środa, 29 kwietnia 2015

Chyba jestem nienormalna

Dziś mam ciężki dzień i wbrew temu co napisał Kuba w komentarzu nie udało mi się zagiąć czasoprzestrzeni. W związku z tym ponoszę skutki własnego szaleństwa.
We wtorek Józio udał się do przedszkola z prezentacją wykonaną pod światłym kierownictwem i przy dużej pomocy Marysi. Prezentacja była na temat krewetek.
A żeby zgodnie z zaleceniem prezentacja była wyjątkowa, miał ze sobą dodatkowo pojemniczek z usmażonymi krewetkami. To był strzał w dziesiątkę!
Dobrze, że nie miał tematu np. wilk, bo nie wiem co byśmy wymyślili. Sznycle z wilka raczej niedostępne.
Dodatkowo Józio poszedł zaopatrzony w Pana Mackiewicza

Jak widać rozkręcam się:).
Przewidziałam, że każdy będzie chciał maskotkę, ale chwilowo popyt znacznie przewyższa podaż:)
A jeszcze popadłam w pewien rodzaj megalomanii i każda następna jest znacznie większa. Dlatego też , pomimo siedzenia do trzeciej nad ranem nie zdążyłam skończyć żyrafy dla Asi. Zabrakło niewiele, górnych (przednich) łapek i ogonka, ale już nie trafiałam w oczka. To nie jest robota na jeden dzień.


To właśnie Gucio w wózku. Całkiem spory, ale nie gotowy. Kolejka musi poczekać , bo matka nieprzytomna, pranie usiłuje zdyskwalifikować Himalaje, sypialnia nie posuwa się do przodu. Obiadu wczoraj nie stwierdzono, od razu przeszliśmy do kolacji:))))
Sypialnia nie może posunąć się do przodu, bo na drodze stoi szafa. Dosłownie, ustawiona na chwilę 6 lat temu, jak to prowizorka, wrosła w miejsce tymczasowe i obładowała się. Teraz nastała wiekopomna chwila odgruzowania jej i postawienia w miejsce właściwe. Tylko, że wykonawca zajmuje się szydełkowaniem.
Wobec rosnących z chwili na chwilę zamówień, nienapisanych tekstów, o które na razie delikatnie upominają się potencjalni pracodawcy muszę zwolnić tempo. Plan mam taki:
-dokończ Gucia
-zacznę już następną robótkę, ale uroczyście obiecuję sobie zajmować się nią po zapanowaniu nad garami, praniami i dzieciami:)
-no i oczyszczę szafę
Mój Ukochany kupił mi właśnie dyktafon, żebym mogła nagrywać te myśli co mi biegają po głowie wtedy, kiedy nie trzeba.
Wczoraj, kiedy w końcu dowiozłam wszystkie papiery do Szkoły Muzycznej spotkałam tam koleżankę z roku. I okazuje się , że 3.10 mamy spotkanie na 20-lecie dyplomu. Niestety....Ale jak ona mnie poznała???
Pozdrawiam z wariatkowa.
p.s przyszło mi jeszcze do głowy, że może taką żyrafę kiedyś zrobię dla kogoś z czytelników? Jednak jestem wariatka!

5 komentarzy:

  1. Przepiękne te robótki! Trzymam kciuki za nadrabianie zaległości. Ja dwudniowy remanent w szafie z ubrankami dla maluchów mam już dokonany. Ale przed rozwiązaniem jeszcze czeka na mnie cała lista rzeczy do zrobienia m.in. organizacja imprezy z okazji naszej 10tej rocznicy ślubu. Ale po przeczytaniu Pani książki naprawdę zmieniła mi się perspektywa i zakres moich obowiązków wydaje mi się teraz taki niewielki:) więc mniej narzekam, za co mąż bardzo jest wdzięczny:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. :D
    Pan Mackiewicz inspirowany Pingwinami z Madagaskaru?

    OdpowiedzUsuń
  3. ja w szale szydełkowym kiedyś kota dla mamy stworzyłam. ale dużo mniejszy, niż Gucio był ;) największa rzecz, jaką stworzyłam, to chyba kocyki dla dziecków - Zocha miała tęczowy, robił za wókowy kocyk, a Anteczek miał szpitalny niebieski, mięciutki! :)
    To pisałam ja, Anita

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko-wariatko, pozdrawia Cię matka wariatka! O tym co teraz robię, ze u mnie wszystko rośnie jak Twoje pranie, czyli - na obiad pierogi gotowce tudzież jeszcze makaron z serem, bo szybko, napiszę lada moment na blogu. Bo naprawdę się dzieje. A teraz zasuwam po dzieciaki-kleciaki.
    Na pocieche, my w mniejszym gronie, ale nasze auto w serwisie stoi też. Widac taki czas, na wiosnę potrzebuje odnowy biologicznej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Już wiem, jaką maskotkę zrobić córci do przedszkola, żeby umilić leżakowanie :-)

    OdpowiedzUsuń