środa, 4 marca 2015

Oj, nieładnie!

Właściwie powinnam zakrzyknąć: Taka stara a taka głupia! Ale wolę zwalić na wiosnę. No po prostu zrobiła mnie w konia. Ja już pracowicie wyprałam wiosenne kurteczki, pochowałam ciepłe buty i pozwoliłam nosić lżejsze czapki. Zwiodła mnie ta cudowna, słoneczna pogoda. Podczas ostatniego marszobiegu czułam w powietrzu zapach ciepłej ziemi a ze wszystkich żywopłotów darł się ptasi drobiazg. Jestem pewna, że wróble rozdzielały przydziały kwaterunkowe i nie mogły się dogadać. W ogródkach podziwiałam pąki na drzewach i przebiśniegi. Ich nazwa "przebi-śniegi" nie spowodowała w moim umyśle jakiś negatywnych skojarzeń.
Na zdjęciu tak pośrodku, takie białe to te kwiatki śliczne. Jaka szkoda, że nie umiem dobrze robić zdjęć.
Wracając do rzeczywistości, dziś rano wszystko dookoła było białe. Nastąpiła szybka akcja powrotu ze strychowego wygnania ciepłych butów i rękawiczek. Spodni ocieplanych w ramach buntu już nie znosiliśmy:)
Liczymy na ocieplenie.
Jakoś z tymi przebiśniegami skojarzył i się temat butów. Mam jedne takie, kupione za namową mojej przyjaciółki. Będzie lokowanie produktu. Miałam wielkie opory przed ich zakupem. Głównie finansowe. Są to buty Ecco, w promocji czy też obniżce kosztowały 300 złoty i to w dodatku 10 lat temu. Miałam obiekcje typu: jak można tyle wydać na jedne buty, takie w zamierzeniu codzienne, mamy inne wydatki itd. Moja przyjaciółka radziła, bym je kupiła, bo są świetne i wytrzymałe. Długofalowo to będzie oszczędność. Nawet teraz jak to piszę brzmi to mądrze. Już dawno słyszałam, że żeby oszczędzać to trzeba mieć pieniądze. Coś w tym jest. Mąż dostał jakąś premię i uznał, że buty to moje narzędzie pracy więc kupujemy. 10 lat temu, dla nas to były naprawdę drogie buty, jeszcze bardziej niż teraz. Tu dygresja - to może nasi politycy mają rację, że żyje się lepiej????
Moja przyjaciółka miała rację, buty są świetne. Można w nich biegać na okrągło, są bardzo wygodne. Byłam już z nimi w górach, co prawda takich bardziej spacerowych ale jednak. No i mają 10 lat. Jak je wyczyszczę to nic po nich nie widać. Można powiedzieć, że to były dobrze zainwestowane pieniądze. Z drugiej strony mam ich dość. Po drodze kilka razy wymieniałam buty zimowe, pantofle i te na obcasie. A one trwają. Czasem zachodzę do Ecco, oglądam nowe modele i ...niestety nie mam powodu, by ponownie wydać tyle na buty( albo więcej). W końcu usiłuję być odpowiedzialna.
A oto i one:
Nieco zabłocone na naszych wiejskich ścieżkach, bo może moje marszobiegi je wykończą;-)
Tu muszę wspomnieć o pewnej przypadłości moich dzieci.  Od nowego roku zgubiły się (SAME) dwie bluzy mundurowe i jeden but. No ja rozumiem, a raczej przywykłam do pojedynczych skarpetek albo do zostawiania w komunikacji, na treningach czy w szkole obu butów, ale jeden (?) to lekka przesada. Ciągle się zastanawiam jak Józio dał radę to zrobić. Wrócił w jednym? Z bluzami od munduru też jest problem, bo jak mają wtedy iść do szkoły? Tam jest to dość surowo przestrzegane. Kupować teraz następne? och! Najlepiej pilnuje swoich rzeczy najmłodsza Asia. Ta zawsze wszystko ma. Taki porządny typ.Gubienie jest na porządku dziennym, ale i tak nie mogę się przyzwyczaić. Jacek w podstawówce jeździł na treningi koszykówki. Po kilku poprosił o specjalne buty do  gry w kosza, które lepiej się sprawdzają niż zwykłe adidasy. Zachwycony pojechał z nimi na trening. Pamiętam, że wybrał sobie takie wściekle pomarańczowe. Z treningu powrócił już bez. Do tej pory nie pamięta czy zostawił je w autobusie czy w szatni. Ostatnio natomiast nasz najstarszy Stachu wrócił po długim dniu bez torby treningowej. Zmęczony po treningu zasnął w autobusie i ocknął się w ostatniej chwili, by wysiąść na właściwym przystanku. Torby jednak ze sobą nie wziął. Po powrocie do domu, zmobilizował zasypiającego już Tatę i rozpoczęli gonitwę za autobusem. Treningowe skarby udało się odzyskać.
Nie przesadzę, jeśli napiszę, że takie akcje są mniej więcej raz na pół roku. Pierwsze półrocze 2015 roku mamy zaliczone.
Wczoraj się zamknęłam w sypialni na chwilkę i sobie popłakałam z żalu nad sobą. To jeszcze nie do końca mi przeszedł ten ostatni dół (no i męża nie ma). Zaglądnął Józio i za chwilę słyszę:
-Mama to chyba płacze.
Zagląda Asia. Popatrzyła i uciekła do rodzeństwa.
-Ej no, słuchajcie! Mama płacze.
Tu już mi się zachciało śmiać i postanowiłam skończyć to rozczulanie nad sobą, bo trzeba dzieci kłaść. Wychodzę a tam cisza i spokój. Młodsi zagnani do łóżek, słychać tylko jakieś ciche rozmowy. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to nieco kaszy manny na stole i w kuchni. Ale nie będę się czepiać. To są te momenty, kiedy czuję się obdarowana ponad miarę. I rozbawiona przez moich domowych psychologów.

Asia po Dniu Żołnierzy Wyklętych pięknie wołała na cały głos:
-Niech żyje Polska!,- aż się ludzie oglądali:). Moja mała patriotka!

Zbliża się nieuchronnie 25.03 a ja nadal nie wiem o czym mam mówić do tych ludzi, którzy przyjdą na wykład. Zwłaszcza, że ostatnio mam wrażenie bankructwa pod względem wychowawczym i jako matka.

Chciałam wam jeszcze polecić świetną przyprawę, z którą poznała mnie moja koleżanka ( chylę czoła Agatko). To czubryca. Może być zielona albo czerwona. Agata twierdziła, że to świetna alternatywa dla kostki rosołowej, wydobywa smak a jest zdrowa. Nie wierzyłam aż spróbowałam. Super! Moją faworytką jest czerwona. Teraz dodajemy ją właściwie do wszystkiego:))))
Tu jeszcze Piotruś, w swoim zapędzie włażenia wszędzie usadził się przy śniadaniu na miejscu brata. Bardzo był obrażony, że musi wrócić do swojego krzesełka. I wie co się robi ze sztućcami!


2 komentarze:

  1. Bog zaplac za dobre slowo:* ps. ja tez wole czerwona ale musze uwazac bo z resztą rodziny to juz roznie;)

    OdpowiedzUsuń