sobota, 18 kwietnia 2015

Róg obfitości

Wszystkie posty weekendowe mogłyby mieć właściwie tytuł 5 minut. Jedyna szansa, by przelać na wirtualny papier to co mi w głowie szumi to wstać wcześniej niż progenitura. W weekend to baaaaaardzo trudne. Człowiek czyli ja leży i myśli:
- Jeszcze 5 minut.
-Nic nie muszę.
Oba stwierdzenia to oszustwo. Nigdy nie jest to 5 minut, bo za chwilę patrzę na zegarek i z przerażeniem stwierdzam, że przysnęłam na godzinkę a z tym nic nie muszę ...to jeszcze gorzej. Za chwilę MUSZĘ odwieźć Józia na piłkę nożną i dwie starsze dziewczynki na harce Św. Jerzego. Przywiozę Józia i powinnam odwieźć Hanię na zbiórkę - bo dziś ma w innych godzinach. Szlachetnego małżonka nie tykam. Miał ciężką noc, bo w pracy jakaś awaria i siedział podpięty do komórki i laptopa. No i mam niecny plan, że jak z tej niemocy wydobrzeje to czeka sypialnia, tralala.
Wczoraj miałam wrażenie, że piątek postanowił urządzić nam bieg z przeszkodami. I to tych przeszkód była tytułowa obfitość.
Zaczęło się od tego, że Ślubnemu pod szkołą ktoś stłukł lusterko. Zdarza się. Niestety.
Potem Piotruś podczas porannej drzemki opuścił po raz pierwszy łóżeczko i pracowicie spędził 1, 5 godziny. W absolutnej ciszy. Biorąc pod uwagę to czym się zajmował mogę powiedzieć tylko: ZDOLNE DZIECKO.
W wyniku splotu różnych wydarzeń ( babcia, remont) łóżeczko stało w mężowskim gabinecie. Gdy zaniepokojona długą drzemką zajrzałam tam, doznałam wstrząsu. I to takiego, że nie zrobiłam zdjęcia na pamiątkę. Po raz kolejny potwierdziło się, że przy dzieciach cisza i chwila spokoju to straszliwe zagrożenie.
Wszystkie dokumenty domowe, świadectwa dzieci, PIT-y, faktury domowe, rachunki, zdjęcia, materiały szkoleniowe utworzyły na środku malowniczy, dokładny misz-masz. Na tym siedział zadowolony potomek i gniótł jakieś zdjęcie. Łaska boska, że zajrzałam, bo dopiero przechodził do drugiej fazy akcji. Był bardzo niezadowolony, że nie pozwoliłam mu sprawdzić swych umiejętności jako niszczarki do dokumentów.
Następną godzinę spędził przypięty w  foteliku. Obserwował jak usuwam skutki jego działalności. Mniej więcej, bo dokładna segregacja trochę zajmie.
Ledwie ochłonęłam po nadprogramowym działaniu i zaczęłam się szykować do wyjścia po pieluchy dla babci, odwiezienie dziewczynek na zajęcia i przywiezienia innych dzieci do domu zadzwonił telefon. Jacuś.
Bez żadnych złych przeczuć odebrałam. Moje dziecko strapionym głosem poinformowało mnie, że nie wyhamowało na rolkach i wpadło na samochód . Samochód ma zgniecione tylne światła, właścicielka żąda zadośćuczynienia. Ja też!!! Za moje stargane nerwy (Jacuś to odpracuje). I tak szybko się opanowałam i zaczęłam dziękować, że nie wpadł pod samochód. No to nadprogramowa wizyta pod szkołą Jacka i uszczuplenie budżetu. Kiedyś jak chłopcy byli mali śmiałam się z pomysłu męża, by założyć specjalną lokatę na zbite szyby. Jaki śmieszny dowcip. Teraz stwierdzam, że było w tym dużo racji. To zresztą nie pierwszy wyczyn naszego zrównoważonego i spokojnego Jacusia. Może dlatego za każdym razem tak nas potrafi zaskoczyć.
Wobec tych wydarzeń korki, brak pieluch dla babci czy wymiotujący w nocy Piotruś to już detal. no i jeszcze całkiem siwa nie jestem:)))

Joasiek nas wczoraj rozbawiał. Jedli z Józiem wiśnie z kompotu i Asia uparcie:
-Te przewiśniegi są  pyszne.
-Asiu, wiśnie.
Tu było kiwanie głową i:
-Te przewiśnie są pyszne.
I gadaj tu z taką:))))

4 komentarze:

  1. :) to faktycznie się wysypało....czasem zastanawiam się, jak my właściwie dajemy radę, jak udaje nam się to wszystko przeżyć?:) ja dlatego zaczęłam pisać mojego pierwszego bloga, na pamiątkę, jako dowód, że przeżyć się udało:)
    a co do cudowności językowych naszych pociech...Synuś (lat 3) stał kiedyś z bidonem pod pachą i z dumą ogłosił:
    - jestem lowelasem!
    ??? myślałam, kojarzyłam, łączyłam wątki....
    - Janku, rowerzystą, tak?
    - tak - pełen uśmiech - lowelasem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek, powiedz pieczona parówka.
    Piecona parrrówka.
    Nie piecona, tylko PIECZONA.
    Pie..psona parrrówka. Upiepces mi parrrówkę?

    OdpowiedzUsuń