czwartek, 12 marca 2015

Na terytorium wroga:)

Dzisiejszy poranek spędziliśmy z Ukochanym na spotkaniu w szkole naszych młodszych dzieci. Na spotkaniu z tutorem. To osoba, która wspomaga wychowawczo nauczycieli, indywidualnie spotyka się z rodzicami i wspólnie omawiamy na co zwrócić uwagę. Po takim spotkaniu zazwyczaj mam o czym myśleć.
Trzy lata temu, kiedy zaczynaliśmy przygodę z tą szkołą byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego pomysłu. Ja matka (wtedy) 9 dzieci mam już doświadczenie a nawet pokorę(!) w wychowywaniu dzieci. Niczym mnie już nie zaskoczą. No i  bardzo się zdziwiłam. Jedną z pierwszych rzeczy jaką usłyszałam w związku z Józiem to jego nieumiejętność dzielenia się z innymi. Ósme dziecko. I nie umie się dzielić?
Prawda i tylko prawda. Jako ulubieniec starszych braci i ogólnie malutki dostawał od wszystkich co tylko chciał. Sam nie musiał niczego nikomu oddawać. I tak przemykał, ani ja, ani Tatuś niczego nie zauważyliśmy.
Czekała nas praca do wykonania. Nie do końca się to podobało Józiowi, ale daliśmy radę.. Od tego momentu uważnie słucham sugestii i wskazówek tutora. Bo może coś przegapiamy, na coś mamy zwrócić uwagę. Po takich spotkaniach mam o czym myśleć.
Zaabsorbowana sprawami wychowawczymi nieopatrznie wkroczyłam na terytorium wroga czyli na piętro dzieci:). Od razu zostałam zaatakowana stertą książek w łóżkach (ciekawe jak oni sypiają), papierkami po wycinankach, włóczkami, styropianem i milionem kubków z fusami herbacianymi. Co prawda nie dałam się wciągnąć w zasadzkę i nie nabrałam się na uchylone drzwi od szafy dużych panienek. Udałam, że nic nie widzę i przemknęłam dalej. Wytoczę to działo, kiedy tylko moje damy powrócą. Narzędzi i śrubek w ogóle nie widziałam, przeczuwałam tylko, że są gotowe do ataku. Szybkim manewrem odcinającym (zamknięcie drzwi od pokoju Jasia) umożliwiłam sobie odwrót. Inaczej nie mogłabym zająć stanowiska w kuchni:) Obawiam się jednak, że nadchodzi moment w którym będę musiała się zmierzyć z ciasnymi, dziurawymi, zbyt ciepłymi ubraniami. Nadchodzi czas segregowania zabawek i częstych odwiedzin strychu. Nie chce mi się o tym myśleć. To straszna praca.
Co do wrogów we własnym domu. Dziś się dowiedziałam, że pod bokiem mamy słodkiego szpiega. Asia wszystko opowiada w przedszkolu:))). Trzeba uważać. Wczoraj podobno opowiadała paniom:
-Mama jest zakochana w tatusiu.
Panie nadstawiły uszu.
-Skąd wiesz?
-Bo się całują!!!
O matko! Permanentna inwigilacja.
Józiu natomiast wykorzystuje praktycznie zaczątki umiejętności czytania. Umie znaleźć na zabawkach lub sprzętach i przeliterować:
-China.
Musiałam wyjaśnić dlaczego dużo rzeczy ma napis Made in China. Długo nie czekałam. Przy krojeniu ogórków kiszonych na sałatkę obiadową Józio zagaił:
-Kto wymyślił ogórki?
-Pan Bóg.
-A nie chińczycy?
Tu zabrakło mi słów.....

3 komentarze:

  1. Pani Justyno,
    kiedyś, kiedyś w ogóle nie myślałam o dużej rodzinie - nas z bratem było tylko dwoje i sądziłam, że to absolutnie wystarczy. Kiedy poznałam mojego Ukochanego, uznałam, że z takim człowiekiem spokojnie można zakładać rodzinę. Na początku naszego związku chcieliśmy mieć 3 dzieci, po 1,5 roku na naukach przedślubnych napisaliśmy (każde osobno, bez konsultacji), że 3-4, teraz na dwa miesiące przed ślubem coraz częściej mówimy o tym, że 4 na pewno, a jak Pan Bóg da piąte to super. ;D Gdy czytam Wasze rodzinne perypetie myślę sobie nieraz, jakie to niesamowite mieć tak dużą rodzinę i w sumie jakby nam się urodziło szóste, to żaden problem... ;)
    Ten blog to rewelacyjny pomysł i ogromna inspiracja. Jeśli chodzi o szkołę, to domyślam się, że chodzi o Fregatę? Tak się składa, że znam dość blisko rodzinę, która posyła dzieci do krakowskiego Sternika i trochę się orientuję, jak to wszystko wygląda. Myślę, że bardzo warto, choć to wymagająca droga. Życzę Wam z całego serca powodzenia i wszelkiego dobra! :)
    PS
    "Dom pełen kosmitów" przeczytałam jednym tchem (czasem rzeczywiście można było pęknąć ze śmiechu ;)) i podarowałam w prezencie szwagierce, która przy dwójce dzieci wiecznie na wszystko narzeka - obraziła się na mnie... ;) Zupełnie nie wiem, dlaczego... :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:), zwłaszcza ,że codziennie zastanawiam się czy pisać dalej:)
      Małżeństwo jest cudowne choć nie zawsze łatwe, ale powodzenia ! Pan Bóg to najlepsza swatka.
      Tak chodzą do Fregaty.
      A na pocieszenie szwagierce: ja przy dwójce też ciągle narzekałam, potem jest lepiej:))))

      Usuń
  2. Ooo nie wiedziałam, że jest taki blog... Książkę o Kosmitach przeczytałam już kilka razy - lepiej przygotować się na to, co pewnie mnie czeka :P choć wokół mam dużo wielodzietnych rodzin.
    Tutor brzmi znajomo, bo od jesieni sami jeździmy na takie spotkania i też bardzo nam pomagają.
    Pozdrawiam ciepło całą Waszą gromadkę i będę zaglądać częściej :))

    OdpowiedzUsuń