środa, 11 marca 2015

Pępek

Dzisiaj jest dzień różnych ważnych decyzji. Dotyczą one wyborów moich starszych dzieci. Jak już się staną to opiszę:). Niemniej ma to wpływ na nasze życie. Widzę, że nie ma czasu na użalanie się bo dzieją się różne rzeczy, oj dzieją...
Dodatkowym bodźcem do walki z codziennością, by nie przegapić tego co ważne, są komentarze. Przeczytałam w nich, że mnie podziwiacie. I bardzo się zawstydziłam. Muszę dorosnąć do tego podziwiania:)))). Biorę się więc do roboty!
Miałam napisać co dalej było z chilli con carne. Otóż właściwie wszystkim smakowało. Jaś nawet stwierdził, że to jedyny rozsądny sposób na wykorzystanie kaszy;-). O dziwo, Piotruś wcinał, aż mu się uszy trzęsły. Chyba lubi ostre.
Od kilku dni nie pojawia się już motyw grypy brzusznej, która chyba nas już opuściła. Boję się to głośno powiedzieć, bo jeszcze sobie o nas przypomni:). Natomiast zaczęły się skurcze oskrzeli na tle przeziębieniowym. Nasze dzieci tak mają, że zaczyna się katarem, który ścieka. Potem pojawia się skurcz oskrzeli i potrzebny jest inhalator. Dodatkową atrakcją jest to, że pokoje skończyły być "zawymiotowane" a zaczęły zasikane. Takie powikłanie, że Asia i Józio, którzy jako żywo nie mają już takich problemów obecnie kończą noc w mokrych łóżkach:(. Bardzo to przeżywają, szczególnie Józio. Ujma na honorze.
A pranie zaczyna być problemem. Uruchomiłam już nawet drugą, starą pralkę. W chwili obecnej stanowi ona półautomat. Co to oznacza? Trzeba w odpowiednich momentach wężykiem od prysznica dolewać wody. Trochę zniewala, bo angażuje uwagę i nie można oddalić się w inne rejony domu. Niestety nasza właściwa pralka, supersupersuperekologiczna pierze pranie najkrócej trzy godziny, a właściwie trzy i pół. Starsza od niej o lat 7 stara pralka, tylko ekologiczna robi to samo w 1 godzinę i 14 minut. Trochę nie rozumiem gdzie tu ta ekologia, ale widocznie nie wszystko muszę rozumieć:)))
Dzisiaj wybrałam się do ulubionego second handu po zasłony. Wyczekałam ( a to nie jest proste) do środy, kiedy wszystko jest za połowę ceny. A tu kicha. Wcale nie wszystko, bo nie dotyczy zielonych cen. A moje wypatrzone zasłony miały właśnie zielone ceny. Trudno. Widocznie na razie słoneczko będzie bez przeszkód oświetlać i razić. Będzie lepiej widać co trzeba posprzątać:).
I wracam do pępka. Dzisiaj rano wchodzę po Piotrusia, który był wyjątkowo cicho. Nawet zastanawiałam się czy jeszcze nie śpi. Jednak cisza zawsze jest lekko podejrzana, więc zajrzałam. Moje najmłodsze dziecko pracowicie pozbywało się piżamki. Na mój widok uśmiechnęło się szeroko i podciągnęło górne fragmenty garderoby. Następnie paluszkiem wskazało swoje odkrycie a mianowicie pępek i niewątpliwie zapytało:
-Oo????
Cdn:))))

2 komentarze:

  1. oj, jak rozumiem mokre noce... u nas właśnie teraz tez jakiś rzut... pranie wtedy to koszmar koszmarów, nawet jak pralki z 10kg wsadem

    OdpowiedzUsuń
  2. "pepe" to chyba ulubiona część ciała Zosi ;)

    OdpowiedzUsuń