niedziela, 8 marca 2015

Niedziela 7 rano

Zamierzałam spać do oporu. I chyba osiągnęłam ten opór:) Jestem zdecydowanie skowronkiem, nie sową i uwielbiam wczesne poranki, ciszę , spokój. Dzisiaj wyczułam słoneczną pogodę a dodatkiem był tupot małych nóżek. Niewiarygodnie głośny jak na rozmiar osóbki, która jest jego sprawczynią. O zgrozo słychać już kuluarowe rozmowy z pokoi dzieci. Zwariowali?
Wojtek rodzinnie należy do śpiochów, jego najstarszy brat też miał problemy ze wstawaniem. W każdy dzień oprócz niedzieli. Na pytanie swojej mamy:
-Czemu nie śpisz?
rezolutny czterolatek odpowiedział:
-Nie chcę czasu wytracać!
Średni brat już na studiach miał duży problem przy budzeniu przez mamę i pytaniu, na którą idzie. Podobno zawsze się zastanawiał, która to godzina, żeby się nie wkopać a jednocześnie nie zawalić zbyt wiele. Bardzo mnie to śmieszyło. Do czasu. Obecnie w jednym z pokoi zalega na miejscu mojego synka taki facet, który wieczorem prosi o obudzenie a rano stwierdza:
-Nie ma sensu iść, odwołali/przesunęli zajęcia.
Telepatycznie w nocy został poinformowany:)
Nie zważając na tupoty u góry siadłam do ulubionej rozrywki czyli pisania. Skończę dopiero,gdy nadbiegnie wygłodniałe stado z okrzykiem : jeść!
Najpierw kroplówka
Bardzo lubię kawę a muszę uważać, nie robi dobrze mojemu żołądkowi. Ot realia życia 40 plus.
Mamy dzisiaj piękny wiosenny dzień i trzeba zorganizować jakieś rozrywki dzieciom. Ostatnio pogoda bardzo wietrzna i zmienna spowodowała, że wyjścia były raczej nie za długie. Wędrówki po trójmiejskich lasach na razie odpadają ze względu na błoto i chore uszy co poniektórych. Chcieliśmy odwiedzić Oceanarium w Gdyni. Z tym mam oczywiście różne skojarzenie, które muszę przelać..hm na co? Bo obecnie nie na papier. Ale muszę bo pęknę:)
Po pierwsze narzuca mi się temat wielkich liczb. U nas każde wyjście, zakupy, wycieczka to niezłe wyzwanie. Czasami słabo mi się robi, kiedy beztrosko obiecam wyjście do kina. Następnie zaczynam liczyć kogo powinnam wziąć i ile wydam na bilety. A tu koniec miesiąca albo inne nieprzewidziane trudności:). No bo co to jest bilet za 17 zł, albo nawet 23? Ale pomnożony razy 8 to już całkiem niezła kwota. Czasem mi smutno z tego powodu, bo kusi mnie postawa : "moje dzieci muszą mieć wszystko". Potem się otrząsam i widzę, że byłaby to najgorsza rzecz, którą mogłabym ofiarować moim dzieciom. W konsekwencji wyrośliby na znudzonych, rozkapryszonych, nie zdolnych do poświęceń ludzi, którym wszystko się należy. Zawsze serce boli przy mówieniu nie, ale bez tego nie ma wychowania. Całe szczęście, że nie mam takich możliwości, bo jak nic bym ich zepsuła. A tak uczą się czekać, cieszą się z wyjść, które są wydarzeniem i doceniają drobiazgi. Dzieci naprawdę nie potrzebują wiele. Nauczką dla nas była wyprawa do Torunia.
Mój mąż kilka lat temu stracił pracę na kierowniczym stanowisku, co wiązało się oczywiście z odpowiednim wynagrodzeniem. Nie powiem mieliśmy deprechę, ósemka dzieci, rozpoczęta budowa domu ....
Został zaproszony na rozmowę wstępną do Torunia. Mieliśmy pojechać razem z nim. Tzn. ja, malutka Hania i Jasiu z Jackiem - wtedy byli na początku podstawówki (2-3 klasa). Rozmowa odbyła się rano, potem wspólny dzień w Toruniu. My przygnębieni, z niewielką ilością środków płatniczych. Wszystko wydawało nam się bez sensu. Ale byliśmy razem, rozmawialiśmy z chłopakami i efekt jest taki, że po prawie dziesięciu latach ta wyprawa nadal jawi się im jako najwspanialsza wycieczka w życiu. My natomiast byliśmy pognębieni tym, że nie stać nas na żadne atrakcje, jedzonko itd. To my dorośli mamy jakieś sztywne wyobrażenia o tym co trzeba zrobić, kupić dzieciom. Im, jak widać wystarczy wspólny czas.
A niektórzy dla wspólnego czasu są gotowi być Szarikiem w Czterech Pancernych albo dać się załadować  do wiadra. Byle razem!


Drugie skojarzenie to woda. Mój mąż biorąc ze mną ślub nie był do końca szczery. Nie zdradził mi, że jest spokrewniony z wodnikami, tudzież innymi wodnymi stworami. Co prawda symptomy były:) A błon pławnych między palcami jednak nie ma. Niemniej nasze dzieci wodę uznają z środowisko naturalne. Na plaży muszę ich pilnować straszliwie. Od najmłodszego, który raczkując nie zauważa, że zanurza się pod wodę, do najstarszych, którzy odpływają strasznie daleko. Oczywiście psuję zabawę. Nieodmiennie siność wokół ust jest tłumaczona ...jagodami, nawet jeśli ich nie było w jadłospisie. Każda woda jest ciepła. Często jesteśmy jedynymi osobami zażywającymi kąpieli jak plaża długa i szeroka. Ledwie pojawi się słoneczko i pierwsze oznaki wiosny po pokojach walają się kostiumy, maski, okularki i płetwy. Młodsi są mocno obrażeni, że nie pora na kąpiel, bo:
-Przecież mówiłaś, że zrobiło się ciepło.
No mówiłam, ale w odniesieniu do wczoraj, do zeszłego tygodnia, kiedy było plus 1 a dziś jest plus 10! Muszę uważać co mówię. Dlatego właśnie jedziemy nad ciepłe morze, mam nadzieję. I wtedy mam spokój, jeśli spokojem można nazwać nieustanne odliczanie pogłowia w wodzie. Na plaży leżak czy ręcznik mi niepotrzebny. Już zastanawiałam się nad smyczami.
Dlatego oglądanie rybek w wodzie to świetny pomysł. Ale jak to na przednówku bywa ( i z prawem wielkich liczb) nie tym razem. Pomysł poczeka na jakiś deszczowy dzień a my zorganizujemy dzień sportu:)))
Ludożercy ruszyli więc reszta tematów musi poczekać. Muszę ich obłaskawić. A z niedzielnym śniadaniem nie ma żartów, to instytucja!
Bez żartów proszę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz