piątek, 27 marca 2015

Po podróży

Nie było nas w domu 26 godzin.
Nie za długi ten wyjazd we dwoje, ale teraz już mogę powiedzieć, że było warto:)
W nocy z wtorku na środę nie bardzo mogłam spać, stwierdzałam, ze nigdzie nie jadę, że to bez sensu. Nie zrezygnowałam tylko dlatego, że nie bardzo wiedziałam jak usprawiedliwić swoje wycofanie w ostatniej chwili. Około 11 ruszyliśmy. Słonko świeciło, muzyka grała i było dziwnie. Nikt nie domagał się szeregu odpowiedzi, nie śpiewał piosenek z Petardy i nie słychać było wołania co chwilę"siusiu". Zupełnie nie mogłam odnaleźć się w takiej rzeczywistości:)
Mój Ślubny stwierdził, że czuje nastrój randkowy. Ja byłam chyba za bardzo przestraszona, trema mnie ogarnęła.
Na miejscu był wykład. Jak już mówiłam to  mówiłam. Najgorsze było 5 minut kiedy byłam przedstawiana i stałam tam jak sierotka na środku. Wykład chyba był interesujący i potrzebny, bo ludzie reagowali żywiołowo (zwłaszcza na przykłady z życia wzięte) i mieli dużo pytań na zakończenie a potem podchodzili z podziękowaniami:))). Gdyby nie to, że nie czuję się żadnym  autorytetem chyba świeciłabym od tego uwielbienia;-P
Na poważnie, już później dało mi to do myślenia. Te przykłady, przyznanie się do porażek, mówienie uczciwie jak jest a nie jak powinno być okazało się bardzo potrzebne. Bez schematów i wykresów. W teorii jestem słaba. Jaki inny wykładowca ma szansę usłyszeć od swojego syna, że jest niewydolną wychowawczo KURĄ DOMOWĄ??? Albo się nie przyznają:) A ci ludzie, zresztą i matki i ojcowie za to dziękowali. Gorsze były konkretne pytania o to jak się zachować w sytuacji dla tego rodzica bez wyjścia.? A tu gotowych recept brak...
Najlepsze było jeszcze w ferworze ogólnej dyskusji pytanie czy słyszałam o teorii, ze nastolatek ma mieć swoje terytorium, do którego mamy się nie wtrącać, pozwolić na bałagan itd. Jako żywo na to nie zwróciłam uwagi, gdzieś taki pomysł, zresztą dawno wyczytałam ale nie poświęciłam mu chwili uwagi. Mogłam odpowiedzieć tylko jedno:
-Ja nie ale nasz najstarszy syn na pewno...
Jak już się przyznałam w teorii jestem słaba.
Po zakończeniu wszystkich rozmów, a trwały  jeszcze na parkingu pojechaliśmy do Elbanowskich. Ja już chciałam do domu, bo na pewno umrą  bez nas. Tu tylko wspomnę,że duża część mojej przemowy dotyczyła tego, że nie należy być nadopiekuńczą matką;-D
Mój Ukochany, znając moje histerie stwierdził, że ok, tylko jedziemy na chwilę by pogadać bo dawno nie mieliśmy szansy się zobaczyć. Zapomniałam, że z Karoliną nie jest łatwo. Wysłuchała mojego tłumaczenia, dlaczego tylko na chwilę i :
-No wiesz, wyluzuj królowo. Jakbym rozmawiała z neurotyczną matką jedynaka.
No i oczywiście na nic moje argumenty. A przecież przegadać mnie nie jest łatwo:). A obaj panowie mieli niezły ubaw i coś podejrzewam, że mój mąż to zaplanował.
Niemniej jedliśmy i gadaliśmy:))) A o 5 rano po cichu i angielsku się zwinęliśmy. Teoretycznie by uniknąć korków a praktycznie z obawy na co mnie jeszcze namówi Karolina:))))
W domu czekał stęskniony Piotruś i na początku nie chciał zejść z moich rąk. Inni też jakby lekko obrażeni. Ale świetnie dali sobie radę. Moje lęki i wyobrażenia, że beze mnie nie przeżyją okazały się totalną pomyłką. Nie wiem jak ja to przeżyję.
I tylko od Asi usłyszałam:
-No ładnie, pojechałaś tak bez całuska!
Gdzie ona podłapuje te powiedzonka???
Wróciłam jako flak absolutny, ale psychicznie zresetowana:). I od razu wpadła na to, że przed świętami jeszcze musimy coś zrobić z naszą sypialnią. A właściwie graciarnią, w którą się powoli zamienia.Plan już jest, tylko czekamy na "pierwszego", bo chwilowo nie mamy na farbę. No ale jak ktoś się włóczy po warszawkach:)))
Dorwałam też książkę "W Paryżu dzieci nie grymaszą", jak tylko przeczytam nie omieszkam się podzielić.
Na razie wracam do stęsknionej hałdy prania i pagórka skarpetek. Ich miłość do mnie jest nieodwzajemniona, ale czuję, że żyję!!!
Jeszcze się pochwalę, że w nowej Frondzie już jest mój artykuł o rodzeństwie:)

1 komentarz:

  1. Ogólne gratulacje: wykładu, wyjazdu, kreacji i spotkania z przyjaciółmi. Zielonam z zazdrości...My teraz tylko ten ślub i ślub. Chyba potem wyjedziemy w podróż poslubną, uważam, że zasłużyliśmy ;)
    Zdrowia dla Taty, będziemy o nim pamiętać!

    OdpowiedzUsuń