środa, 22 kwietnia 2015

Jamochłony

Chyba w związku z oglądaniem czeskich produkcji narzuciło mi się jeszcze jedno wspomnienie z ostatnich wakacji. Oni w tych filmach ciągle piją piwo. A w jednym z miejsc,gdzie oddawaliśmy się moczeniu i gdzie oczywiście istniała rozwinięta infrastruktura turystyczna, uwieczniliśmy co następuje:

Trochę też wpływ na to przypominanie ma odbycie rozmowy z moją przyjaciółką, która ze swoimi dziećmi wyjeżdża na wakacje wcześniej niż my . I robią taki objazd: tydzień na Chorwacji, tydzień na Węgrzech. Ponieważ już była chyba ze dwa razy na Chorwacji to zaczęłam ją podpytywać o różne szczególiki, które są bezcenne. Niestety na żadnym forum nie znajdzie się informacji o podróżach wielodzietnych ( albo za słabo szukałam) z bardzo ograniczonym budżetem:). No i różnie różni ludzie rozumieją ograniczenia finansowe. Z Dagą właściwie rozumiemy te ograniczenia, na podobnym poziomie:))) I jeszcze mnóstwo innych, np. czy brać parasol plażowy, jaki? Nocnik w samochodzie?, czy to przesada? Szukać plaży piaszczystej czy żwirowe są ok? Nie wszystko zdążyłyśmy obgadać, bo było też mnóstwo innych tematów a spotkałyśmy się tylko na chwilę:)
A obiecywałam sobie, że za wcześnie nie będę myśleć o wyjeździe bo trzeba się zajmować codziennością. Mapy ciągną, uwielbiam rozpisywać trasę. Co prawda codzienność dba o to, bym nie miała za dużo czasu na myślenie.
Leżymy znowu z grypą brzuszną:). Piotruś nie może dojść do siebie, co jest lepiej to za chwilę wracają wymioty. Wczoraj już w nocy nie było biegunki ani wymiotowania. Wstał straszliwie głodny i zjadł twarożek. No i się zaczęło znowu. Po opanowaniu dorwał się do jajecznicy Zosi i znowu było kiepsko. To bardzo dobrze, że chce jeść ale jak mu wytłumaczyć , że nie wszystko może. Kleik ryżowy go nie pociąga. Dzisiaj Hania ma gorączkę i ja jestem na granicy, czuję się dobrze jak leżę (dobry dowcip) i nic nie jem:).
Jacuś ma dzisiaj drugi dzień testów gimnazjalnych. Widzę, że jest podenerwowany ale tak głęboko, w środku. Nasz mistrz słowa zrobił się z nerwów bardzo małomówny:))).
Przy pisaniu książki miałam problem z tytułem, bardziej chodziło mi o życie z obcymi agentami albo coś w tym stylu. Skończyło się na kosmitach. Teraz stwierdzam, że miałam zaćmienie umysłu. Toż przecież mam w domu całą kolonię jamochłonów tudzież dokładnej stułbi.
To ta po lewej. Całe jej ciało wypełnia jama chłonąco-trawiąca. U moich dzieci też główną cześć ciała stanowi jama chłonąco-trawiąca. Co prawda jak się ostatnio okazało bez zabezpieczenia zwrotnego;-)
Wrzucamy, wrzucamy i znika. Czasem po kolejnych zakupach, wielkich zakupach, które nie mieszczą się w lodówce, na drugi dzień z lodówki wieje chłodem i tylko chłodem. A ja się załamuję bo można by te środki przeznaczyć na coś innego, obkupić się i obrosnąć w różne przedmioty, bibeloty i drobiazgi. Lepsze auto, tapetę, płot czy buty. Na pocieszenie zawsze któryś z synków pokazuje mi swojego bicepsa i mówi:
-Patrz mamuś, nie zmarnowało się....
Wczoraj w domowe pielesze zawitał Stachu. Po garnitur. Asia przywitała go słowami:
-Wróciłeś? Mama Ci już przebaczyła?
O rany! Zamurowało mnie na  taką kompilację. Sporo czasu poświęciłam na wytłumaczenie małemu filozofowi, że Stasiu chwilowo mieszka u dziadka, bo:
-dziadek tego potrzebuje
-Staś potrzebuje przed maturą spokoju.
A ja się nie mam o co na niego gniewać. Chyba. Bo zawsze mogę coś wymyślić:)))

1 komentarz: