niedziela, 12 kwietnia 2015

Plusy dodatnie i plusy ujemne cz.2

Po przemyśleniu sprawy i kilku rozmowach, które odbyłam w dniu dzisiejszym uświadomiłam sobie, że nie mogę niczego napisać w tak delikatnej materii jak zakochiwanie się w wieku nastoletnim. To co ja w wieku lat .....dziestu:) postrzegam jako zabawną część  wychowywania dzieci, miłe wydarzenia wywołujące uśmiech tak jak śmieszne powiedzonka mniejszych dzieci, dla młodych ludzi są to sprawy śmiertelnie poważne. Byłoby to naruszenie wzajemnego zaufania. Także cisza..... Może kiedyś na starość a szkoda bo sami zainteresowani za kilka lat byliby zdziwieni.

Tak jak wspominałam wcześniej zaczęło się. Po domu poruszamy się lawirując między rolkami. Niektórzy już dzisiaj odbyli wielokilometrowe wyprawy.

My byliśmy dzisiaj w Parku Oliwskim, gdzie był nasz plac misyjny, zgodnie z wezwaniem papieża Franciszka. Wspólnoty, starsi, młodzi i całą chmara dzieciaków dla których są to wspaniałe chwile spędzane w gronie pobratymców. Można się wybiegać, wytańczyć za wszystkie czasy, usłużne ciocie mają zawsze jakieś smakołyki i tylko ci rodzice trochę przeszkadzają. Miałam ochotę związać sznurkiem na wzór baleronu Joaśkę i Józia. Józio ze swym przyjacielem Antosiem znikali eksplorując zakamarki parku a Aśka marudziła:
nie chcę czapki, pić, jeść, zimno, ciepło, spać.
Przestała dopiero przy tańcach. Niestety tylko na chwilę.
W oczach miałam chyba sztylety i nie wiem czy nie byłam antyświadectwem wielodzietności:)). No tak, kompletnie nie daję sobie rady, zresztą wraz z mężem. Mam wrażenie, że co prawda tu chodzi bardziej o rozpieszczenie księżniczki.
Mieliśmy zresztą spięcie z pewną panią. Józio pognał do Antosia i zniknęli. Ale tak zupełnie. W końcu go odnaleźliśmy, ale przez te kilka minut na pewno mi przybyło siwych włosów. Wojtek chwycił go za rękę i rozpoczął przemowę nawet nie bardzo uniesionym głosem. Przechodząca pani:
-Proszę go nie bić.
Mnie zamurowało, bo o żadnym biciu nie było mowy. A mój mąż:
-Wiem proszę pani.
Podziwiałam go w tym momencie za opanowanie. Pani dołożyła:
- Ani nie ściskać za rękę.
Dobrze, że sobie poszła....
Na koniec kiedy dzieciaki już oklapły z sił po szaleństwach i były rozmarudzone czyli Asia pokładała się po chodniku i powtarzała jak mantrę:
-Pić, jeść, pić, jeść itd.
a Piotrek  protestował przeciwko ograniczeniu wolności w wózku, złapany po raz kolejny w drodze do strumyka czuję na sobie czyjś wzrok. Patrzę a obserwuje nas moja dzisiejsza ulubienica czyli pani dobra rada,uh,
Ponieważ wszyscy zostali zaproszeni na za tydzień boję się, że zjawi się z policją i nic nie wyjdzie z mojego udawania wspaniałej matki. To tak trochę na wesoło, ale to temat ,którym się jeszcze zajmę na poważnie.
Jak możecie się domyślić dzieci natychmiast zasnęły w samochodzie wykończone imprezą na świeżym powietrzu.
Nasze starsze dzieci były z kolei w Sopocie i tam na Monciaku miały swój plac misyjny. Niektórzy właśnie stamtąd wrócili na rolkach i w krótkich spodenkach, brrrr.
Jutro tata ma kolejną koronarografię i mama znowu przyjeżdża do nas. Na dwa dni. W rozgrzebany remont i mnóstwo spraw do pozałatwiania. Przyznam się, że mam stracha jak podołam.

Od piątku zapominam napisać o notce jaką dostałam od Józia pań w przedszkolu. To jeszcze cały czas wraca sprawa eleganckiego wyglądu moich synów na Paschę. I potwierdzenie, że przykłady pociągają:))))
Otóż Józio w przedszkolu szkolił kolegów jak układać włosy na irokeza. Używał do tego .... pistoletu na wodę. Koledzy zachwyceni. Szkoleniowiec podpatrywał starszych braci. Tylko jestem przekonana, że oni nie używali do tego pistoletów:)
Wynika stąd jeszcze jeden wniosek. Józio odznacza się pewną charyzmą i jest swoistym guru dla swoich kumpli. Teraz odkryłam skąd bierze się przynajmniej część tej charyzmy ( pozostała to jego niewątpliwy urok i siła charakteru).  Ma starszych braci i dużo się od nich uczy:)))))

Moja siostra podesłała na fb:)
Dodam, że w Chorwacji to podstawowy napój na ciepło. Jeśli w kawiarni poprosimy o herbatę można spotkać się z troskliwym pytaniem o stan zdrowia. Herbata jest tylko dla chorych.

1 komentarz:

  1. Nic bardziej irytującego na spacerze z dziećmi, niż obcy ludzie komentujący nasze zachowanie... Krew mnie zawsze zalewa w takich chwilach.
    Nasze dziecię środkowe w ten weekend wyszło sobie z góralskiego wesela i podreptało samo w noc... Byłam przekonana, że jest z opiekunką (a ona że ze mną), więc nikt nie zdążył się zdenerwować. Rafałek został na szczęście zauważony i przyprowadzony z powrotem przez innych gości. Dobrze, że ma mocnego anioła...
    To tak w kontekście znikania dzieci. Zastanawiam się nad wszczepieniem im chipów :P

    OdpowiedzUsuń