczęście, że gdy kolejne dzieci pojawiały się na świecie nie myślałam o kosztach. Ani mój miły. Gdybyśmy myśleli i kalkulowali nie mielibyśmy dokoła takich wspaniałych istot. Czasami zdarza się, że czytam ile to wydaje się na dziecko i doprawdy zimne palce lęku zaciskają się na mojej szyi. Czasem z kolei na szyi męża, który dźwiga dzielnie nasze pomysły i potrzeby. Było różnie, czasem ciężko a nawet bardzo ale jedno jest pewne JESTEM MILIONERKĄ!

3 komentarze: