piątek, 24 kwietnia 2015

Wielodzietność prawdy i mity

Jest środek dnia, siedzę sobie przy herbatce i smakowicie czytam pewną książkę. I nagle coś mnie tknęło.
Przecież jestem wielodzietną patologią, zahukaną, zarobioną i nieświadomą wielu rzeczy, których jestem warta. A ja tu w foteliku, dom ( mniej więcej) posprzątany, obiad ostał się z wczoraj, najmłodszy  śpi wybiegany przez starszych braci. Sielanka. Może to gdzieś ogłosić przy pomocy wielkich banerów?
Boję się, że nikt by mi i tak nie uwierzył. No to ogłaszam to tu. Do 14.00 mogę oddać się nicnierobieniu:))))
Na upartego mogłabym posprzątać, w którejś szafie, albo schowek pod schodami, albo umyć jakieś okno. Ale wolę sobie poczytać i mieć siły na wspólne popołudnie z dzieciami. Gry czekają, plac zabaw, pomimo zachmurzenia dostępny i możemy wspólnie pobrykać.
Jakby Wam ktoś mówił, że życie wielodzietnych jest straszne to nie wierzcie. Jest najwyżej  STRRRASZNIE CUDOWNE, tudzież intensywne.
Na spacerach nieraz spotkałam się z wyrazami współczucia. Trudno mi się do nich odnieść. Mam podziękować? Protestować? Może i rola psa pasterskiego , zaganiającego progeniturę nie każdemu odpowiada, ale my się przy tym świetnie bawimy a dodatkowe bonusy to np. nastolatki, które nadal chętnie idą z nami na spacer, mają ciągle coś do powiedzenia czy brudne łapki ściskające moją rękę i szeptane wyznania, że właśnie ten posiadacz tychże łapek kocha mnie najbardziej albo, że jestem najlepszą mamą na świecie, nawet jak nie schudnę ( bo moje dzieci potrafią być szczere do bólu kości).
Niemniej pozdrawiam znad herbatki figowo-gruszkowej i "Dożywocia" Marty Kisiel. Muszę wracać, bo czeka tam na mnie pewne Licho:). A w ogóle to marzenia się spełniają. Jako dziecko myślałam, że niebo to wielka biblioteka i ja w niej, z herbatką. Jestem w niebie i jeszcze mam promocję, bo dookoła tyle kochających i kochanych osób.

1 komentarz:

  1. Nas niemiło zaskoczyły reakcje otoczenia na wieść, że spodziewamy się trzeciego dziecka. Niektórym nie udało się ukryć zdegustowanych min, a gratulacje składali po dłuższej chwili niedowierzania i to w taki sposób, że nie wiem, czy w ógóle były to gratulacje czy kondolencje. Padło również 'Ale to chyba nie było planowane' jakby chciano się upewnić, że nie jesteśmy aż tak głupi, żeby świadomie decydować się na trzecie dziecko. Najśmieszniejsze jest to, że zawsze mówiliśmy wszystkim, że chcemy mieć przynajmniej trójkę. Chyba po prostu nie brano nas na poważnie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń